Witalij Kliczko skończył 50 lat. Co robi dziś legendarny Doktor Żelazna Pięść?
Stuknęła pięćdziesiątka, dziś burmistrzowi Kijowa, a przez dziewięć lat jednemu z najtwardszych i najmocniej bijących mistrzów wagi ciężkiej Witalijowi Kliczko, oraz smutne wnioski po sobocie: decyzje sędziów wypaczających wyniki walk, czasami niszczących kariery były, są i będą. To wszystko w najnowszym wydaniu "Z narożnika PG"..
50 dla Witalija!
W poniedziałek miał pięćdziesiąte urodziny jeden z najtwardszych, chyba ciągle wśród wielkich wagi ciężkiej zbyt mało doceniany Ukrainiec - Witalij Kliczko (45-2, 41 KO). Syn oficera rosyjskiego lotnictwa zawsze wiedział, że się lubi bić - był sześciokrotnym mistrzem świata w kickboxingu, a w amatorskim boksie wygrał 180 ze 195 walk. Wśród zawodowców też poszło szybko: "Doktor Żelazna Pięść" potrzebował tylko trzech lat by zostać mistrzem świata wagi ciężkiej, wygrywając w 1999 roku przez KO z ówczesnym mistrzem WBO - Herbie Hide'em. Pierwszy - tak naprawdę jedyny raz - Witalij przegrał walkę, kiedy w 2003 roku trafił na świetnego Lennoxa Lewisa.
Co prawda statystyki pokażą, że trzy lata wcześniej, w 2000 roku Kliczko przegrał też z Chrisem Byrdem, ale tak naprawdę nie z Amerykaninem, ale z kontuzją barku w dziewiątej rundzie. Każdy, kto pamięta tamtą walkę wie, że na ringu dzielił i rządził Ukrainiec. Druga porażka, właśnie z Lewisem w Los Angeles, też była wynikiem zatrzymania pojedynku przez lekarza z powodu rozcięć brwi Witalija... ale te były wynikiem ciosów Lennoxa.
1999-2012, ale z czteroletnią przerwą, to dziewięć lat kariery na ringach pięściarza-twardziela, mentalnego i fizycznego. Kogoś, kto potrafił być mistrzem świata, później przegrywać bitwę za bitwą z kontuzjami, zrobić czteroletni rozbrat z rękawicami - i w pierwszej walce po powrocie odzyskać pas mistrzowski. Kariery ciągle niedocenianej, choć Witalij już do końca ringowych występów w 2012 roku walki nie przegrał, a tytułu nie oddał.
Sędziowskie skandale: były, są... i będą?!
Decyzja sędziego Nelsona Vazqueza, który w pojedynku Jermell Charlo - Brian Castano widział zwycięstwo Amerykanina 117-111 po raz kolejny (niestety) przywróciła gorącą dyskusję na temat ludzi, którzy jednym błędnym werdyktem mogą zniszczyć karierę. Powszechna krytyka, nawet ludzi odpowiedzialnych za organizację gali oficjalnie potępiających brak kompetencji niczego nie zmienia. Ci, którzy kiedyś uważali, że w piłce nożnej jest czy była sędziowska mafia, nawet nie wyobrażają sobie, co może uchodzić sędziom punktowym pracującym w boksie. Nawet tym, którzy decydują o przebiegu najważniejszych, pokazywanych w setkach krajów świata pojedynków, nawet o coś tak specjalnego w boksie jak komplet pasów - tak było w sobotnią noc w San Antonio.
Wszyscy krytykują, ale jedyna organizacja decydująca o losie sędziów czy Sportowa Komisja Stanowa, która sędziego może zatwierdzić ale nie musi i organizacje rankingowe wyznaczające arbitrów są od lat głuche i ślepe na każdą krytykę. Mieliśmy polskie przykłady, jak choćby sędziego ringowego Roberta Byrda, który całkowicie stracił kontrolę nad walką Krzysztofa Głowackiego z Mairisem Briedisem. Błędy, które dostrzeżono na całym świecie... ale pracy Byrdowi na galach nie ubyło.
Ale jakie trzeba mieć rodzinne "wejścia" w Sportowej Komisji Stanowej Newady, skoro nie tylko Robert, ale także jego żona są dziś w galerii niesławy... i nadal punktują walki? Bo nikt nie zapomni pani Adelajdzie punktacji 118-110 dla Canelo Alvareza w pierwszej walce Giennadija Gołowkina ze świetnym Meksykaninem. Ja też nie zapomnę, ile razy za taką punktację przepraszał na konferencji prasowej Oscar De La Hoya, który wtedy jeszcze Canelo promował.
Walka Gołowkin kontra Canelo była w roku 2017, ale przykładów całkowitego braku wiedzy o tym, co się robi - albo zwykłej korupcji, choć nikt nikogo za rękę nie złapał - jest mnóstwo. Panie sędziny nie mają zresztą szczęścia do werdyktów. Tak samo jak nie można wytłumaczyć pani Byrd, tak nie ma możliwości by usprawiedliwić punktowanie wygranej Evandera Holyfielda z Lennoxem Lewisem, w 1999 roku w Las Vegas.
Nie można, ale pani Eugenia Williams taką wygraną widziała, choć Lewis trafił "The Real Deal" 200-tu ciosami więcej. Ci, którzy powiedzą, że każdą rundę punktuje się oddzielnie? Nie ma sprawy: Lewis w piątej trafił Holyfielda 43 ciosami, ten oddał tylko 11... ale i tak według pani Williams rundę wygrał. I co? I nic - rodzina Byrdów i Williams ciągle sędziowali lub sędziują, tak jak nie mam wątpliwości, że sędziego Vasqueza też zobaczę na bokserskim szlaku.
Przejdź na Polsatsport.pl