Agnieszka Radwańska: Nigdy nie mów "nigdy". Może wrócę na kort
Agnieszka Radwańska, finalistka Wimbledonu 2012 i był wiceliderka rankingu WTA pojawiła się w Bytomiu na mistrzostwach Polski w tenisie. Przyjechała tam towarzysko i na spotkania z dziećmi, była sportsmenka jest bowiem ambasadorem dobrej woli UNICEF. W rozmowie z Polsatem Sport przyznała, że na razie nie myśli o powrocie na kort, ale... - Nigdy nie mów nigdy - oznajmiła zwyciężczyni kończącego sezon 2015 turnieju WTA Finals. Radwańska oceniła też występ Polaków w tegorocznym Wimbledonie.
Justyna Kostyra: Czy myślałaś o tym, by zagrać w mistrzostwach Polski? Tak jak Marta Domachowska.
Agnieszka Radwańska: Fajnie jest pobyć na obiekcie, na którym grało się wiele razy przeróżne turnieje, do lat 12 czy 14. Ale czy mnie kusiło? W tym roku na pewno nie, może dlatego, że ta nawierzchnia nie jest moja ulubioną. Nie planowałam tutaj zagrać, ale namówiłam Martę Domachowską i ona zagrała tu po długiej, długiej przerwie. Może więc i ja się kiedyś skuszę, nigdy nie mów nigdy, więc zobaczymy.
ZOBACZ TAKŻE: Krawczyk i Skupski wygrali Wimbledon
Twoją ulubiona nawierzchnią zdecydowanie była ta trawiasta. Jesteś najlepsza osobą, którą można zapytać o to, co się czuje, gdy wychodzi się na finał Wimbledonu. Droga na kort centralny jest dosyć długa i kręta.
Faktycznie, jest to zdecydowanie inne wyjście niż na inny kort i w innym dniu. Czułam nerwy, pamiętam, że miała tzw. kluskę w gardle. Idąc korytarzem widzi się te wszystkie zdjęcia, widzi się, kto ten turniej wygrał. Na kort schodzi się długimi schodami, masz kwiaty w ręce i wiesz, że full stadion czeka właśnie na ciebie. To robi ogromne wrażenie i tego nie da się opisać. To trzeba samemu przeżyć.
Często wracasz myślami do spotkania z Sereną Williams? Może jest jakiś inny mecz na Wimbledonie, który częściej wspominasz.
Wspominam mnóstwo meczów z Wimbledonu. Tak naprawdę dużo spotkań z kortu centralnego. Na przykład taki mecz ze Swietłaną Kuzniecową, to chyba była czwarta runda. Wygrałam ten mecz, a w trzecim secie przegrywałam już 1:4. Wygrałam chyba 8:6, ale było tyle emocji, że mogę się mylić. Ale całe spotkanie pamiętam doskonale, bo podczas niego jedną noga byłam już w domu. Takie mecze się pamięta, tym bardziej, że trwał około trzech godzin. Oczywiście pamiętam też wszystkie mecze na Wimbledonie z Sereną i z Venus, szkoda, że statystykę z nimi mam nie najlepszą. Ale trudno, co zrobić. Trafiłam na takę erę tenisa, a nie inną. Ale mogę się pochwalić, że w najlepszych latach grałam z legendą światowego tenisa, jaką jest Serena. A sam Wimbledon zawsze wspominam z uśmiechem na twarzy, już od czasów juniorskich.
ZOBACZ TAKŻE: Czy Novak Djokovic wystartuje w Tokio?
Śledzisz wyniki naszych tenisistów na bieżąco. Jak podsumujesz występ naszych reprezentantów w tym roku? Nas rozpiera duma.
Muszę szczerze powiedzieć, że nie spodziewałam się takiego wyniku. Zapytana, kiedy Hubert zrobi pierwszy półfinał, to raczej stawiałabym na korty twarde. Później na ziemne, a dopiero na końcu na trawę, więc byłam naprawdę zaskoczona, że to Wimbledon. A Hubert grał fenomenalnie, zwycięstwo nad Federerem właśnie na Wimbledonie, na korcie centralnym robi wrażenie. Tym bardziej, że wygrał w trzech setach. Szkoda, że zakończył na półfinale, ale ten występ zapisuje na bardzo duży plus. Oby takich turniejów było więcej. To da mu ogromne doświadczenie, wyciągnie dużo wniosków i może być tylko lepiej. Jeżeli idzie o Magdę Linette, to szkoda tego przegranego meczu, który był do wygrania. Mogła awansować do czwartej rundy i zrobić swój najlepszy wynik w karierze, ale muszę przyznać, że od stanu 0:3 w trzecim secie jej przeciwniczka zagrała perfekcyjnie. Zabrakło naprawdę niewiele, jakiegoś drobnego szczegółu. Z kolei Iga Świątek robi postępy, musi częściej wykorzystywać swoje atuty w grze na trawie. Myślę, że niedługo pokaże, że i na tej nawierzchni może wygrywać. Wszystko przed nią.
Cała rozmowa z Agnieszką Radwańską:
Przejdź na Polsatsport.pl