Sousa jak Benhakker. Czy dawanie drugiej szansy ma sens?
Wszyscy trenerzy polskiej reprezentacji odchodzili z niej po porażce w dużej imprezie. Wyjątkiem był Leo Beenhakker. Teraz dołączył do niego Paulo Sousa. Holender pokazał, że nie warto było mu dawać drugiej szansy. Po przegranej na Euro 2008 zawalił także, w kiepskim stylu, eliminacje do mundialu 2010 i został zwolniony. Dla Sousy to zły omen. – A ja bym nie przesądzał sprawy – mówi Jerzy Engel, który stracił pracę po mundialu 2002 w Korei i Japonii.
Nawet tak wielki trener, jak Kazimierz Górski, pożegnał się z reprezentacją, gdy powinęła mu się noga na igrzyskach olimpijskich w 1976 roku. Tak, bo drugie miejsce w Montrealu po przegranym finale z NRD zostało potraktowane jak porażka.
Tylko Beenhakker wyrwał się ze schematu
Dwa lata później Jacek Gmoch żegnał się po piątym miejscu na mundialu w Argentynie (jechał po złoto), a już w latach 80-tych mieliśmy rozwód Antoniego Piechniczka po mistrzostwach świata w Meksyku (kadra odpadła w 1/8). Na następne rozstania z kadrą po przegranej na wielkiej imprezie czekaliśmy do XXI wieku. Jerzy Engel, Paweł Janas, Adam Nawałka, wszyscy oni tracili pracę po mundialach, które były rozgrywane według schematu: mecz otwarcia, mecz o wszystko i o honor. Każdy z nich kończył z 3 punktami, bo spotkanie o honor wygrywał. Drugiej szansy nikt im jednak nie dawał. Taką dostał jedynie Leo Beenhakker, który oczarował piłkarską Polskę eliminacjami do Euro 2008. Magii starczyło nawet po przegranych mistrzostwach, gdzie nasi zdobyli 1 punkt.
ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski - mamy kłopoty!
Teraz w ślady Beenhakkera poszedł Sousa. Eliminacje do mundialu 2022 zaczął źle, na Euro 2021 nie wyszedł z grupy i nie wygrał meczu, ale nikt go nie zwolnił, pracuje nadal. Bo Polska zremisowała 1:1 z Hiszpanią, bo strzeliła dwie bramki Szwecji (przegrała 2:3), bo momentami grała w ofensywie tak, że można było żałować, że tak nie gra zawsze. Patrząc jednak na przeszłość, można postawić tezę, że to był błąd, że nic z tego nie będzie, że zmarnujemy trwające eliminacje do końca.
Jeśli piłkarze ufają Sousie, to dobrze, że został
- Tyle tylko, że to nie chodzi o nasze odczucia, czy historię – mówi nam Jerzy Engel, były selekcjoner. – Chodzi o to, czy zawodnicy ufają szkoleniowcowi. Czy wierzą w jego wizję, czy trafia do nich jego filozofia gry. Jeśli te warunki są spełnione, to może być dobrze. Jeśli nie, to faktycznie nie ma na co liczyć. Ja jednak nie wiem, jaka jest prawda. Nie byłem w szatni, nie mam pojęcia, jak wyglądają stosunki na linii trener Sousa – zespół – komentuje Engel.
Zapytaliśmy oczywiście trenera, czy w jego przypadku też zadziała ten schemat, czy złożył dymisję, bo nie było już chemii? – Ze mną było inaczej. Wpływ na to, że odszedłem, miało przede wszystkim to, że po mnie i po tamtej reprezentacji spodziewano się więcej. W eliminacjach naprawdę dobrze to wyglądało. Dawało to nadzieję, że wyjdziemy z grupy. Poza tym, kiedy ja odchodziłem, to czekała kolejka chętnych, którzy chcieli to objąć – wspomina były selekcjoner.
Za łatwo zwalniamy selekcjonerów
W ogóle to zdaniem Engela polska piłka popełnia błąd, rezygnując lekką ręką z trenerów, którzy przegrali dużą imprezę. Dość przypomnieć, że kiedy po mundialu 2018 odszedł Adam Nawałka, to bardzo szybko za nim zatęskniono.
- Robimy kolosalny błąd, bo trener, który przychodzi na miejsce tego zwolnionego, nie ma żadnego doświadczenia na tak wielkiej imprezie. Jak ktoś nie prowadził drużyny na Euro, czy na mundialu, to nie ma pojęcia, jak się do tego przygotować i na co trzeba uważać. Ten, który przegrał, jest natomiast mądrzejszy o te doświadczenia. Nie dostaje jednak szansy, by ta wiedza w jakiś sposób zaprocentowała. Sousa tę szansę dostał i dobrze, bo jest mądrzejszy o Euro. Wie już, jaka jest różnica między futbolem klubowym i reprezentacyjnym. Wie, jakim wyzwaniem są mistrzostwa. Jeśli będzie następny raz, to on wielu błędów już nie popełni – twierdzi Engel.
Euro 2021 już u Sousy procentuje
Niektórzy eksperci uważają, że Sousa już ostatnim powołaniami udowodnił, że analizuje pewne sprawy, że wyciąga wnioski. Wcześniejsze powołania, to była ciągła rewolucja, teraz jest stabilizacja. – Moim zdaniem, to czy Sousa wyciągnął wnioski, to się przekonamy dopiero po najbliższych meczach. Zobaczymy, jakie będzie ustawienie i sposób prowadzenia drużyny. Czy schemat, który zobaczymy, będzie odpowiadał zawodnikom, czy będą dobrze się z tym czuli. Czy sposób grania będzie taki, żeby optymalnie wykorzystać Lewandowskiego, by jak najwięcej mógł dać drużynie. Jeśli poznamy odpowiedź na te pytania, to będzie można mówić, że Euro w przypadku Sousy procentuje – zauważa Engel.
Zdaniem byłego selekcjonera dużym pozytywem jest to, że do kadry wrócił Andrzej Szymański. – Bo to najciekawszy gracz środka pola, który może wiele tej drużynie dać. Ciekawym posunięciem jest też powołanie grającego w Stanach Buksy. Trzeba szukać nowych rozwiązań, widząc, co się dzieje z niektórymi naszymi zawodnikami – mówi Engel.
Według byłego trenera kadry nie ma co żałować, że Sousa poszedł w ślady Beenhakkera, że został na stanowisku, choć historia każe nam uważać, że to nie jest dobre rozwiązanie. Engel uważa, że tak jak u nas łatwo zwalnia się selekcjonerów, tak potem bardzo szybko żałuje się, że odeszli. Bo następca zwykle osiąga to samo. – Tylko przypomnę, że moi następcy nie przeskoczyli mojego mundialowego wyniku. Każdy go powtórzył, ale nie zrobił kolejnego kroku. To jednak każe się zastanawiać, czy te zmiany miały sens. Jasne, że pozostawienie Beenhakkera akurat nie wypaliło, ale czasem coś takiego się zdarza – kończy Engel.
Przejdź na Polsatsport.pl