Cezary Kowalski: Karykatura klasyku, czyli rozczarowanie Barcą i Realem
Najważniejszy mecz w klubowej piłce, czyli Barcelona – Real zakończył się kolejnym upokorzeniem beznadziejnej ostatnio drużyny z Katalonii. Na znów po wielu miesiącach tętniącym życiem Camp Nou (po raz pierwszy od czasu wybuchu pandemii na stadionie zasiadło blisko 100 tysięcy widzów) ekipa Carlo Ancelottiego wygrała 2:1. Jak piszą madryckie media: „Koeman wciąż nie jest w stanie przeciwstawić się impotencji swojej drużyny”.
Włoski trener Realu nie wymyślił na Barcelonę nic spektakularnego. Ot, postawił dokładnie na ten skład, który w środku tygodnia rozbił Szachtara Donieck w Lidze Mistrzów i w zupełności to wystarczyło. Mocno przeciętny poziom meczu dokładnie odzwierciedlał obecną pozycję w europejskiej piłce. Barca to przecież zespół, który jest w stanie przegrać po 0:3 z Benfiką i Bayernem, a Realowi niedawno dawał radę nawet Sheriff Tyraspol. Real był do bólu pragmatyczny. W kluczowych momentach zamykał się jak niedźwiedź w jaskini, obnażając jednak marną siłę ognia Barcelony. Zadowalał się futbolem, w którym piłka wcale nie krążyła szybko pomiędzy zawodnikami. Przyspieszał tylko wtedy, kiedy miał miejsce, czyli kilka razy w meczu.
ZOBACZ TAKŻE: Za co znów kochamy Ajax, czy w Amsterdamie mają ekipę na miarę finału LM?
Wynik meczu otworzył nowy szef obrony Realu (po odejściu Sergio Ramosa) David Alaba, a na 2:0 podwyższył Lucas Vazquez. Dla Barcy na otarcie łez w doliczonym czasie gry strzelił Kun Aguero (pierwszy gol po powrocie do Hiszpanii). Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na boisku był skrzydłowy Królewskich Vinicius. Jednym z powodów, dla których starcia dwóch potężnych hiszpańskich klubów po odejściu takich instytucji jak Leo Messi czy Cristiano Ronaldo wywołują wciąż emocje na całym świecie, bez w względu na ich aktualną formę, jest to, że tacy pojedynczy gracze ciągle pojawiają się w każdej ze stron.
Improwizacja Brazylijczyka to była prawdziwa piłkarska sztuka. Pierwszy udany drybling często w jego przypadku staje się preambułą do kolejnego boiskowego szaleństwa. Zawsze potrafi coś wykombinować. Jest po prostu świetny. I na tle słabszych tego dnia Karima Benzemy i Rodrygo jawił się jak diament Królewskich. „Zorro z Brazylii zostawił literę Z z na klatce piersiowej Koemana” – napisało „El Mundo”. „To nie jest X, ale wygląda bardzo podobnie” – drwił autor, sugerując, że Koeman jest już skreślony.
A swoja drogą holenderskiemu trenerowi, który jako pierwszy szkoleniowiec Barcy od 70 lat przegrał swoje pierwsze trzy mecze z Realem (1:3, 1:2, 1:2), przed wyjazdem z parkingu Camp Nou grożono, ubliżano i mocno uderzano w samochód, którym próbował opuścić stadion.
„Nie klasyk, ale klasyczek” – można było przeczytać opinie sfrustrowanych internautów zaraz po zakończeniu tego mocno przereklamowanego wydarzenia.
I są one jak najbardziej celne. Czy można mówić o klasyku bez Messiego, Ronaldo, Ramosa i Neymara, którzy pouciekali z Hiszpanii? Wydaje się, że więcej obecnie w tych starciach emocji związanych z historią, propagandy, reklamy i marketingu niż rzeczywistej doniosłości starcia dawnych gladiatorów. Nastały czasy, w których mecz Barcelona – Real bywa własną karykaturą. Niestety.
Przejdź na Polsatsport.pl