FC Barcelona żyła ponad stan. Teraz za to płaci
Co się dzieje z FC Barceloną? To pytanie zadajemy sobie od lipca ubiegłego roku, kiedy Leo Messi i spółka doznali klęski (2:8) w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. Demony wróciły w pierwszej kolejce fazy grupowej. Przyjechał do Barcelony Bayern i znowu obnażył wszystkie jej słabości. 0:3 nie zrobiło takiego wrażenia, jak 2:8, ale jeśli ktoś miał nadzieję, że Duma Katalonii powoli wychodzi na prostą, to wtedy się ich pozbył.
W drugiej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów FC Barcelona mierzy się na wyjeździe z Benficą Lizbona, która zaczęła od bezbramkowego remisu z Dynamem Kijów. Jeśli Barca przegra na Estadio da Luz, to już nie będzie jej do śmiechu. Nawet wyjście z grupy, które w przypadku tego zespołu wydawało się czymś oczywistym, stanie pod dużym znakiem zapytania.
Tak grać Barcelonie nie przystoi
Problemem Barcelony prowadzonej przez Ronalda Koemana jest to, że nie tylko nie prezentuje jakiegoś porywającego futbolu. Nie prezentuje nawet jego namiastki. Kto by pomyślał, że znakiem rozpoznawczym tej drużyny stanie się długa piłka grana na napastnika. Zresztą piłkarzom też to nie pasuje. – My jesteśmy Barcelona. My nie możemy wyjść na boisko i patrzyć tylko na to, co się dzieje. My jesteśmy klubem z wielką historią – podkreślił w jednym z wywiadów obrońca Sergio Araujo.
ZOBACZ TAKŻE: Plan transmisji środowych meczów Ligi Mistrzów
- Jeszcze w poprzednim sezonie, kiedy w składzie był Leo Messi, Barcelona potrafiła zagrać dobry, ciekawy i energetyczny futbol – mówi nam Marcin Gazda, komentator La Ligi w Eleven Sports. – Teraz ten zespół jest niczym mimoza. Jest chimeryczny, mdły, bez wyrazu.
Koeman miał podjąć trudne decyzje.
Po ubiegłorocznej lipcowej klęsce z Bayernem Barcelonę miał odmienić Koeman. Holender grał kiedyś w tym klubie, osiągał z nim wielkie sukcesy jako piłkarz. Jako trener zasłynął tym, że potrafi prowadzić swoje drużyny twardą ręką (poprzedniemu szkoleniowcowi gwiazdy wchodziły na głowę, nie miał też autorytetu), nie bał się też podejmowania trudnych decyzji. Reprezentację Holandii odmłodził i wyciągnął z kryzysu. Liczono, że z Barceloną stanie się to samo. Sądzono, że Koeman przewietrzy szatnię, tak jak kiedyś zrobił to w Valencii, pozbywając się kluczowych graczy. A już raz takie wietrzenie Barcelonie pomogło. Tamto poprzednie było autorstwa Pepa Guardioli, który z Barceloną wygrał wszystko, co było do wygrania.
Koeman na razie może się jednak pochwalić tylko zdobyciem Pucharu Króla. To jak dotąd jedyny jasny punkt jego trwającej już rok przygody. W La Lidze, w sezonie 2020/21 Barca była trzecia (a jeszcze w 2019 drużyna zdobyła tytuł mistrza, a rok później była druga). W Lidze Mistrzów skończyło się na 1/8. Już po domowym meczu z PSG (1:4) stało się jasne, że to koniec.
Na razie jednak trener szuka tanich wymówek
- Koeman wciąż szuka wymówek dla słabej gry – komentuje Gazda. – Jak jest źle, to opowiada, że sytuacja jest, jaka jest, że niewiele da się zrobi. Twierdzi, że ciężko grać na wysokim poziomie, jak nie ma pieniędzy. Tłumaczy, że właśnie z powodu słabej kondycji ekonomicznej trzeba było sprzedawać zawodników, a nowych nie można było kupić. Trochę prawdy w tym jest, ale z drugiej strony mam wrażenie, że Koeman mógł z tej drużyny wycisnąć więcej. Na razie traci energię na wskazywaniu problemów, zamiast zabrać się za ich rozwiązywanie.
W tym sezonie Koemanowi trochę pokrzyżowały szyki kontuzje (nie mógł grać choćby Ansu Fati, a Sergio Aguero wróci dopiero w drugiej połowie października), a przede wszystkim odejście Messiego, który był już całą tą otoczką wokół Barcelony zmęczony. – Los klubu mogą jednak odmienić młodzi, wchodzący do zespołu piłkarze, jak Nico czy Gavi Gonzalez. Już kiedyś taka młoda fala dała Barcelonie bardzo wiele, może teraz będzie podobnie – zastanawia się Gazda.
Barca się prędko nie zmieni, bo na zakupy nie ma kasy
Jeśli Koeman nie zmieni podejścia i nie zdoła stworzyć dobrze funkcjonującej drużyny z tego, co ma, to Barcelona jeszcze długo się nie podniesie. Ze względu na finansowe Fair Play zimą klub raczej nikogo nie zatrudni. Tam, ze względu na wieloletnie rozpasanie i skutki COVID-19, trzeba raczej myśleć o dalszym obniżaniu pensji zawodników, a nie o kupowaniu nowych. Z Barceloną byłoby bardzo krucho, gdyby Sergio Busquets, Jordi Alba czy Gerard Pigue nie zgodzili się na cięcia kontraktów.
- Barcelona długo żyła ponad stan, balansując na granicy finansowego rozsądku, gdy idzie o zakupy i kontrakty. Na to nałożył się koronawirus, przez co Camp Nou stał bardzo długo pusty. Tam przychody z dnia meczu są bardzo ważne, a przez ponad rok ich nie było. To wszystko odbiło się na kadrze zespołu, która nie wygląda tak imponująco, jak kiedyś. Ten zespół wciąż ma jednak w sobie sporo siły, by odejść od boiskowych rozwiązań nielicujących z klasą tego zespołu – kwituje Gazda.
Bayern znów ich brutalnie zweryfikował
Przed pierwszym meczem fazy grupowej Ligi Mistrzów Artur Wichniarek mówił, że spotkanie z Bayernem da Koemanowi odpowiedź na pytanie, gdzie znajduje się jego zespół i w jakim kierunku podąża. Koeman dostał odpowiedź, która nie może się podobać ani jemu, ani 200 milionom kibiców Barcy rozsianym po całym świecie. Barcelona, która już nie może liczyć na błysk geniuszu Messiego, nie nauczyła się grać inaczej, co nie znaczy, że tego nie zrobi. Potrzebuje jednak czasu.
Najwyraźniej wstrząs, jakiego doznała Barcelona po ubiegłorocznej klęsce z Bayernem, jest większy, niż się spodziewano. A na tamtą porażkę Barcelona pracowała latami, wydając w ciągu pięciu sezonów prawie miliard euro na zakupy nowych piłkarzy. W większości nietrafione. One pogrążały klub finansowo, nie dając w zamian poprawy sportowej jakości. Koeman ma jeszcze rok (jeśli oczywiście jego kontrakt nie zostanie wcześniej zerwany) na wyczyszczenie Stajni Augiasza.
Transmisja z meczu SL Benfica - FC Barcelona w Polsat Sport Premium 3, Polsat Box Go. Komentarz: Cezary Kowalski, Andrzej Strejlau
Przejdź na Polsatsport.pl