Maria Andrejczyk: Za mną najgorsze, więc niczego od siebie nie wymagam
Oszczepniczka Maria Andrejczyk po raz drugi w karierze zawodowej będzie reprezentować Polskę podczas igrzysk olimpijskich. W wywiadzie po ślubowaniu olimpijskim oznajmiła, że w Tokio będzie walczyć do końca, a na rzutni zostawi serce.
Aleksandra Szutenberg: Jesteś w wyśmienitej formie. Jak się czujesz?
Maria Andrejczyk: Ciężko mówić o wyśmienitej formie. Z pewnością byłam w takiej na początku maja, ale zdrowie trochę pokrzyżowało mi plany. Lecę na igrzyska będąc gotowa na wszystko. Jestem przygotowana na najgorsze i oczekuję najlepszego. Nie oczekuję nic od siebie. Wiem, że będę walczyć i na rzutni zostawię serce.
W Tokio nie będzie wsparcia kibiców. Jak do tego podchodzisz?
Uwielbiam wsparcie kibiców i pełne stadiony. Kiedyś to mnie paraliżowało, ale teraz nauczyłam sobie z tym radzić i nie wyobrażam sobie zawodów bez kibiców. Jedyne co chcę zrobić na tych igrzyskach, to oddać parę naprawdę dobrych rzutów. Reszta mnie nie interesuje.
ZOBACZ TAKŻE: Tokio 2020: Czwarta część polskiej reprezentacji po ślubowaniu
Jak daleko możesz posłać oszczep?
Nie jestem w stanie tego oszacować. Na treningach rzucam po 20 albo 30 metrów, a na zawody potrafię się zmobilizować i daję z siebie wszystko.
Jakie są twoje sposoby na mobilizację? Co robisz przed startem?
Ciężko powiedzieć... Jestem osobą niesamowicie emocjonalną, więc będę skupiać się na tym, aby tłumić emocje i kontrolować je.