To był tor śmierci. Tragiczne wypadki w Mikuszowicach
Informacje o wypadku Mateusza Sochowicza w Chinach poruszyła wiele osób. Tym bardziej, że w przeszłości w saneczkarstwie dochodziło do wielu tragedii. Także w Polsce, na torze w Mikuszowicach.
Choć w Polsce obecnie nie ma właściwie żadnego toru, umożliwiającego rywalizację w saneczkarstwie, to w przeszłości było inaczej. Niestety jeden z nich, w Mikuszowicach w Bielsku-Białej, również niósł śmiertelne żniwo. Starty na nim dwóch zawodników przypłaciło życiem, kilku natomiast straciło zdrowie.
Tor w Mikuszowicach uznawany był za jeden z najtrudniejszych w Europie. Prace nad jego powstaniem zostały rozpoczęte w 1909 roku, kiedy to postawiona przez drwali drewniana chatka na Koziej Górce została przekształcona na schronisko. Największą sławę zyskał jednak na początku lat 50. Korzystali z niego zresztą nie tylko Polacy, pojawiali się tam również Niemcy i Austriacy, gdzie saneczkarstwo było niezwykle popularne.
- To był wąski, bardzo kręty tor, a przy tym niebezpieczny, bo lód i śnieg tworzyły na nim muldy, więc łatwo było wylecieć poza bandy - wspomina Wiesława Martyka-Wachla, olimpijka i trzykrotna mistrzyni Polski.
Pierwsze po II wojnie światowej zawody odbyły się tam w 1952 roku i od tego momentu regularnie startowali tam najlepsi zawodnicy z naszego kraju, a także przybysze zza granicy, którzy chcieli sprawdzić się na tym torze, bo jak mawiano, jest on tylko dla odważnych.
Niestety w 1968 roku doszło na nim do śmiertelnego wypadku. Z wirażu wypadł rozpędzony Czesław Ryłko, który wpadł w rosnące przy trasie drzewo i mimo kilkudniowych prób ratowania życia zmarł w szpitalu. Jak wspomina w rozmowie z "Onetem" olimpijczyk i wicemistrz świata w dwójkach zmarły niedawno Edward Fender, tor w Mikuszowicach, po opadach deszczu, zrobił się bardzo szybki. Jemu pozwoliło to pobić rekord toru, dla Ryłki oznaczało śmierć.
Przejdź na Polsatsport.pl