Tokio 2020: Justyna Święty-Ersetic: Chce spełnić olimpijskie marzenie
Rok 2021 rozpoczęła od medalu halowych mistrzostw Europy, gdzie biegała z bólem, o którym nikomu nie mówiła. Później nie złamał jej COVID-19 ani kontuzja. Igrzyska w Tokio będą trzecimi w jej karierze. To właśnie w Japonii Justyna Święty-Ersetic chce dogonić olimpijskie marzenia.
Gdyby w 2013 roku ktoś powiedział, że za 8 lat w Polsce będzie dziewczyna, która na 400 m zostanie multimedalistką mistrzostw Europy i świata, to większość osób popukałaby się w czoło. Sukcesy Ireny Szewińskiej były mglistym wspomnieniem, a na igrzyskach olimpijskich w Londynie polska sztafeta 4x400 m zajęła piąte miejsce.... w biegu eliminacyjnym i odpadła z dalszej rywalizacji. W składzie zespołu była już jednak 19-latka z Raciborza, zadziora, która siłą swojego charakteru chciała wyszarpać marzenia.
Zobacz także: Tokio 2020: Daria Pikulik: spełnia się marzenie o olimpijskim starcie z siostrą
Robiła to krok po kroku. Już w 2014 roku zasygnalizowała swoją wolę dołączenia do światowej czołówki podczas halowych mistrzostw świata w Sopocie. Była jednak dwa razy czwarta — indywidualnie i w sztafecie. W pecha jednak nie wierzyła, a zaufała ciężkiej pracy. Przełom nastąpił rok później, gdy w Pradze piękne polskie dziewczyny wywalczyły brąz halowych mistrzostw Europy. Później do niego dołożyły krążki ze wszystkich możliwych imprez na całym świecie, poza igrzyskami olimpijskimi. W Brazylii w 2016 roku Polki finiszowały siódme. To był jednak dopiero początek ery "Aniołków Matusińskiego" - najbardziej utytułowanej grupy w polskiej lekkiej atletyce w XXI wieku.
"Gdybyś mi powiedział parę lat temu, że w finale mistrzostw Polski siedem dziewczyn pobiegnie poniżej 53 sekund, to uznałabym cię za wariata" - śmiała się kilka tygodni temu Święty-Ersetic po zdobyciu srebrnego medalu mistrzostw Polski w Poznaniu. Tam przegrała z Natalią Kaczmarek — rewelacją sezonu, koleżanką ze sztafety. Jednak to 29-latka z Raciborza wciąż jest największą polską nadzieją na nawet trzy finały igrzysk olimpijskich w Tokio.
Zgłoszona została bowiem do biegu indywidualnego oraz sztafet żeńskiej i mieszanej.
"Mam nadzieję, że będę podczas igrzysk olimpijskich bardzo zajętą osobą. Na pewno chciałabym startować w biegu indywidualnym i kobiecej sztafecie. Co z mikstem? Najbliższe tygodnie pokażą. Ta konkurencja będzie jednak rozgrywana jako pierwsza, więc trzeba będzie szybko podejmować decyzje. W ogóle uważam, że sztafeta mieszana jest bardzo widowiskowa dla kibica. W Doha przerabiałam jednak bieganie na wszystkich możliwych frontach i później pojawił się przesyt. Decyzje na szczęście są przed nami i będziemy wybierali najważniejsze cele" - powiedziała PAP podwójna mistrzyni Europy z Berlina z 2018 roku.
Lekkoatletyka kocha matematykę, a ta pokazuje wprost, że polska sztafeta mieszana złożona z dwóch najsilniejszych ogniw z reprezentacji męskiej i żeńskiej śmiało może myśleć nawet o walce o brązowy medal. Nadrzędnym celem dla "Aniołków Matusińskiego" będzie jednak podium rywalizacji pań, które zwieńczyłoby wspaniałą historię grupy uśmiechniętych dziewczyn, "Grażyn", które zna chyba każdy kibic polskiej lekkiej atletyki. Dziewczyn z pazurem, charakterem, silną wolą. Bo bez silnej woli i charakteru biegania 400 m nie ma.
"Oczywiście, znam już smak finału mistrzostw świata w indywidualnym biegu na 400. Umówmy się jednak, że tam szans na medal nie ma, bo światowa czołówka prezentuje poziom kosmiczny. Nie boję się za to deklaracji w sprawie sztafety, bo od dawna powtarzamy, że chcemy z Tokio przywieźć medal, najlepiej złoty" - wskazała Święty-Ersetic.
17 lipca polskie biegaczki wylatują na zgrupowanie do Japonii. Tam podopieczne trenera Matusińskiego będą już tylko szlifowały formę, którą wypracowywały przez lata katorżniczym treningiem.
"Po wylocie do Japonii będzie już moment na wyciszenie, ostatnie delikatne szlify, muśnięcia formy" - wskazała Święty-Ersetic. Doświadczonej biegaczki nie przeraża perspektywa igrzysk w dobie pandemii, chociaż nie raz i nie dwa udowadniała, że to doping z trybun jest tą energią, z której potrafi czerpać pełnymi garściami. "Znajdziemy sobie w wiosce olimpijskiej jakieś zajęcia w pokojach. Na pewno te igrzyska będą inne niż do tej pory, ale ważne, że mimo wszystko się odbędą. Odwołanie ich byłoby katastrofą" - dodała. Zawodniczka AZS AWF Katowice doskonale wie, co mówi, bo kto wie, czy nie jest to dla niej ostatnia szansa na dogonienie marzenia o olimpijskim medalu. Trzy lata, które dzielą nas od igrzysk w Paryżu, to w sporcie wieczność.
Trener Aleksander Matusiński także zdaje sobie sprawę, że weryfikacją jego ciężkiej pracy przez ostatnie lata z tą grupą zawodniczek będzie start w Tokio. O swojej przyszłości jako trenera sztafety mówi bardzo ostrożnie.
"Dużo zależy od Justyny, bo to zawodniczka, którą trenuję na co dzień, a także od wyniku na igrzyskach. Czas pokaże, jak dalece się wypalę. W tym roku doszły mi też znacznie większe obciążenia, bo musieliśmy Justynę +wyciągnąć+ po chorobie, zrobić dodatkowe obozy, aby jej organizm poradził sobie po okresie walki z wirusem. Na razie nie mam tego wszystkiego dość, bo naprawdę nakręcam się na igrzyska. Czekaliśmy na nie od paru lat — w zasadzie od finału w Rio. Ciśnienie jest duże (...) Wiem, że są różne głosy, ale moim zdaniem pomimo wielu kłopotów zdrowotnych dziewcząt przełożenie igrzysk wychodzi nam ostatecznie na plus. Z sytuacji beznadziejnej pozbierała się Ania Kiełbasińska. Natalia Kaczmarek jest w życiowej formie. Forma Małgosi Hołub wygląda świetnie. O Justynę jestem spokojny. Po tych wszystkich perturbacjach czas pracuje tylko na jej korzyść" - podkreślił Matusiński.
Święty-Ersetic jako cezurę czasową także wskazuje występ w Tokio.
"Po igrzyskach przyjdzie czas, aby zastanowić się, co dalej. Dwa lata temu powiedziałam sobie, że zrobię wszystko, aby w Japonii być w możliwie najlepszej formie. Niczego nie zaniedbałam, niczego nie zaniechałam, a jaki przyniesie to finał? Wkrótce się przekonamy" - powiedziała.
Przejdź na Polsatsport.pl