Kowalski: Atmosfera tymczasowości nie sprzyja Legii

Piłka nożna
Kowalski: Atmosfera tymczasowości nie sprzyja Legii
Fot. Cyfrasport
Dwaj koledzy z dawnych lat. We Wronkach mieli wspólny pokój, teraz prowadzą dwa największe polskie kluby. Czesław Michniewicz świetnie radzi sobie w Lidze Europy, ale w Ekstraklasie przegrywa mecz za meczem. Czy porażka z Lechem Macieja Skorży będzie kosztowała go posadę?

Legia przegrała szósty mecz z dziewięciu dotychczas rozegranych. Mistrz Polski po znaczącej już części sezonu znajduje się tuż nad strefą spadkową. Po porażce w prestiżowym starciu z Lechem Poznań, nawet jeśli wygra dwa zaległe mecze, będzie mieć do lidera dziewięć punktów straty. Patrząc na tendencje (Lech gra świetnie, a kroku dotrzymują mu Lechia Gdańsk i Raków Częstochowa), obrona tytułu graniczyć będzie z cudem.

Przy znacznie lepszym bilansie właściciel Legii Dariusz Mioduski zmieniał wcześniej trenerów. Teraz mimo braku chemii z Czesławem Michniewiczem, zachowuje względny spokój. Co nim powoduje? Najprawdopodobniej pieniądze, jakie zyskał klub dzięki pomysłom obecnego trenera, który obecnie znajduje się w stanie: „na wylocie”. Na Legię w tym sezonie nie można bowiem patrzyć jednoznacznie. Z jednej strony katastrofa ligowa, z drugiej rewelacja z Lidze Europy. To dzięki wyeliminowaniu Slavii Praga, a następnie sensacyjnym zwycięstwom w fazie grupowej nad Spartakiem Moskwa i Leicester nie tylko klub zyskuje prestiż i ma realne szanse wyjścia z bardzo trudnej grupy, ale jeszcze zarobił miliony euro, które pozwoliły na przysypanie dziury budżetowej. I nie ma takiej możliwości, aby na pytanie co jest miarą postępu sportowego, odpowiedzieć, że wynik na krajowym podwórku, a nie na arenie europejskiej.

 

ZOBACZ TAKŻE: Liga mistrzów - plan wtorkowych transmisji

 

Ciekawe czy zarządzający klubem woleliby teraz być na pozycji lidera w Ekstraklasie, ale bez europejskich pucharów, czy ten obecny stan drużyny? Idę o zakład, że mimo wszystko nie zamieniliby się z Lechem. Oczywiście takie stawianie sprawy też jest obarczone sporym prawdopodobieństwem fałszywej tezy. Bo jednak, aby w przyszłym roku próbować pójść za ciosem czy kontynuować ten trend europejski, trzeba ligę wygrać (tylko mistrzostwo daje szansę na Ligę Mistrzów bądź Ligę Europy). A powiedzmy szóste miejsce w lidze będzie oznaczać, że klub jak szybko wbił się na drugi poziom europejski, tak szybko powrócił nawet nie do momentu wyjścia, ale jeszcze niżej.

 

To truizm, ale jednak trzeba umieć w jakiś sposób łączyć rywalizację na obu frontach. A nawet jak się troszeczkę odpuściło początek rozgrywek i postawiło na akcenty europejskie, to w pewnym momencie trzeba przycisnąć także w ESA. Odnoszę wrażenie, że Michniewicz miał taki zamiar i z prostego rachunku wynikało, że jeśli dobrze pójdzie po Leicester także z Lechią Gdańsk i Lechem Poznań, to sytuacja mistrza zrobi się więcej niż przyzwoita. Były trener młodzieżówki przestał na ligę wystawiać głębokie rezerwy, a skład zbliżony do optymalnego i... nie pomogło.

 

Nie dość, że trafił na rywali w znakomitej formie, to jeszcze ewidentnie rozleniwiła mu się załoga. Zawodnicy, po mocnych meczach, ale jednak także szczęśliwych wynikach z Czechami, Rosjanami i Anglikami najwyraźniej uwierzyli, że w lidze aż tyle serca nie będą musieli włożyć, aby ogrywać krajowych rywali. Może skupili się na tym co przynosi im największy splendor, może jakieś błędy personalne popełnił trener, może rywale byli po prostu lepsi.

 

To ostatnie przypuszczenie wydaje się najbardziej prawdopodobne. Legia biorąc pod uwagę skład personalny i klasę poszczególnych zawodników, nie jest lepsza od Lecha. A i wydaje się, że jeśli już to bardzo nieznacznie od Lechii Gdańsk, Rakowa Częstochowa czy Pogoni Szczecin.

 

Owszem, kilka transferów z Emrelim i Kastratim na czele było ciekawych. Na pewno skład jak na polskie warunki jest przyzwoity, ale nie jest to żadna potęga, która powinna pozamiatać ligę, a tylko dlatego, że nie poszło w pierwszych meczach, tak nie jest.

 

To jest zespół, który od czasu do czasu może zrobić coś wielkiego, ale systematyczności nie ma w tym żadnej. Zresztą brakuje jej w Legii od lat nie tylko odnosząc się do suchych wyników, ale generalnie prowadzenia drużyny, polityki transferowej, kreowania swoich wychowanków, doboru trenerów i powodów ich zmian.

 

Ten młyn kręci się po prostu zbyt szybko. Kibice nie zdążą się przyzwyczaić do zawodnika, a już go nie ma. To samo z trenerami, jedni wchodzą, inni wychodzą, zwykle po góra dwunastu miesiącach. I właściwie nie wiadomo, jak ta drużyna chce grać, jakie jest jej piłkarskie DNA. Jak już coś zaczyna kiełkować, to momentalnie się wywraca.

 

Trudno powiedzieć jak długo utrzyma się Michniewicz, czy da radę znów zrobić niespodziankę i przynajmniej nie przegrać w czwartek z Napoli. Jeśli zostanie zmieniony, poradzi sobie bez trudu, mocno się wypromował, ma bystrego menedżera, być może dostanie szanse na wymarzonym wschodzie. Płaczu pewnie nie będzie z żadnej ze stron.

 

Tylko czy ta tymczasowość w Legii na stanowiskach trenerów i poszczególnych zawodników na boisku nie jest przypadkiem jej największą zmorą? Czy przy Łazienkowskiej nie przydałoby się więcej spokoju?

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie