Kajetan Duszyński: Moje życie od igrzysk w Tokio zmienia się każdego dnia

Inne
Kajetan Duszyński: Moje życie od igrzysk w Tokio zmienia się każdego dnia
fot. PAP

Maleńkie różnice decydują, czy jest się na szczycie, czy się nie jedzie na imprezę docelową - powiedział mistrz olimpijski w sztafecie mieszanej 4x400 m Kajetan Duszyński. Przyznał, że po złocie igrzysk w Tokio jego życie zmienia się każdego dnia.

Złoto polskiego miksta na dystansie 4x400 m było obok triumfu Dawida Tomali w chodzie na 50 km największą niespodzianką, jaką sprawili polscy sportowcy podczas igrzysk olimpijskich w stolicy Japonii. Radość biegnącego na ostatniej zmianie Duszyńskiego można śmiało określić biało-czerwonym obrazkiem igrzysk.

 

ZOBACZ TAKŻE: Rekordzistka świata nie żyje. Została znaleziona we własnym domu

 

- Moje życie od igrzysk w Tokio zmienia się w zasadzie każdego dnia. Do tej pory moim głównym zajęciem jest jeżdżenie po różnych miejscach, spotykanie się z ludźmi, rozmowy. W ostatnich dniach miało to jeszcze nieco inny wymiar, bo braliśmy udział w różnego rodzaju galach, podsumowaniach sezonu. Do tej pory w mojej karierze nigdy się z czymś takim nie spotkałem - podkreślił 26-letni lekkoatleta.

 

Przyznał, że oczywiście to wszystko jest bardzo miłe i sympatyczne, ale bywa również męczące.

 

- Zabrakło nieco czasu, aby spędzić go z bliskimi. A tego po igrzyskach mocno było potrzeba. Nas w sezonie bardzo długo nie ma w domu. Wrzesień zazwyczaj jest takim złotym miesiącem, w którym możemy nadrabiać różne sprawy. Teraz to tak wyglądało, że było wiele obowiązków zastępujących dotychczasową rutynę - wyjaśnił.

 

W 2022 roku najważniejszymi punktami będą halowe mistrzostwa świata, a latem mistrzostwa świata i Europy na stadionie. Duszyński chciałby wystąpić już pod dachem w sezonie zimowym, o ile tylko zdrowie na to pozwoli. Motywacji po sukcesie w Japonii bowiem nie brakuje.

 

Przyznał, że ustanowiona w tym sezonie "życiówka" na poziomie 44,92 przerosła jego najśmielsze oczekiwania.

 

- Nie czułem się gotowy, aż na tak szybkie bieganie. Będę się koncentrował na tym, aby powtarzać na treningach to, co robiłem przez ostatni rok i zobaczymy, co to przyniesie. Często bywało wcześniej tak, że na treningach było dobrze, a potem zdrowie pozwalało mi pokazać z tego dość niewiele. Maleńkie różnice decydują o tym, czy jest się na szczycie, czy nie jedzie na imprezę docelową. Świat biega dużo szybciej niż Europa. Ja kończę ten sezon, jako drugi Europejczyk na listach, więc to dla mnie olbrzymie wydarzenie. Justyna Święty-Ersetic udowodniła, że indywidualnie na naszym kontynencie można walczyć z powodzeniem z najlepszymi. To wzór do naśladowania - powiedział zawodnik AZS Łódź.

 

Potwierdził, że wiele osób po igrzyskach zwracało uwagę na niespodziankę, którą sprawił mikst, a także podkreślało przeżywane tego dnia emocje.

 

- Są to miłe słowa. Część osób mi przypisuje to zwycięstwo, bo być może na ostatniej zmianie to nieco zjawiskowo wyglądało. Mógłbym być bowiem równie dobrze trzeci czy czwarty, a dobiegłem pierwszy. Cały czas powtarzam jednak wszystkim, że przez poprzednie zmiany nasz team wypracował dobrą pozycję do ataku. Gdyby nie to, to bylibyśmy gdzieś daleko z tyłu - ocenił.

 

Planów startowych na kolejny rok, co dość oczywiste, lekkoatleta specjalizujący się w dystansie 400 m jeszcze nie ma. Jednym z marzeń jest rywalizacja w Diamentowej Lidze.

 

- Niewiele osób wie i uzmysławia sobie, że tam jest się trudniej dostać niż na igrzyska czy mistrzostwa świata. Jest jeden bieg na mityngu i osiem miejsc. 4-5 zawodników biega najczęściej cały cykl. Zostaje więc niewielkie pole do tego, aby gdzieś się wślizgnąć i pokazać z dobrej strony. Gdyby nawet była to możliwość rywalizacji z pierwszego, wewnętrznego toru, to biorę to w ciemno - zadeklarował.

 

Nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o przyszłość męskiej sztafety 4x400 m. W jego ocenie zbyt wiele jest zmiennych, aby teraz przewidzieć, co się stanie.

 

- Składy dynamicznie się zmieniają. A to wpływa bardzo na wynik. Po tym sezonie apetyty wzrosły. Jasne, że chcemy się zakręcić wokół rekordu Polski. Teraz mówi się głównie o mnie, Darku Kowaluku i Karolu Zalewskim, bo zdobyliśmy medale w sztafecie mieszanej. W zanadrzu jest jednak duży większy potencjał — Mateusz Rzeźniczak, młody Patryk Grzegorzewicz, Tymek Zimny. Ostatniego słowa nie powiedział na pewno Kuba Krzewina, może wróci Łukasz Krawczuk. Jest z kogo wybierać. Ciężko jednak powiedzieć, kto będzie miał i kiedy formę. Wiele rzeczy musi się zgrać, aby sztafeta pobiegła na miarę oczekiwań i możliwości. My już presję związaną z naszą sztafetą przerabialiśmy np. po halowym rekordzie świata, co nie służy potem niczemu, a jeszcze trudniej się buduje zespół - wskazał.

 

Jako złote słowa uznał powtarzane przez wielu trenerów stwierdzenie, że to wszystko musi przyjść "z luzu".

 

- To bardzo praktyczna rada. My jesteśmy poddani ogromnemu stresowi w krótkim czasie. Nie można się spiąć. Emocje czy wszystkie zbędne komentarze — na pewno nam nie pomagają. Nam naprawdę zależy na sukcesie. Poświęcamy temu całe życie - podsumował Duszyński.

PS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie