Iwanow: Nie grillujcie Szczęsnego

Piłka nożna
Iwanow: Nie grillujcie Szczęsnego
Fot. Cyfrasport
Iwanow: Sytuacja z bramką Kane’a jest trochę inna. Gdyby Szczęsny puścił takiego gola, nie będąc zasłoniętym przez Jana Bednarka jego błąd byłby „wielbłądem” i nie podlegałby jakiejkolwiek dyskusji. Jednak obecność stopera i jego unik zmienia postać rzeczy

Polski kibic w ostatnich latach cierpi na pewną przypadłość. Lubi znaleźć sobie jednego „faworyta” wśród reprezentacyjnych piłkarzy, do którego po słabszym występie/występach na długo i mocnym klejem przyczepi łatkę nieudacznika/fajtłapy. Czyli ni mniej ni więcej gościa, który powinien zakończyć karierę w narodowym zespole, sugerując kolejnym selekcjonerom, żeby powołań nie wysyłać już pod adres, gdzie ma on klubowe zatrudnienie.

Przeżywały to „farbowane lisy” Franciszka Smudy z Sebastianem Boenischem na czele. Później pół Polski dziwiło się, gdy Adam Nawałka postawił na Krzysztofa Mączyńskiego, dopatrując się jakiegoś „zabrzańskiego układu”, choć na szczęście szybko mu odpuszczono – bez „Mąki” nie byłoby ćwierćfinału EURO 2016, a gdyby nie zabrakło go na mundialu w Rosji, być może ten turniej nie zakończyłby się tak dużym rozczarowaniem. Jerzemu Brzęczkowi „dostawało” się za Jakuba Błaszczykowskiego i Arkadiusza Recę.

 

Paulo Sousa nie rozumie polskiego, nie czyta Twittera i nie wchodzi na fora kibiców, ale być może już wie, że najpierw powinien grać jednak bez Piotra Zielińskiego, a potem wyrzucić z kadry Grzegorza Krychowiaka, jednego z najlepszych piłkarzy obu eliminacyjnych potyczek z Anglią. „Krycha” dzięki środowej postawie będzie miał teraz chwilę spokoju, „Ziela” z wrześniowych potyczek wyeliminowała kontuzja, więc ciągle nie wiemy, czy – cytując poprzednika Portugalczyka „coś przestawiło mu się już w głowie”. Fotel lidera narodowego hejtu przejął Wojciech Szczęsny. Gol Harry’ego Kane’a tylko podgrzał atmosferę wokół „Szczeny”.

 

ZOBACZ TAKŻE: Skrót meczu Polska - Anglia

 

Wychodząc z PGE Narodowego, spotykając na swojej drodze kibiców, dziennikarzy czy inne osoby mniej lub bardziej zaangażowane w polski futbol, słyszałem niemal wszędzie: „nie oszczędzajcie Szczęsnego. Zawalił nam mecz. Nic nie wybronił, a puścił „szmatę”. Źle się ustawił, za późno zareagował, gdyby nie on, mogliśmy ugrać coś więcej niż remis”.

 

Tęsknota za Łukaszem Fabiańskim, który pewnie wielu fanom wydaje się bardziej bliski, dostępny, serdeczny i sympatyczny, nie ma żony artystki, nie jest celebrytą i nie pozwala sobie na kontrowersyjne żarty, ciągle żyje w narodzie. Szczęsny ma inną osobowość, ktoś może nazwać ją nawet pozą, nie każdy ją „kupuję”, więc postrzeganie jego osoby jest inne.

 

Dodając do tego niezbite fakty nieudanego debiutu na EURO 2012 (prehistoria), kontuzji w pierwszym spotkaniu ME 2016, niezasłużonej zdaniem wielu „jedynki” na MŚ w Rosji, gdzie też nie pomógł, podobnie jak na ME 2020, cały czas odbierany był jako ktoś, kto zabiera miejsce Fabiańskiemu, choć powinien być jednak rezerwowym. Jakby to sam Szczęsny decydował o tym, że Fabiański jest tylko jego zmiennikiem, a nie kolejni selekcjonerzy.

 

Jedna rzecz nie podlega dyskusji: Sousa moim zdaniem pospieszył się z decyzją o przyznaniu palmy pierwszeństwa w kadrze bramkarzowi „Starej Damy”. Przecież zrobił to jeszcze zanim wysłał pierwsze powołania i zobaczył go wraz z trenerem bramkarzy w procesie treningowym. To wszystko, łącznie z ustaloną hierarchią na EURO 2020, przyspieszyło z pewnością decyzję „Fabiana” o zakończeniu reprezentacyjnej przygody. Gdy doszły do tego błędy Szczęsnego w Juventusie Turyn, znów można było odnieść wrażenie, że bramkarz West Hamu zrobił to za wcześnie.

 

Wrześniowe zgrupowanie kadry Szczęsny mógł zacząć z pewnym balastem, ale znając jego charakter jestem pewien, że sobie z tym radził. Oczywiście, gdy Albania strzeliła nam gola z wielu źródeł usłyszałem, że z tak ostrego kąta nie powinien dać się zaskoczyć. Słuchając byłych i obecnych bramkarzy wersje i oceny tej sytuacji były różne. A mam wrażenie, że jak bramkę traci Szczęsny, za bardzo skupiamy się na jego interwencji - bądź jej braku, zapominając często o kunszcie strzelającego. A tak było w przypadku gola Cikaleshiego na PGE Narodowym.

 

Sytuacja z bramką Kane’a jest trochę inna. Gdyby Szczęsny puścił takiego gola, nie będąc zasłoniętym przez Jana Bednarka jego błąd byłby „wielbłądem” i nie podlegałby jakiejkolwiek dyskusji. Jednak obecność stopera i jego unik zmienia postać rzeczy. Pisząc „obrazowo”: taka sytuacja powoduje coś w rodzaju skrócenia odległości oddawania strzału. Tak jakby Kane oddawał uderzenie z miejsca ustawienia obrońcy, a to nie jest już ponad 30 metrów, lecz dużo bliżej.

 

Ruch w prawo Szczęsny wykonał po to, by zobaczyć co się dzieje, gdzie jest piłka. Później zabrakło ułamka sekundy żeby przesunąć się w drugą stronę, dlatego futbolówka zatrzepotała w siatce poza jego zasięgiem. I znów: mniej zwracano uwagę na zewnętrzną trajektorię jej lotu, czyli technikę uderzającego, skoncentrowano się na goalkiperze.

 

Futbol to gra zespołowa i o tej bramce zadecydowało więcej elementów niż tylko jeden – ten w rękawicach i bramkarskiej bluzie. Ale skoro „podłapaliśmy” Szczęsnego to „jedziemy” z nim dalej. Czy zawsze słusznie, tego nie jestem już taki pewien. Zgadzam się z tym, że nie jest on dziś w piku swojej bramkarskiej kariery, że miał lepsze okresy niż teraz, że rzadko bywa bohaterem. Ale zamiast grillowania go na wolnym ogniu wolałbym raczej zadać pytanie: dlaczego tak się dzieje? Diabeł podobno tkwi w szczegółach, więc trzeba by się dowiedzieć, co dzieje się w procesie treningowym przy tak newralgicznej i delikatnej pozycji. I to nie tylko podczas zajęć w ośrodku przygotowań Juventusu w Turynie. 

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie