Tokio 2020. Dawid Tomala: Oczekiwałem tego, że będę w pierwszej dziesiątce

Inne
Tokio 2020. Dawid Tomala: Oczekiwałem tego, że będę w pierwszej dziesiątce
Fot. PAP/EPA
Dawid Tomala sięgnął po olimpijskie złoto.

Dawid Tomala sensacyjnie został mistrzem olimpijskim w chodzi na 50 kilometrów. Złoty medalista opowiedział o okolicznościach osiągnięcia sukcesu.

Artur Gac: Jak czujesz się dzień po tym wszystkim, co wczoraj rano wydarzyło się w Sapporo?

 

Dawid Tomala: - Myślę, że to do mnie jeszcze nie dotarło. Na razie bardziej daje znać o sobie zmęczenie i ogólnie ból całego ciała. Jeszcze nigdy nie czułem się w ten sposób. Boli mnie dosłownie wszystko od stóp po barki. Super się cieszę, dalej nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem, wiedząc z jak utytułowanymi zawodnikami stawałem na starcie. Sport po raz kolejny pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych.

 

ZOBACZ TAKŻE: Rozmys: Czułem, że miejsce w finale zostało mi przyznane z litości

 

Tak szczerze: czego oczekiwałeś od siebie przed startem?


- Oczekiwałem tego, że będę w pierwszej dziesiątce, a najwyżej w ósemce. I to były nadzieje bardzo wysokich lotów, ponieważ na imprezie docelowej tej rangi po raz ostatni byłem w Londynie, gdzie zająłem 19. miejsce. Myślę, że tamto doświadczenie bardzo wiele mnie nauczyło, a teraz zaprocentowało. W Sapporo w ogóle nie miałem stresu przed startem, a w Londynie był on bardzo duży. Teraz podszedłem do tego zupełnie inaczej, bardziej profesjonalnie, co zaowocowało złotym medalem.

 

Jesteś w stanie powiedzieć, skąd wziął się taki wynik? To kwestia przygotowania, aklimatyzacji?

 

- Myślę, że wszystko to razem wzięte. Jeżeli chodzi o treningi, to zostały przeprowadzone idealnie, zrobiłem wszystko to, co chciałem. Wcześniej na obozie wysokogórskim czułem się, jeśli można tak powiedzieć, aż za dobrze. To znaczy chodziło mi się luźno na bardzo wysokich prędkościach, czego się nie spodziewałem, ale było to fajną prognozą na przyszłość. A jeśli chodzi o aklimatyzację, najtrudniejsza dla mnie była nie tyle pogoda, co zmiana czasu. Bardzo męczyłem się z tym, aby nie spać w ciągu dnia, a z kolei w nocy miałem wielkie problemy z zasypianiem. Jednak udało mi się to w końcu przełamać, tu zaprocentowało doświadczenie z obozu w Australii sprzed kilku lat, bo wiedziałem, ile będę na to potrzebował czasu. Wtedy trwało to około siedmiu dni i w Japonii się potwierdziło.

 

- Wszystko w moim przypadku zagrało idealnie. Zawodnicy z olimpijskiego podium, z którymi rozmawiałem, powiedzieli mi, że oni nie zaadaptowali się do wysokiej temperatury aż tak dobrze, cały czas ją odczuwając. Natomiast ja praktycznie nie miałem z pogodą żadnego problemu. Dopiero pod koniec chodu na 50 km pojawił się kłopot, ale nie chodziło o pogodę, lecz dawało znać o sobie wyczerpanie energetyczne. Ze względu na to, że na 30 km bardzo mocno ruszyłem, na końcówce musiałem za to zapłacić, ale było warto.

 

Jak wygląda logistyka takiego chodu, jeśli chodzi o przygotowanie napojów i pożywienia oraz rozłożenie tego w czasie?

 

- Jeżeli chodzi o napoje, to z reguły przygotowujemy je tego samego dnia rano, ponieważ starty na 50 km najczęściej są o godzinie 8 rano. Tutaj to wszystko wyglądało zupełnie inaczej, ponieważ już o godz. 2:30 w nocy musieliśmy wstawać, a o 3:30 był wyjazd. I tak naprawdę pierwszy raz, a mieszkałem z Arturem Brzozowskim, przed samymi zawodami ogarnialiśmy całe picie. W zasadzie jeszcze pięć minut przed startem trzeba było nieco przerobić coolery do noszenia lodu na szyi. Nie było już czasu na przeszywanie, więc użyliśmy taśmy. To był totalny spontan, co koniec końców wyszło na plus, bo w ogóle nie było momentu, bym poczuł stres. Po prostu nie było czasu o tym rozmyślać. Musiałem jeszcze skorzystać z usług fizjoterapeuty, ponieważ już od bardzo dawna mam problemy z nogą, co odezwało się na starcie.

 

Cała rozmowa na sport.interia.pl

Artur Gac z Tokio, Interia
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie