Cezary Kowalski: Gdyby nie przepis o młodzieżowcu, Cracovia nie wystawiłaby ani jednego Polaka
Niby słaba, niby przaśna, ale nasza. Wreszcie ruszyła. Sezon 2021/22 rozpoczęty. Na dzień dobry zagrali beniaminkowie Termalica Nieciecza, Radomiak Radom i Górnik Łęczna. Wszyscy wypadli więcej niż przyzwoicie, zdobywając po punkcie.
Co roku powtarza się pytanie, co najlepsze zespoły ciekawej przecież i mającej swój charakter Fortuna 1. Ligi są w stanie dać ESA? Wtopić się w tło, być chłopcami do bicia czy stanowić wartość dodaną? Każdy przypadek jest inny. Można wymienić mnóstwo przykładów w ostatnich latach zespołów, które nie pasowały do towarzystwa ale nawet takich, które w sezonie tuż po awansie, kwalifikowały się do europejskich rozgrywek. Wiele w tej kwestii zależało od ruchów transferowych latem i tego, czy ekipy były sensownie uzupełniane.
ZOBACZ TAKŻE: Jagiellonia zremisowała z Lechią Gdańsk
Po pierwszych meczach obecnego sezonu trudno wyrokować i od razu wyciągać wnioski, ale w oczy rzuca się jedna rzecz łącząca zespoły z Niecieczy, Radomia i Łęcznej. Opierają swoje składy o polskich zawodników. Może to przypadek, może za chwilę to się zmieni, bo jeszcze dyrektorzy sportowi czy ludzie odpowiedzialni za politykę transferową beniaminków nie przesiąkli klimatem Ekstraklasy, ale faktem jest, że w tej kwestii się wyróżniają. I nie słychać charakterystycznego narzekania, że "Polaków nie ma, a nawet jak są, to zbyt drodzy". Owszem, za chwilę może się okazać, że rzeczywiście aby utrzymać się na tym pułapie, będzie trzeba ruszyć z kasą na Bałkany do Czech czy na Słowację, ale na razie nic na to nie wskazuje.
Radomiak w Poznaniu, gdzie grają zawodnicy zarabiający ponad sto tysięcy złotych rocznie, bez większego trudu doprowadził do irytacji uznanego trenera Macieja Skorżę, który po meczu wymienił całą litanię grzechów swojej ekipy, choć ta właśnie zakończyła „wypasione” przygotowania do sezonu. Natomiast Górnik Łęczna omal nie pokonał w na wyjeździe Cracovii, długo prowadząc i pechowo tracąc gola na 1:1 w końcówce. Ten mecz można by właściwie określić starciem jakiejś polskiej ekipy z reprezentacją obcokrajowców. Nie jest co prawda żadną tajemnicą, że kreowany na selekcjonera reprezentacji Michał Probierz już jakiś czas temu zmienił zdanie i zaczął stawiać niemal wyłącznie na zawodników sprowadzanych z różnych stron świata, a nie rodzimych, ale... proporcje wciąż szokują. Na Górnika Łęczna wystawił dziesięciu obcokrajowców (w zespole z Łęcznej grało dziewięciu Polaków i tylu też siedziało na ławce rezerwowych). Jeden Polak Zaucha zagrał, bo spełnił obowiązek młodzieżowca w składzie. Idę o zakład, że gdyby takie przepisu nie było, nikt by się w Cracovii nie krępował i jeden z najbardziej tradycyjnych polskich klubów nie zmieściłby w składzie żadnego rodzimego gracza.
Jasne, że czasy się zmieniły, że to, że tamto, jednak jakiś niesmak z tego powodu pozostaje i nasuwa się pytanie - jaki to ma sens? Jeśli dzięki temu zaciągowi Cracovia wygra coś znaczącego w Polsce, dostanie się do europejskich pucharów albo później do fazy grupowej, to można będzie to zaakceptować. Utrzymywanie takiej wieży Babel tylko po to, aby grać tak jak z Górnikiem Łęczna i kisić się we własnym sosie gdzieś w połowie stawki ESA, nic nie daje. Ani Cracovii, ani polskiej piłce.
Przejdź na Polsatsport.pl