Nagelsmann pozytywny. Toppmoeller też. Bawarska piła tnie wszystkich...
Trzy mecze, trzy zwycięstwa, dwanaście zdobytych goli, żadnego straconego. Trener Benfiki Lizbona Jorge Jesus wcale nie kokietował swojego środowego rywala określając go najmocniejszym w Europie. Jego piłkarze do pewnego momentu stawiali mu czoła. Ale Bayern to Bayern. Kiedy „napocznie” ofiarę, ta nie ma już żadnych szans na utrzymanie się przy życiu.
Barcelona, Dynamo Kijów, a teraz „Orły z Lizbony”. Bawarska maszyna nie bierze jeńców. Nie chce tylko wygrywać. Gra do końca o jak najwyższy wynik. Mając w bramce demona w postaci Manuela Neuera, potrafi też zachować czyste konto, co zawsze cieszy nie tylko ostatnią instancję zespołu, ale i prowadzącego go trenera.
Juliana Nagelsmana nie było na stadionie, źle się poczuł i podejrzewaliśmy, że to nie zwykła grypa, przeziębienie złapane przez klimatyzację w hotelu czy samolocie. Skoro nie zjawił się na Da Luz spodziewaliśmy się, że symptomy mogą wskazywać na coś innego. Rano podano informację, że ma pozytywny test na Covid-19, więc na ławce zobaczyliśmy Dino Topmoellera. Szkoleniowca, który dotychczas słynął z dwóch rzeczy. Ojca, niegdyś topowego trenera w Niemczech, który z Bayerem Leverkusen dotarł do finału Ligi Mistrzów w 2002 roku, przegranego po kapitalnym strzale ówczesnej gwiazdy galaktycznego Realu Madryt Zinedine’a Zidane. Oraz pracy w luksemburskim Dudelange, z którym wyeliminował z eliminacji do Ligi Europy m.in. piłkarzy Legii Warszawa.
ZOBACZ TAKŻE: Wyniki i skróty środowych meczów Ligi Mistrzów
Niespodziewany debiut w Champions League zdał celująco. Pomysł z ustawieniem Leroya Sane w roli "dziesiątki" z pewnością nie był jego autorskim, ale to właśnie osoba „niemieckiego Beckhama” rozbiła dobrze trzymający się lizboński mur. Kiedy wypadła z niego pierwsza cegła cała konstrukcja wkrótce runęła.
Także wracający do pierwszego składu Kinglsey Coman dodał drużynie świeżości i dynamiki na lewym skrzydle. Ból głowy Diogo Goncalvesa trwa pewnie do dziś. Francuz wrzucił go na karuzelę, z której Portugalczyk spadał kilka razy. Coman strzelał, dośrodkowywał i udowodnił wszystkim, że należy przedłużyć z nim, kończący się w 2023 roku, kontrakt. W innym razie powtórzy się sytuacja Davida Alaby. Odejdzie za darmo, a znaleźć kogoś o podobnej jakości to może nie być łatwa sprawa.
Robert Lewandowski zdobył… dwa gole, ale jednego ręką i, mimo że zarzekał się, że była to klatka piersiowa w erze var takie tematy „nie przejdą”. Życie uprzykrzał mu jak mógł argentyński stoper Nicolas Otamendi, ale w końcu i Polak trafił do siatki. Całą robotę wykonał jednak w tej akcji Sane. To on spił tego dnia całą bawarską śmietankę. Szkoda jednak, że „Lewy” nie pofatygował się pod naszą kamerę, żeby opowiedzieć o swoich wrażeniach z powrotu do miejsca, gdzie 14 miesięcy temu przeżył najpiękniejszy dzień swojej kariery wznosząc Puchar Europy.
Sane się chciało, Thomas Muller, mistrz świata cierpliwie odpowiadał na pytania naszego reportera Szymona Rojka. Robert nie miał ochoty przekazać paru słów dla licznego polskiego kibica? Przecież nie miał tego zrobić dla Polsatu Sport, a właśnie swoich fanów. Największe gwiazdy mają swoje prawa, ale czy Roberta nie ceniliśmy również właśnie za to, że mimo swego statusu nigdy nie miał takich manier? Oby to był wypadek przy pracy, a nie reguła.
Przejdź na Polsatsport.pl