Iwanow: Ciągle mowa o głowie i sercu. We wtorek okaże się, co drzemie w legijnych nogach
Jeżeli ktoś z kibiców Legii Warszawa liczył na to, że zmiana trenera przy Łazienkowskiej da „klasyczny” w tego typu sytuacjach impuls, mocno się rozczarował. Drużyna, która ciągle dzierży miano mistrza Polski i po trzech kolejkach wciąż pozostaje na pozycji lidera swojej grupy Ligi Europy UEFA, zagrała z Pogonią nawet gorzej niż w spotkaniu przed tygodniem w Gliwicach, gdzie przegrała przecież 1:4, co kosztowało posadę Czesława Michniewicza.
Z Piastem stołecznej ekipie zabrakło głównie skuteczności, pomocy bramkarza, a rywal, co miał, to wykorzystywał. W minioną niedzielę obserwator rywalizacji z Pogonią zobaczył chaos, brak zrozumienia, wzajemne pretensje oraz zmiany w trakcie meczu, z których żadna absolutnie nic dała.
Obelgi z trybun, szydercze śmiechy, czy gromkie „ole” przy serii dokładnych podań – głównie na swojej połowie bądź w strefie środkowej boiska – tylko dopełniły obrazu tego spotkania. Ale do śmiechu w Legii jest daleko. Szczególnie prezesowi Dariuszowi Mioduskiemu i dyrektorowi sportowemu Radosławowi Kucharskiemu. To temu drugiemu najbardziej oberwało się z ust kibiców.
ZOBACZ TAKŻE: Jak Cash skomentował powołanie do reprezentacji?
Pogoń miała to, czego zabrakło tego dnia Legii. Plan do zrealizowania. O dziwo „elektryczny”, jak nigdy na początku meczu, Dante Stipica mógł jednak zniweczyć go w pierwszych minutach, na szczęście dla siebie i gości w porę opanował nerwowość i w dalszej fazie meczu rzetelnie wywiązał się ze swoich zadań. Akcje „Portowców” były płynne i wykorzystywały wszystkie te sektory boiska oraz „legijne” personalia, gdzie wiadomo było, że może pojawić się luka.
Dodając do tego, że Kosta Runjaić przyleciał do Warszawy bez Kamila Grosickiego, a mecz na ławce rozpoczęli tak znaczący w naszej ligowej piłce zawodnicy jak Kamil Drygas, Piotr Parzyszek i legenda Legii Michał Kucharczyk, jeszcze wyraźniej widać, jak dziwacznie skonstruowana jest dziś Legia, pamiętając oczywiście o tym, że nie mogła ona skorzystać z Bartosza Slisza, Tomasa Pekharta, nie mówiąc już od wielomiesięcznej kontuzji, z którą zmaga się Bartosz Kapustka.
Trener Marek Gołębiewski zaraz po meczu i wypełnieniu obowiązków dla obu telewizji, które transmitowały to spotkanie, zamknął się z piłkarzami w szatni na blisko godzinę. Chciał od razu przedyskutować z nimi wszystkie dręczące go kwestie i porozmawiać o elementach, które tego dnia absolutnie nie funkcjonowały.
Na mocno opóźnionej przez to konferencji prasowej powtarzał o tym, że „najważniejsza jest głowa i serce, dopiero potem nogi”. Ale te ostatnie też wyraźnie nie niosą, więc na wtorek, po „Wszystkich Świętych” zaplanował badania. Ciekawe jakie wnioski będzie miał po ich wynikach. Bo do psychiki piłkarzy na razie raczej się nie dostał.
I trudno mieć o to do niego pretensje. Nie ma on przecież ani takiej renomy, ani takiego doświadczenia ani takich narzędzi, by mógł to zrobić. Strach się bać czwartku i wizyty Napoli. Jasne, że taki rywal i europejskie rozgrywki wywołają u każdego zupełnie inny poziom motywacji. Ale nawet ona, bez właściwej bazy fizycznej, może nie wystarczyć. Co gorsza, po czwartku do stolicy przyjedzie Stal Mielec. I podobnie jak Pogoń będzie mieć swój plan.
Patrząc na to, jak w piątek zrealizowała go odbierając punkty Lechowi Poznań, który w ataku pozycyjnym prezentuje się zdecydowanie lepiej od Legii, to warszawski kibic znów może mieć w niedzielne popołudnie sporo okazji, by na drużynie i włodarzach klubu sobie poużywać.
Przejdź na Polsatsport.pl