Greg Hancock: Połowa mnie mówi, że nadal byłbym lepszy od większości żużlowców
Greg Hancock
- Jeśli chodzi o stan umysłu cały czas myślę, że mógłbym rywalizować na topie. To takie towarzyszące uczucie w kościach, po tylu latach jazdy, że byłbym w stanie w każdym momencie wskoczyć na motocykl i walczyć z chłopakami, prawdopodobnie będąc lepszym od większości z nich. To takie automatyczne myślenie, że mógłbym jeszcze jeździć, lecz potem przychodzi myśl, że jednak lepiej nie ryzykować i pewnie byłbym gorszy od większości zawodników - powiedział Greg Hancock w rozmowie dla Polsatu Sport.
Tomasz Lorek: Myślę, że przełomowym momentem w twojej karierze było rozpoczęcie współpracy z Pro Drive - brytyjską firmą inżynieryjno-tuningową.
Greg Hancock: Zgadza się. W 2009 lub w 2010 roku zaczęliśmy pracować wspólnie nad ramami. W 2010 roku wprowadzili na rynek ramę, która dla mnie była wprost fenomenalna. Wygrałem wówczas Grand Prix w takim chorwackim mieście...
Gorican.
Gorican. To był pierwszy raz, kiedy turniej Grand Prix zawitał na Millennium Stadium. Urodziny miał wtedy ojciec Juricy Pavlica.
Zvonko Pavlic.
Udało się wtedy wygrać GP Chorwacji i pamiętam, że po sesji treningowej powiedziałem Rafałowi, że na tej ramie jestem w stanie zdobyć mistrzostwo świata. On skwitował "serio?". Stwierdziłem "mówię Ci, to jest to!".
To było proroctwo.
Wygraliśmy ten turniej, a rok później wszystko potoczyło się znakomicie.
W sezonie 2011 wygrałeś aż cztery spośród jedenastu rund GP.
Mieliśmy wtedy dobrą passę. Cały czas uczyliśmy się i poznawaliśmy nowe rzeczy, chcąc być coraz lepszym. Będąc coraz starszym zawodnikiem, wiedziałem, że nie mogę po prostu ścigać się na pełnym gazie. Musiałem być trochę sprytniejszy i dysponować lepszym sprzętem. To była praca zespołowa całego teamu.
Pamiętam Greg jeszcze jedną fantastyczną osobę z twojego otoczenia. Bardzo spokojny jegomość. Spotkałem go w hotelu podczas śniadania przed turniejem Grand Prix w Vojens. To Eddie Bull, był niesamowicie wyciszony.
Oj tak. To bardzo skromna osoba, który czyni cuda z silnikami. Geniusz inżynierii. Współpracowałem z Eddiem przez wiele lat.
To chłopak z Wysp Brytyjskich.
Zgadza się. Współpracował z wieloma mistrzami - Bruce'm Penhallem, Erikiem Gundersenem. Z Eddiem przeżyłem wiele wspaniałych chwil. Kiedy zacząłem częściej ścigać się na kontynencie niż w Anglii - w Szwecji, Danii, Polsce, a także w Czechach, było wówczas coraz trudniej wydobywać z tych silników właściwą moc, nad którą Eddie pracował na Wyspach. Ostatecznie postanowiłem zmienić tunera, który miał inne spojrzenie na kontynentalne tory.
Eddie był odpowiedzialny za silniki Bruce'a Penhalla, kiedy Amerykanin ścigał się dla Cradley Heath oraz innych angielskich ekip.
To prawda. Pomagał mu, a także Erikowi Gundersenowi. Tych wielkich nazwisk było sporo - Jan Osvald Pedersen, Billy Hamill.
Pocisk.
Pocisk. Stare dobre czasy. Eddie to dobry człowiek.
Dobrze pamiętam moment, kiedy przedstawiłeś mnie Bruce'owi Penhallowi. Byłem małym chłopcem, kiedy mój tata zabrał mnie pierwszy raz na żużel. Podejrzewam, że w twoim przypadku było podobnie, kiedy tata zabrał cię na speedway i wiedziałeś, że to jest to co chcesz w życiu robić. Bruce zjawił się w Toruniu lata po tym jak zakończył karierę. Powiedziałeś mu, że przedstawisz go mnie. Bruce rzekł, że wiedział iż Billy Hamill zostanie mistrzem świata przed Gregiem, ale dodał od razu, że ze względu na "długowieczność" Grega, jego mądrą jazdę, będziesz ścigał się przez lata. W 2018 roku byłeś piątym żużlowcem na świecie, jeżdżąc w 2. lidze polskiej. Któż inny mógłby tego dokonać? Może Jackie Young w latach '50?
Bruce zawsze był moim bohaterem i uważnie słuchałem tego, co mówił. Zawsze miał na mnie duży wpływ i tak jest do dzisiaj. Nadal utrzymujemy kontakt. Korzystałem z jego rad, ale byliśmy również przyjaciółmi. Myślę, że Billy był ode mnie agresywniejszy na torze.
Miał iskrę w oku.
Jeżeli tylko dostrzegł lukę, wjeżdżał tam, podczas gdy ja zastanawiałem się - czy jest tam wystarczająco dużo miejsca przy bandzie? Pewnie takie podejście kosztowało mnie utratę kilku tytułów, ale wiedziałem, że jestem długodystansowcem.
Kiedy mówiłeś o początkach współpracy z Rafałem Hajem, wspomniałeś o Pradze. Pamiętam, że właśnie w Pradze wręczyli ci szampana z okazji twojego 500 wyścigu w cyklu Grand Prix. Powiedziałeś wtedy: "to dla mnie kiepski wieczór, jak mam teraz emanować entuzjazmem?" Potem jednak odłożyłeś butelkę szampana i przyznałeś: "niezły ze mnie zawodnik - 500 wyścigów w cyklu Grand Prix brzmi dumnie".
W takich momentach zaczyna to do ciebie docierać - 500 wyścigów.
Nie jestem stary, lecz doświadczony.
Tak. "Nie jestem stary, jestem doświadczony". Tak jak wtedy, podobnie teraz, kiedy trenuję lub testuję sprzęt, pracując dla klubu - wciąż wsiadam na motocykl, rozmawiam z Maćkiem Janowskim czy Lukiem Beckerem i czuję się jakbym był ich rówieśnikiem. Ale nagle uświadamiam sobie "nie, nie jesteś już takim dzieciakiem jak kiedyś". Wciąż jednak myślę w ten sposób.
3 czerwca skończysz 51 lat. Tego dnia urodziny ma też sławny tenisista Rafa Nadal.
Myślałem, że jest młodszy ode mnie (śmiech).
Ja jestem rocznik '73.
Wydawało mi się, że powiedziałeś, że skończę 51?
Ciągle uważam, że z twoją techniką oraz tym, jak operujesz manetką gazu, ciągle byłbyś w stanie punktować w każdej lidze w Polsce - drugiej, pierwszej, ekstralidze. Nadal masz takie odczucie?
Jeśli chodzi o stan umysłu cały czas myślę, że mógłbym rywalizować na topie. To takie towarzyszące uczucie w kościach, po tylu latach jazdy, że byłbym w stanie w każdym momencie wskoczyć na motocykl i walczyć z chłopakami, prawdopodobnie będąc lepszym od większości z nich. Druga część mnie mówi mi jednak, że rok temu postanowiłem zakończyć karierę mając swoje powody. To takie automatyczne myślenie, że mógłbym jeszcze jeździć, lecz potem przychodzi myśl, że jednak lepiej nie ryzykować i pewnie byłbym gorszy od większości zawodników. Niech zostanie tak jak jest (śmiech).
Ojcostwo to coś bezcennego. Pamiętam jak byłem spikerem na zawodach żużlowych w Gnieźnie i spytałeś mnie szepcząc do ucha: "hej Tomasz, jak smakuje ojcostwo?" To najtrudniejsze zajęcie na świecie, ale jednocześnie napawające cię dumą. Kiedy twój syn Wilbur przyszedł na świat, pojawił się świetny artykuł cenionego brytyjskiego dziennikarza Richarda Clarka, który powiedział "Wilbur, spokojnie, twój tata nie ma stu lat. On tylko ściga się w setnej rundzie Grand Prix w Gelsenkirchen. Jest o wiele młodszy". Wychowując swoje dzieci, zachęcałeś je do uprawiania sportu, czy zostawiałeś im wolną rękę, mówiąc róbcie, co kochacie, a ja was będę wspierał?
Uczyniłem dokładnie to samo, co uczynił ze mną mój tata. Czasami kiedy dorastasz nie jesteś pewny czy chcesz robić, to co twoi rodzice. Oni jednak zachęcali mnie do wielu rzeczy, a mój tata jeszcze bardziej zachęcał mnie do uprawiania różnych sportów. Tak się złożyło, że zaprowadził mnie na speedway, gdy miałem 5 lat. Rzucił przynętę, a ja złapałem haczyk. Uprawiałem naprawdę mnóstwo dyscyplin, które mogę uprawiać także teraz. Nie mówię, że jestem w nich dobry, ale je uprawiam.
Koszykówka?
Koszykówka, baseball, futbol amerykański, tenis, piłka nożna. Wszystko to, co uprawiałem za dzieciaka w szkole. Grałem z kolegami, ale nigdy nie występowałem na żadnych zawodach drużynowych. Jazda na rowerach bmx, skateboarding, również uprawiałem surfing. Było tego całe mnóstwo. Tata chciał, żebym uprawiał jakiś sport w liceum. Zawsze kochałem koszykówkę. To był mój ulubiony sport, jednak widząc mój wzrost, domyślasz się, że byłoby mi trudno.
Mógłbyś być rozgrywającym.
Mój tata miał bzika na punkcie koszykówki.
Uprawiał ten sport?
W szkole średniej. Później już nie. Po szkole ożenił się, pojawiły się dzieci i rozkręcił swój biznes. Ja uprawiałem wiele sportów, zawsze byłem otoczony sportowcami. Był taki okres, gdy miałem 10-12 lat, że byłem pulchny. Potem schudłem, zacząłem interesować się motocyklami i jeździć na żużlu. Żużel to moje życie. Nie zachęcam ich do tego samego, ale trudno jest, aby nie byli zainteresowani tym sportem, skoro dorastali widząc mnie ścigającego się - Wilbur całe swoje życie, podobnie Bill, a Karl przez 1/3 swojego życia. Wszyscy kochają ten sport. Bill nie jeździ na motocyklu, ponieważ gra w futbol amerykański oraz w piłkę nożną razem z Karlem. Obaj mają bzika na punkcie sportu. Mają mnóstwo energii. Cokolwiek dzieje się, oni biorą w tym udział. Wilbur aż tyle nie ćwiczy.
Dusza naukowca.
Lubi ćwiczyć tyle, ile potrzebuje. Ma ścisły umysł. Zawsze chce czegoś więcej, lubi wiedzieć co i jak. Interesuje go zrozumienie procesu, musi mieć uporządkowane fakty. Jest zawsze dziesięć minut przed czasem i dziesięć minut dłużej niż trzeba. Jest dobry z matematyki, ale cała trójka dobrze się uczy. Wilbur i Bill są studentami. Wilbur jest muzykiem, gra na gitarze.
Jak Jimmy Page z Led Zeppelin.
Bardzo się zaangażował również w media. Prowadzi rozmowy online o żużlu.
Jak słynny David Coombs, reporter na supercrossie.
A może będzie też kolejnym Tomaszem Lorkiem? Niesamowicie czuje się z mikrofonem w ręku, stojąc przed kamerą. Jest z tym oswojony przez całe swoje życie. Jak widzisz fotografie, kiedy miał sześć, siedem lat, kiedy pozuje do kamery, mówisz sobie "wow". Nie wiem czy zostanie żużlowcem, ale prawdopodobnie tak.
W twojej cudownej rodzinie znajduje się wspaniała żona Jenny, zodiakalna Lwica, która pochodzi ze Szwecji. Jeżeli masz kreatywną żonę, która też motywuje cię do zrobienia kolejnego kroku w bardzo delikatny sposób, musisz być wniebowzięty.
Jestem wielkim szczęściarzem. Dla mnie to najwspanialsza żona, jaką mogłem sobie wymarzyć. Myślę, że wszyscy tak myślimy o swoich drugich połówkach, co jest wspaniałe. Jest ona naszą opoką w rodzinie, terapeutką.
Ostoją?
Dokładnie. Jest dla nas źródłem energii, trzyma nas wszystkich w ryzach, pilnuje, aby wszystko było w porządku. Nie to, że chodzimy na paluszkach... Ma w domu czterech facetów - trzech synów i mnie. Pilnuje nas wszystkich i to ona sprawiła, że nadal byłem tak długo w sporcie. Wiele razy myślałem sobie, że może mój czas już się skończył, że może już nie warto się ścigać. Myślałem sobie - może już nie będę lepszy, nie zostanę kolejny raz mistrzem, osiągnąłem już swój szczyt. A kiedy coś ci nie wychodzi i nie znajdujesz odpowiedzi, zaczynasz się tym wszystkim męczyć. Sport nie sprawia ci już przyjemności, polityka obecna w sporcie też cię irytuje. Doszedłem do momentu, w którym stwierdziłem - jest tyle regulacji, przepisów, z którymi trzeba sobie radzić, a ja jedynie chcę się ścigać i wygrywać. Wszystko się zmienia. Sport staje się jak piłka nożna, gdzie nie jesteś tak dostępny dla kibiców jak kiedyś, pojawia się więcej mediów i reklam. Za tym wszystkim idzie zmiana. Przez wiele lat byłem świadkiem przemian w trakcie różnych pokoleń. W pewnym momencie myślisz sobie, że to co robisz jest zupełnie niepotrzebne, ale tak już jest i albo się z tym pogodzisz, albo spadaj. Był moment, kiedy byłem w tej kwestii bardzo poważny, ale moja żona powiedziała mi "Oszalałeś? Oszukujesz samego siebie. To co mówisz to nonsens". Porozmawialiśmy o tym otwarcie i sprawiła, że nie wycofałem się. Powiedziała: przełóż nogę ponad ramą i jedziesz. Podziękowałem jej za to...
Czysta przyjemność.
...trzy mistrzostwa świata później (śmiech).
Mówisz po szwedzku ze względu na żonę?
Tak. Kiedy spotykaliśmy się całą rodziną przy stole, a jej dziadkowie nie mówili po angielsku, więc popijając kawę mogłem jedynie powiedzieć po szwedzku "jak się masz".
Co najwyżej siena, siena (siema, siema)
Nie masz nic do powiedzenia, podobnie jak oni. Pewnego razu siedzieliśmy przy stole i jej dziadek zaczął mówić do mnie kilka słów po angielsku. Wtedy stwierdziłem - okej, teraz ja muszę nauczyć się szwedzkiego. Oni byli coraz starsi i próbowali mówić ze mną po angielsku, a ja siedzę jako ten młodszy i powinienem był coś z tym zrobić. Nauka nabrała rozmachu, kiedy urodził się Wilbur. Nauczyłem się wielu słów, także takich, po których miałbym kłopoty.
Jak pieluchy?
To później (śmiech). Zazwyczaj to znajomi uczą cię takich słów, po których możesz mieć problemy, a oni będą się z tego śmiać. To normalne. Kiedy Wilbur się urodził, zaczęliśmy czytać mu książeczki dla dzieci, które zawierały bardzo podstawowe zwroty - woda, niebieskie auto, psy, koty, koszykówka, szkoła itd. Nagle zacząłem łączyć ze sobą te słowa, dokładając gramatykę i odpowiedni kontekst, co było najtrudniejsze. Wszystko zaczęło się właśnie od książek dla dzieci i potem potoczyło się bardzo szybko. Potem pomyślałem o Rafale, który nie znał słowa po angielsku, włączył sobie płytę CD do nauki w samochodzie i słuchał jej non stop aż zaczął mówić płynnie. Nawet jeżeli czegoś nie zrozumie, to poprosi cię o powtórzenie, ale nigdy nie boi się popełniać błędów. To było najważniejsze.
Odwaga w nauce.
Dokładnie. Zauważyłem, że wszyscy Polacy, których znam, zwłaszcza związanych z żużlem, mają podobnie. Zdają sobie sprawę, że mogę popełnić błąd, ale nikt nie będzie się śmiał. Prawdziwi ludzie nie śmieją się z ciebie, mogą śmiać się z tobą.
Kiedy bywałeś na galach FIM i poznawałeś takie postaci jak Mick Doohan, wielokrotny mistrz MotoGP w Helsinkach czy Ryan Dungee i Jeremy McGrath - osobistości ze świata sportów motorowych i samochodowych. Rozważałeś kiedyś by zostać kierowcą w Monster Truck? Dziewczyny też są kierowcami Monster Trucków. Byłoby to dobre doświadczenie czy stwierdziłbyś: nie, nie, to nie dla mnie.
To raczej nie dla mnie. Ten sport to szaleństwo, patrząc jak to wygląda. Ten sport wkroczył na zupełnie inny poziom. Damon Bradshaw to były zawodnik w supercrossie i motocrossie. Prawdziwe motocyklowe zwierzątko. Został kierowcą Monster Truck. Spotkaliśmy się na wydarzeniu, które miało miejsce w Sztokholmie na Friends Arena. To była ciekawa odmiana móc zobaczyć coś takiego. Lubię oglądać Monster Truck, ale na ogół przez pierwsze 20, 30 minut. Później mówię sobie, że wystarczy. Ale wtedy, kiedy spotkałem Matta Damona, który zaczął pokazywać niesamowite rzeczy i pokazał mi jak wygląda Monster Truck od spodu...
Nie było szans na nudę.
Kiedy ktoś ci tłumaczy na czym to polega i potem to demonstruje, mówisz sobie, że to szaleństwo.
W Monster Truckach paliwem jest także metanol.
Te auta wymagają niesamowitej mocy, więc potrzebne jest najlepsze paliwo. To naprawdę odlotowy sport, chociaż nigdy nie myślałem, że go uprawiać. Teraz też chyba powiedziałbym nie (śmiech).
Greg, na koniec pierwszej części naszej rozmowy chciałem cię jeszcze zapytać o jedno. Zawsze byłeś świetnym ambasadorem żużla, osobą skorą do pomocy i dzielenia się swoją wiedzą, a także ikoną, która przekonywała do tego sportu ludzi, którzy nie mieli bladego pojęcia o speedwayu. Jeżeli zatem ktoś przyszedłby do Ciebie i powiedział "Greg, chcemy cię wysłać na Jowisza - największą planetę w układzie słonecznym" - zgodziłbyś się zrobić kilka kółek na motocyklu, co byłoby wielką reklamą dla żużla.
Moim pierwszym pytaniem byłoby - ile czasu miałaby trwać podróż? Potem rozważyłbym taką propozycję.
Jaka tam jest temperatura, jaką oponę założyć oraz zębatki.
Oczywiście. Gdyby były tam organizowane zawody, chciałbym mieć pewność, że jestem do nich dobrze przygotowany, żeby być pierwszym, które je wygra.
Pierwszy żużlowiec na Jowiszu.
Indywidualny mistrz Jowisza, całego świata.
Układu słonecznego.
Rozmowa z Gregiem Hancockiem w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.plZOBACZ TAKŻE WIDEO: Boniek: Nie będziemy tutaj rozmawiać o piłce