39-letni Mikołaj Burda nie mówi jeszcze "pas"
Mikołaj Burda miał marzenie, by ze swoich piątych igrzysk olimpijskich przywieźć upragniony medal. Jego osada, czwórka bez sternika, zajęła w Tokio dopiero siódme miejsce, ale 39-letni wioślarz nie zamierza jeszcze składać broni.
Burda to pięciokrotny uczestnik igrzysk olimpijskich. Wcześniej startował w ósemce, dwukrotnie był piąty (Pekin 2008, Rio de Janeiro 2016), zajął siódme miejsce w Londynie (2012) i ósme w Atenach (2004). Od czterech lat z kolegami z ósemki - Marcinem Brzezińskim, Michałem Szpakowski i Mateuszem Wilangowskim - startuje w czwórce bez sternika i to z powodzeniem. Dwa lata temu w Linzu Polacy zdobyli mistrzostwo świata. Do Tokio lecieli z dużymi nadziejami, tymczasem skończyło się na zwycięstwie w finale B, czyli na siódmym miejscu.
- Na pewno ten rok nie tak miał wyglądać. Najpierw dotknął nas koronawirus, potem kontuzje, Marcin Brzeziński miał w wypadek i przez pewien czas nie było go z nami. Mimo tych wszystkich kłopotów, lecąc na igrzyskach nie zakładaliśmy, że nie wejdziemy do finału A. Nie udało się i musimy to przyjąć na +klatę+". Najważniejsze, że po ostatnim wyścigu potrafiliśmy sobie powiedzieć, że nikt z nas nie ma sobie nic do zarzucenia. W repasażu popłynęliśmy dobry bieg, a przegraliśmy też przez warunki atmosferyczne - powiedział PAP Burda.
W wyścigu o awans do finału A, choć płynęli na jednym ze środkowych torów, to boczny wiatr pomagał innym załogom.
- W sporcie też trzeba mieć trochę szczęścia, a nam go zabrakło. Wystarczy, że między torami jest różnica 0,2-0,3 sekundy na 500 m, to na mecie robi się ponad sekunda. A mniej więcej tyle zabrakło nam do drugiego miejsca, premiowanego udziałem w finale A - wyjaśnił.
Reprezentant kraju uważa, że choć Polacy do kraju wrócili tylko z jednym medalem, to jak na polskie warunki i możliwości sześć osad na igrzyskach to duży sukces.
- Wioślarstwo nie jest łatwym sportem, świat ucieka i trzeba naprawdę dobrze i szybko pływać, żeby walczyć o medale. Sama kwalifikacja na igrzyska jest już dużym wyróżnieniem, bo na przykład w naszej konkurencji startuje tylko 10 najlepszych osad na świecie. W Wielkiej Brytanii czy w Niemczech wioślarstwo trenuje tysiące osób. W Polsce mamy 50-60 klubów i potrafimy stworzyć z tego sześć osad, które na igrzyska walczą o czołowe miejsca. Jeśli to porównamy do tych innych krajów, to myślę, że osiągnęliśmy dobry wynik - ocenił.
Zdaniem Burdy igrzyska zostały zdominowane przez pandemię i wszelkiego rodzaju restrykcje. Najbardziej brakowało mu kibiców na trybunach i ich dopingu.
- Codziennie mieliśmy testy, wszędzie obostrzenia i nakaz noszenia maseczek. Ale od względem sportowym i organizacyjnym to Japończycy doskonale sobie poradzili i ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Myślę, że tu nie było większych różnic w porównaniu do wcześniejszych igrzysk. Powinniśmy się cieszyć, że w ogóle te igrzyska się odbyły. Odczuwalny był natomiast brak kibiców, choć trybuny przy torze były już przygotowane. Na igrzyskach na regatach wioślarskich zawsze jest sporo publiczności, a często nawet komplet. Te okrzyki, doping daje dodatkową siłę i czasami "niesie" - podkreślił.
Doświadczony wioślarz, najstarszy w polskiej reprezentacji, nie mówi jeszcze "pas", ale też nie podjął jeszcze decyzji odnośnie swojej sportowej przyszłości.
- Poczekajmy jeszcze. Za miesiąc odbędą się wybory w związku i myślę, że we wrześniu przyjdzie czas na taką refleksję - podkreślił.
Jak dodał, wioślarstwo jest sportem trochę "długowiecznym".
- W Tokio byli zawodnicy starsi ode mnie. Norweg Olaf Tufte (dwukrotny mistrz olimpijski z Aten i z Pekinu - PAP), który startował w czwórce podwójnej, ma 45 lat. A więc jest to możliwe, fizjologia temu nie zaprzeczy. Jeśli ktoś się będzie dobrze czuł i udowadniał na wodzie i lądzie, że jest wciąż przydatny, to dlaczego nie? Ja wciąż czuję się na siłach, choć zdarza się, że młodsi zawodnicy mówią mi już przez "pan" - przyznał z uśmiechem.
Burda w weekend startował w mistrzostwach Polski, w których zdobył dwa medale. Od poniedziałku zaczyna urlop, który chce spędzić w kraju z rodziną.
- Ze względu na pandemię, nie planujemy wyjazdu za granicę. Trochę się boimy, żeby nie zostać nagle +uziemionymi+". Najlepiej chyba pojechać w polskie góry, albo nad morze - podsumował.
Przejdź na Polsatsport.pl