Martin Lewandowski o książce "Pod prąd": To żadna kolorowa laurka, a swego rodzaju biblia KSW
To prawdziwa gratka dla sympatyków MMA. Martin Lewandowski wraz z Grzegorzem Sobieszkiem wydali książkę "Pod prąd". W trakcie spotkania autorskiego współwłaściciel KSW opowiedział o kulisach powstawania tej publikacji. - Można w niej znaleźć wiele niewygodnych pytań. Chciałem na nie odpowiedzieć, aby pokazać, z jakimi trudami się mierzyłem. To żadna kolorowa laurka, tylko prawdziwa historia. Jest to swojego rodzaju biblia KSW - powiedział.
Patrycja Zahorska: Grzegorz Sobiesiak, który jest współautorem książki wspomniał, że pracowaliście nad wydaniem jej aż trzy lata. Dlaczego tak długo? Czy tak trudno było zebrać wszystkie informacje i je uporządkować? Mam na myśli Twoje życie prywatne oraz wszystkie zorganizowane gale przez KSW.
Martin Lewandowski: Myślałem, że debiut z wydaniem książki pójdzie nam łatwiej i szybciej. Uznaliśmy jednak, że potrzebujemy więcej czasu do zgromadzenia pełnego zbioru informacji, które posłużą do opowiedzenia historii w bardzo obiektywny sposób na temat KSW. O wiele łatwiej poszło nam napisanie fragmentu o mojej prywatnej historii. W dalszej kolejności nastąpiła selekcja zdjęć i dobór wątków. Z pewnością cały ten proces trochę nas przerósł. Myśleliśmy, że zajmie nam to pół roku lub maksymalnie siedem miesięcy. Na przeszkodzie stanęła nam również pandemia koronawirusa, która spowodowała, że ten proces się wydłużył.
Skąd pomysł na tytuł książki, który brzmi "Pod prąd"? Czy to ma sugerować, że w życiu trzeba mierzyć się z różnymi sytuacjami, jakie stają nam na drodze? Jaki był zamysł stworzenia tej biografii?
Tytuł wymyślił Grzegorz Sobieszek. Chciałem mu za to oddać hołd, bo bardzo spodobała mi się nazwa. Moja osobista historia oraz okres, w którym tworzyła się dyscyplina, jaką jest MMA - ma znamiona pójścia pod prąd. Mam na myśli podejmowanie decyzji, które nie były oczywiste i łatwe. W większości należały one do tych z rodzaju trudnych, a nie takich, które były wówczas popularne. Mogę wręcz powiedzieć, że początki KSW do synonim tego, z czym żaden przedsiębiorca nie chciał się kojarzyć. Wszystko, co było niebezpieczne i nielegalne miało łatkę MMA. Wówczas wiele osób pukało się po głowie i zadawało mi pytanie - dlaczego chce się zajmować sportami walki. W ich przekonaniu ta dyscyplina nie miała prawa rozwinąć się do tej skali, którą mamy okazję podziwiać obecnie.
ZOBACZ TAKŻE: UFC Vegas 34: Jared Cannonier wrócił w dobrym stylu!
Trzeba było włożyć wiele wysiłku i pracy, aby od tej pierwszej gali w hotelu Marriott dojść do takiej imprezy, która została zorganizowana na stadionie narodowym. Blisko 60 tysięcy kibiców zgromadziło się na obiekcie. Z pewnością wiele różnych historii wydarzyło się w ciągu tych lat. Czy nie obawiasz się reakcji czytelników na ujawnienie niektórych sytuacji, do jakich dochodziło w tym czasie?
Podejmując się tak odważnego wyzwania, przez cały ten proces z tyłu głowy towarzyszyła myśl, czy kogoś nie obrażę albo czy nie opowiem jakieś prywatnej historii, która komuś się nie spodoba. Trudno jest pisać o czymś przez swój pryzmat. Grzegorz Sobiesiak miał jednak na tyle komfortową sytuację, ponieważ mógł dać się w rolę obserwatora i osoby, która na to wszystko patrzyła z boku. To też było dobre. Ja nie chciałem pisać sam tej książki. Chciałem, żeby ktoś był obok tego procesu, aby można było wyłapywać ciekawe wątki. Chodziło też o to, aby pokazać inny aspekt. W książce można znaleźć także wiele niewygodnych pytań. Uznałem jednak, że chce na nie odpowiedzieć, aby zilustrować, z jakimi trudami się mierzyłem. Nie jest to żadna kolorowa laurka, tylko historia prawdziwa, zresztą jak można przeczytać w podtytule. Jest to swojego rodzaju biblia KSW, pokazująca historię od początków federacji do ery sprzed wybuchu pandemii.
Pierwsza część rozmowy w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl