Tokio 2020. Polskie medale olimpijskie - ile ich było?
Polska na letnich igrzyskach olimpijskich wywalczyła 284 medale. Pierwszy medal zdobyliśmy w 1924 roku na igrzyskach w Paryżu (srebro kolarzy torowych). Pierwszy złoty medal zdobyła w 1928 roku dyskobolka Halina Konopacka. W sumie nasi sportowcy 68 razy stali na najwyższym stopniu podium i zajmując 19 miejsce w klasyfikacji medalowej wszech czasów. A wszystko zaczęło się od medalu, który zdobył dla Biało-Czerwonych człowiek... z kulą w kolanie.
Jan Łazarski jechał wtedy z kulą w kolanie, która znalazła się tam z powodu przypadkowego postrzału rewolwerowego. Wisiała nad nim groźba zakończenia kariery. Dzięki treningom nauczył się jednak z kulą żyć i uprawiać sport na wysokim poziomie. Zresztą pamiątka po wypadku została mu do końca życia. 5 lat po postrzale Łazarski wspólnie z kolegami: Józefem Lange, Tomaszem Stanikiewiczem i Franciszkiem Szymczykiem zdobył pierwszy medal na igrzyskach olimpijskich dla Polski.
Jednego więziło Gestapo, drugi został rozstrzelany
Losy autorów historycznego sukcesu były niezwykle dramatyczne. Łazarski w trakcie II wojny światowej przez osiem miesięcy był więźniem Gestapo. Przeżył. Mniej szczęścia miał Stanikiewicz, który 21 czerwca 1940 roku został dołączony do wielkiego transportu więźniów do Palmir i został rozstrzelany między innymi z Januszem Kusocińskim.
ZOBACZ TAKŻE: Tokio - MKOL odebrał akredytację szefowi rosyjskiej federacji
Po zakończeniu kariery sportowej Stankiewicz był w Warszawie kierownikiem działu sprzedaży amerykańskiego Chryslera. Po wybuchu wojny zlecono mu wyprowadzenie kilku samochodów ze stolicy. Został przypadkowo aresztowany za to, że miał przy sobie podziemną prasę.
Zgubiła złoto, uciekając … ze złotem
Halina Konopacka, zdobywczyni pierwszego złotego medalu dla Polski, zaczynała od narciarstwa. Była bardzo wszechstronna, uprawiała wiele dyscyplin, zdobyła 27 tytułów mistrzyni Polski m.in. w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą. Na igrzyskach w 1928 roku w Amsterdamie ustanowiła rekord świata (39,62 metra), a dziennikarze uznali ją Miss Igrzysk.
Po zdobyciu złota dostała telegram gratulacyjny od prezydenta Ignacego Mościckiego, a po powrocie do kraju przyjął ją marszałek Józef Piłsudski. Stała się idolem, uosobieniem sukcesu. Media pisały o niej: fenomen. Podkreślano jej urodę, wdzięk i sposób poruszania się. Mówiono, że jej dysk nabiera szybkości, zanim wypuści go z rąk.
Polska mistrzyni występowała w charakterystycznym czerwonym berecie. Rywalki nie zdołały jej pokonać w żadnych zawodach w rzucie dyskiem do końca jej kariery, czyli do 1931 roku. Złoty medal zgubiła kilka dni po wybuchu wojny w trakcie brawurowej ewakuacji złota Banku Polskiego przez Rumunię, Morze Czarne, Stambuł, Bejrut, Liban do Francji. Ona sama kierowała jednym z autobusów wypełnionych skrzyniami ze skarbem. Z Francji ponownie uciekała przed Niemcami wraz z mężem Ignacym Daszewskim. Aresztowano ich na hiszpańskiej granicy, trafili do więzienia, ale zwolniono ich po interwencji prezydenta Stanów Zjednoczonych. W 1941 była już w Nowym Yorku. Kilka lat później przeniosła się na Florydę. Była mistrzyni malowała kwiaty pod pseudonimem Helen George.
Przygnieciony przez konia stracił płuco
Pierwszym zdobywcą dwóch medali zdobytych na jednych igrzyskach dla Polski był Michał Woysym-Antoniewicz. Major kawalerii Wojska Polskiego zdobył medale: srebrny (na koniu Readgledt) i brązowy (na klaczy Moja Miła) na tych samych igrzyskach, na których wielki sukces odniosła Konopacka. Jego życiorys, to świetny materiał na filmowy scenariusz. W I wojnie światowej walczył w armii austriackiej, potem w wojsku polskim brał udział w zaślubinach z Bałtykiem i ofensywie kijowskiej. W 1939 roku brał udział w kampanii obronnej. Więziony w trzech różnych obozach niemieckich, po wojnie wyemigrował do Stanów. Woysyn-Antoniewicz był szwoleżerem z fantazją i jednym płucem. Usunięto mu je w wyniku operacji po wypadku, w którym przygniótł go jego własny koń.
Polska multimedalistka
Wyczyn Woysyna-Antoniewicza przebiła Irena Kirszenstein-Szewińska. Jako pierwsza zdobyła trzy medale na jednych igrzyskach. Te odbywały się, podobnie jak te, które zaczną się za chwilę, w Tokio, tyle że w 1964 roku. Polska lekkoatletka wróciła do kraju ze złotem w sztafecie 4x100 metrów, srebrem w biegu na 200 metrów i kolejnym srebrem w skoku w dal. To wszystko osiągnęła zaledwie po czterech latach poważnego treningu.
Szewińska zdobyła w sumie 7 medali olimpijskich, w tym 3 złote, 2 srebrne i 2 brązowe. Swego rodzaju fenomenem jest to, że medale zdobywała na czterech kolejnych igrzyskach. Pierwszy w 1964 roku, ostatni w 1976 roku w Montrealu. Startowała jeszcze na igrzyskach w 1980 roku w Moskwie, gdzie dotarła do półfinału biegu na 400 metrów.
Jej olimpijski bilans należy uznać za imponujący. Jest na czele klasyfikacji medalowej wszystkich naszych olimpijczyków. Ciężko będzie komukolwiek pobić ten rekord. Szewińska marzyła o tym, żeby być na igrzyskach w Tokio. Chciała ponownie pojawić się tam, gdzie zaczęła się jej wspaniała kariera. Tego marzenia nie udało się jej jednak zrealizować. Zmarła 29 czerwca 2018 roku po długiej walce z nieuleczalną chorobą. Przegląd Sportowy wybrał ją sportsmenką 100-lecia.
Polskie dublety i rekord w Moskwie
Kończąc wątek największych indywidualnych sukcesów Polaków na igrzyskach nie sposób nie wspomnieć Witolda Woydy, Arkadiusza Skrzypaszka i Roberta Korzeniowskiego. Każdy z nich zdobył po dwa złote medale na jednych igrzyskach. Woyda w indywidualnym i drużynowym turnieju florecistów, Skrzypaszek w pięcioboju nowoczesnym (też indywidualnie i drużynowo), a Korzeniowski w chodzie na 20 i 50 kilometrów.
Najbardziej udane były dla nas igrzyska w Moskwie w 1980 roku, gdzie zdobyliśmy aż 32 medale. Najwięcej złotych medali, po siedem, przywoziliśmy z igrzysk w Tokio, Monachium, Montrealu i Atlanty.
Na ten moment czekaliśmy 50 lat
Pisząc o polskich sukcesach na igrzyskach, nie sposób pominąć złotej drużyny piłkarzy Kazimierza Górskiego, która w 1972 roku w Monachium zdobyła złoto.
- Mój Boże, co ja mam państwu powiedzieć. Dwadzieścia lat czekałem na taki moment, ponad pięćdziesiąt lat czekało polskie piłkarstwo, sport najbardziej lubiany przez nas w kraju. Wspaniały widok, proszę państwa, wspaniały widok.... Co więcej, można dodać? – mówił słynny komentator Jan Ciszewski po finale z Węgrami, który był koncertem Kazimierza Deyny. W pierwszej połowie popełnił on błąd, po którym straciliśmy bramkę. W drugiej był tak rozjuszony, że sam strzelił dwie, pogrążając rywala.
Złoty medal olimpijski otworzył naszej drużynie drogę na piłkarskie salony. Rok później w eliminacjach do mistrzostw świata wyrzuciliśmy za burtę Anglików, a dwa lata później zostaliśmy trzecią drużyną świata. W 1992 roku, na igrzyskach w Barcelonie polscy piłkarze znów zagrali tak, że w godzinach meczów ulice polskich miast pustoszały. Jednak zespół Janusza Wójcika nie powtórzył sukcesu drużyny Górskiego. W finale przegrał 2:3 z Hiszpanią. Nie było też ciągu dalszego. Choć piłkarze rzucili hasło: zmieniamy szyld i jedziemy dalej, to olimpijczycy z Barcelony nie wprowadzili naszej piłki na salony.
Jak ostatni drań poprowadził nas do złota
Tak, jak w 1972 roku radowaliśmy się ze złota piłkarzy, tak w 1976 cała Polska żyła występami drużyny siatkarzy prowadzonej przez Huberta Wagnera. Ten objął drużynę, mając zaledwie 32 lata. Zanim pojechaliśmy na igrzyska do Montrealu, wygraliśmy w Meksyku mistrzostwa świata. Nikt jednak nie spodziewał się olimpijskiego złota. Poza Wagnerem.
Tamta drużyna przeszła do legendy, a jej zawodnicy stali się prawdziwymi gwiazdami. Może, dlatego że przez 40 lat nikt nie potrafił powtórzyć sukcesów ekipy Wagnera. A może, dlatego że Wagner stworzył wtedy zespół idealny. Swoją przygodę z zespołem rozpoczął słowami: Możecie mówić, że jestem ostatnim draniem i najgłupszym trenerem na świecie. To mnie nie obchodzi. Musicie nie tylko dokładnie słuchać, co mówię, ale i święcie wierzyć, że mam rację. Komu nie podobają się moje zasady, niech pakuje manatki – pisał w swojej książce Ryszard Bosek, podopieczny trenera zwanego „Katem”.
Niewątpliwie osoba trenera, który nie znosił słowa sprzeciwu i nie tolerował demokracji w sporcie, czyniła tamten zespół wyjątkowym. Wagner powtarzał, że tylko on ma rację. Olimpijskie złoto było dowodem na to, że miał rację. Nikt dotąd sukcesu Wagnera nie powtórzył. Na czterech ostatnich igrzyskach kończyliśmy udział na ćwierćfinale. I to pomimo tego, że w 2014 i 2018 roku zdobywaliśmy tytuł mistrza świata. Czas na wielką powtórkę? Na pewno drużyna Vitala Heynena i on sam ze swoimi szalonymi metodami ma wielką szansę sięgnięcia po medal. Czy złoty? Każdy z nich o tym marzy. My także.
Przejdź na Polsatsport.pl