Paweł Wojciechowski: Sam sobie tego nie potrafię wytłumaczyć
Paweł Wojciechowski zaliczył w kwalifikacjach skoku o tyczce podczas igrzysk w Tokio jedynie wysokość 5,30 i nie dostał się do finału. "Nie wiem, co się stało. Sam sobie tego nie potrafię wytłumaczyć, a co dopiero komukolwiek innemu" - stwierdził zawiedziony Polak.
Paweł Wojciechowski, mistrz świata z 2011 roku, po raz trzeci nie przebrnął kwalifikacji w olimpijskiej rywalizacji. Poprzednio miało to miejsce w 2012 roku w Londynie i w 2016 w Rio de Janeiro.
Zobacz także: Finał sztafety mieszanej 4x400 m w większym składzie.
- Nie wiem, czy to fatum igrzysk wisi nade mną, czy o co w tym chodzi. Nie wiem, co się stało. Sam sobie tego nie potrafię wytłumaczyć, a co dopiero komukolwiek innemu. Wszystkie przygotowania wskazywały na to, że będzie dobrze. Nawet kontuzja przestała się odzywać ostatnimi dniami. Przyszedłem tutaj i niby wszystko jest tak samo, ale nic tak naprawdę nie jest - relacjonował 32-letni zawodnik.
Zapewnił, że próby, jakie zaliczał podczas poprzedzającego przenosiny do Tokio zgrupowania w Japonii potwierdzały jego dobrą formę.
- Każdy trening kończył się zaliczeniem wysokości powyżej 5.70. A dziś jakaś katastrofa - męka na 5,50. Nie potrafię tego wytłumaczyć - stwierdził.
W tzw. strefie mieszanej pojawił się z rozciętą lekko skórą na nodze, ale zapewnił, że to nic wielkiego.
- Takie tam tyczkarskie przypadki. Gdzieś tam się kopnąłem - dodał.
Zaznaczył też, że mimo dużego rozczarowania nie zamierza się załamywać swoim olimpijskim pechem.
- Pewnie, że się pozbieram. Nie mam innego wyjścia. Z takim założeniem wracam do Polski. Mam nadzieję, że jeszcze parę startów uda się zaliczyć, żeby pokazać, że ta moja wysoka forma to nie tylko słowa i zamienię je w czyny - podkreślił Wojciechowski.
Sobotnie niepowodzenie sprawiło, że już teraz wyznaczył sobie za cel start w olimpijskim konkursie w Paryżu.
- Nie tak chciałbym skończyć swoją przygodę z igrzyskami. Tak jak byłem załamany i zniechęcony po mistrzostwach świata w Doha, tak teraz wiem, że jeszcze trzy lata muszę wytrwać i stanąć na wysokości zadania, jechać do Paryża oraz walczyć o finał. Stoję pod ścianą i muszę się wziąć do roboty - skwitował.
Z kontuzją podczas sobotnich kwalifikacji tyczkarzy w Tokio przegrał Robert Sobera. Zaliczył wysokość 5,65, a do ostatniej próby na 5,75 nie przystąpił.
- Dwa i pół tygodnia przed wylotem do Japonii chciałem poprawić sytuację ze ścięgnem Achillesa, ale zamiast tego ją pogorszyłem. Myślałem, że się jakoś wyrobię przed startem, żeby to doleczyć, ale się okazało, że jest ono w stanie agonalnym. Mimo końskiej dawki leków przeciwbólowych nie byłem w stanie nawet dokończyć konkursu. Szkoda - powiedział Sobera.
Jak dodał, jedyną zaliczoną próbę oddał, zaciskając zęby z bólu.
- A jestem w życiowej formie... Widać to było na treningach. Czułem, że stać mnie na skakanie 5,75-5,80 i to byłby finał, ale niestety nie było mi dane - podsumował.
Zapytany o szczegóły dotyczące działań podjętych w związku z kontuzją przyznał, że odczuwał lekki ból w okolicy ścięgna Achillesa i zdecydował się na zastrzyk, który miał poprawić sytuację.
- To była moja decyzja w sumie. Nie wiem, czy w ogóle powinien o tym mówić, ale trudno - dodał rozczarowany.
Z biało-czerwonych we wtorkowym olimpijskim finale tyczkarzy wystąpi tylko Piotr Lisek (5,75).
- Piotrek wie, co ma robić oraz jakie jest jego zadanie i je wykonał. Nie wyglądał najlepiej, ale tu nie o to chodzi, tylko o skuteczne skakanie. Bo byli tacy, którzy wyglądali dziś bardzo dobrze, ale nie byli skuteczni i nie weszli do finału - zakończył Wojciechowski.
Podsumowanie każdego dnia na Igrzyskach Olimpijskich w Studio Tokio codziennie o 20:00 w Polsacie Sport. W programie olimpijczycy, reprezentanci Polski, eksperci komentują najważniejsze i najciekawsze wydarzenia w Tokio.
A codziennie rano o 8:00, 9:00, 10:00, 11:00 i 12:00 Flesze Studio Tokio, w których informujemy o tym co wydarzyło się na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio.
Przejdź na Polsatsport.pl