Iwanow: To było Euro selekcjonerów!
Dotychczas wielkie reprezentacyjne turnieje kojarzyły mi się z imprezami gwiazd. To one odgrywały kluczowe role i im poświęcano najwięcej miejsca w mediach. Tak było z Michelem Platinim na EURO 84, Diego Maradoną na mistrzostwach świata w 1986 roku, Lotharem Matthausem cztery lata później czy Zinedinem Zidane’m oraz Brazylijczykiem Ronaldo podczas kolejnych mundiali. Teraz mocniej błyszczą gwiazdy trenerów.
Po raz pierwszy tendencja ulegała lekkiej zmianie, gdy nastąpiła dominacja reprezentacji Hiszpanii, która miała wielu znakomitych piłkarzy ale czy ważniejszy wtedy był Torres, Xavi, Iniesta czy Casillas? To była już sprawa trudna do rozstrzygnięcia. EURO we Francji wygrała Portugalia, której w finale za długo nie mógł pomóc w decydującym meczu z gospodarzami turnieju Cristiano Ronaldo, a „śmietankę” spił wówczas Eder, który tak znaczącego występu ani wcześniej ani później już nie miał. Teraz znów była to impreza bardziej drużyn niż indywidualności. Ale w moim przekonaniu to EURO stworzyło innych bohaterów: tych na stanowisku selekcjonera.
Największymi „gwiazdami” byli dla mnie właśnie trenerzy. Ze swoimi zmianami taktyki i ustawień nie tylko w następujących po sobie spotkaniach ale także w ich trakcie. Od Luisa Enrique, przez Kaspera Hjulmanda, Garetha Southgate’a po najlepszego w tym gronie Roberto Manciniego, który tę partię, a w zasadzie siedem mistrzowskich partii, zdecydowanie najlepiej rozegrał. Choć wcale w swej talii nie miał najmocniejszych kart.
ZOBACZ TAKŻE: Trener Anglików zabrał głos po porażce w finale Euro 2020
A już w ćwierćfinale stracił swojego niespodziewanego asa Leonardo Spinazzolę, który przecież do imprezy wcale w tej roli nie przystępował. Reakcje na przebieg poszczególnych spotkań, różne wariacje szczególnie w drugiej linii, ataku jak i na skrzydłach pokazały, jak jest on w stanie właściwie zarządzać meczem i zasobami ludzkimi. Federico Chiesa zaczynał EURO jako zmiennik, Lorenzo Insigne na pewien czas finału przesunięty został z powodzeniem na szpicę i obrona Anglików dopiero wtedy zaczęła pękać.
Swoją rolę przy golu na 1-1 odegrał nieoczywisty tak szybko wprowadzony zmiennik Bryan Cristante, czego pewnie też nikt nie mógł się spodziewać. Każda zmiana w finale wprowadzała poprawę w danym sektorze boiska, zmieniała przebieg gry, dawała impuls. W końcu przyniosła efekt w postaci złota.
Drużynie, która nie miała takiego artysty jak Kevin De Bruyne, snajpera w stylu Romelu Lukaku czy Roberta Lewandowskiego czy – po zerwaniu Achillesa przez Spinazzolę - piłkarzy na bokach obrony, którzy tak miażdżyliby swoimi akcjami defensywę rywali, jak robili to Jacob Maehle, Luke Shaw, Denzel Dumfries czy mniejszym wymiarze osoba Roba Goosensa.
Mancini wykorzystał w tym turnieju 25-ciu z 26-ściu powołanych przez siebie piłkarzy. Nie skorzystał jedynie z trzeciego bramkarza Alexa Mereta. Nawet Salvatore Sirigu miał szansę w meczu z Walią wyłapać kilka piłek, ale świat, bardziej niż to, pamiętać będzie jego przemowy do ucha Gianluigiego Donnarummy przed dwoma konkursami jedenastek. Co mówił, zostanie ich tajemnicą. Ale nie szkodzi. Po prostu w każdym geście piłkarzy podczas tego turnieju widać było, że jest to DRUŻYNA. Bez wodza byłoby to jednak niemożliwe do zbudowania.
Mancini to jedno, bez dwóch zdań. Ale popatrzmy na jego sztab z Alberico Evanim, Gabrielle Orialim, Daniele De Rossim i Gianlucą Viallim. Jeżeli ktoś ich nie pamięta, warto sprawdzić CV każdego z nich, by sobie przypomnieć ich reprezentacyjne i klubowe dokonania. Lista sukcesów będzie dość długa.
To wielkie osobowości, traktowane z respektem i poszanowaniem w całej Italii więc chyba czujecie, jak w tym gronie czują się piłkarze „Squadra Azzura”. Współpracownicy Roberto wiedzą doskonale, co znaczy „wielka gra” i jak ma funkcjonować zespół, która może dokonać czegoś wielkiego. Mądry szef jest tym skuteczniejszy, im ma lepszych doradców, na których może polegać.
Zasada to prosta i nie dotycząca tylko futbolu czy innych dziedzin sportu ale i wielu innych gałęzi życia. Mancini miał wsparcie, a dzięki temu właściwie zarządzana była jego boiskowa armia. I choć nie mamy aspiracji aby zostać mistrzem Europy może wypadałoby spojrzeć jednak w stronę Italii? Sami piłkarze mogą nie wystarczyć do osiągnięcia sukcesu. Równie istotne jest to, kto ich otacza.
Przejdź na Polsatsport.pl