Jan Hołub: Zostaliśmy oszukani przez Polski Związek Pływacki
Sześcioro polskich pływaków, których wykluczonych z igrzysk olimpijskich z powodu ogromnego błędu Polskiego Związku Pływackiego, wrócili z Tokio do Polski. Reprezentanci nie ukrywają rozgoryczenia tą kuriozalną sytuacją. Wśród nich jest Jan Hołub, który w ostrych słowach skrytykował PZP. - Zostaliśmy oszukani przez nasz związek, który zachował się nieprofesjonalnie - powiedział.
Co prawda, igrzyska olimpijskie w Japonii jeszcze się nie rozpoczęły, a już sześciu polskich reprezentantów wróciło do kraju. Pływacy nie kryją rozczarowania, wskazując PZP jako głównego winowajcę zaistniałej sytuacji. Po przylocie na warszawskie lotnisko nie gryzł się w język Hołub.
- Sytuacja, która nas spotkała jest dosyć przykra. Mówiąc wprost: zostaliśmy oszukani przez nasz związek, który zachował się nieprofesjonalnie. Z tego co mi wiadomo, nie ma w naszych strukturach nikogo, kto zajmuje się ogarnianiem wszelakich reguł. Był taki pan - Jerzy Kowalski - ale on został zwolniony. Nikt do końca nie wie dlaczego. On był naprawdę świetny, po prostu wszystko zawsze wiedział. Jak się jakieś przepisy zmieniały, to zawsze był przygotowany. Teraz takiej osoby nie ma i dlatego dochodzi do takich sytuacji - stwierdził.
ZOBACZ TAKŻE: Tokio 2020: Sześcioro pływaków nie weźmie udziału w igrzyskach. Znamy nazwiska
25-letni pływak pochodzący z Wrocławia zdał relację, jak wyglądała komunikacja między Polskim Związkiem Pływackim a Światową Federacją Pływacką.
- Zostaliśmy wysłani do Japonii. Związek pisał pisma do FINA: czy my możemy jechać, czy nie. Czy mogą zgłosić więcej zawodników, czy nie. Nie dostali żadnej odpowiedzi. Jest też trochę winy światowej federacji. Zazwyczaj, jeśli nie dostaje się odpowiedzi twierdzącej na jakieś pismo, to raczej jest to odmowa. Tak to działa. Związek, zarząd, prezes, a może główny trener - zdecydowali, że po prostu wyślą nas więcej. Wyszło jak wyszło - grzmiał.
- Pismo zostało wysłane z PZP do FINA, już jak byliśmy na miejscu. W żadnym jednak momencie nie było napisane, że nasz związek uderzył się w pierś i poprosił FINA, czy mogą nam pozwolić wystartować. Gdyby pismo było wysłane w innym tonie... Z tego, co wiem, to związek wysłał pismo bardzo roszczeniowe - że to nie my popełniliśmy błędy, tylko druga strona - dodał.
FINA oczywiście się zdenerwowała i odpisała, że nie ma takiej możliwości. Potem musiał być ruszony PKOl, MKOl i pozwolili nam wymienić część zawodników. No ja niestety zostałem wymieniony. Byłem na liście zawodników oficjalnie dopuszczonych do startu. Ale wiadomo, że to jest sport i trzeba sobie powiedzieć, że są ważni i ważniejsi. Był Janek Kozakiewicz, bez którego ta nasza najlepsza, najsilniejsza sztafeta 4x100 zmiennym nie mogłaby wystartować. Bez żabkarza nie mielibyśmy czego szukać - podsumował.
Przejdź na Polsatsport.pl