"Bezdomni" z Częstochowy nie przestają zaskakiwać. Co jeszcze muszą zrobić, aby wrócić do siebie?
Skra Częstochowa ma za sobą 17 rozegranych spotkań w Fortuna 1. lidze. Na półmetku rywalizacji beniaminek plasuje się w górnej części tabeli i bliżej mu do walki o PKO BP Ekstraklasę niż utrzymanie. A to wszystko bez stadionu i gry przed własnymi kibicami...
Aż strach pomyśleć, jakie miejsce w tabeli byłoby zarezerwowane dla Skry, gdyby częstochowianie mogli grać na zapleczu PKO BP Ekstraklasy na normalnych warunkach, czyli innymi słowy - korzystać z domowego obiektu w Częstochowie.
Przed sezonem Skra była skazywana na pożarcie. Klub z najmniejszym budżetem, złożony wyłącznie z polskich zawodników bez dużego doświadczenia w grze na szczeblu centralnym (tylko dwóch zawodników w kadrze ma niewielką przeszłość w Ekstraklasie), no i przede wszystkim bez stadionu - skazany na grę wyłącznie w delegacjach. To nie miało prawa się udać...
Zobacz także: Fortuna 1 Liga: Nieudany powrót Sandecji do domu. Trwa passa Skry
"Zgodnie z oczekiwaniami Skra Częstochowa spisuje się fatalnie. Klub jest dostarczycielem punktów, ale nie można się temu dziwić. Grają non stop na wyjazdach, nie zanosi się, aby szybko mieli wrócić do siebie, a dodatkowo odstają umiejętnościami. Zanosi się na szybki spadek i powrót do drugiej ligi" - ilu dziennikarzy sportowych miało już w głowach tego typu sformułowania dotyczące "Skrzaków"?
Tymczasem rzeczywistość jest zgoła odmienna. Skra Częstochowa zadziwia wszystkich. Jako absolutny beniaminek jest bliżej czołówki niż strefy spadkowej. Wygrała ostatnio cztery mecze z rzędu, m.in. z wymagającym rywalem w postaci Sandecji Nowy Sącz. Jeszcze niedawno klub z Małopolski mógł podać sobie rękę ze Skrą, bo również grał poza swoim domem. Sandecja jednak wiedziała, że prędzej czy później wróci. I wróciła, przegrywając właśnie ze Skrą 0:1. W tym spotkaniu nie było grama przypadku. Częstochowianie byli po prostu lepsi.
Różnica między Sandecją a Skrą jest taka, że ci pierwsi wiedzieli na czym stoją. Skra nadal nie wie. Czy na wiosnę będzie grać na wypożyczonym obiekcie w Sosnowcu? A może przeniesie się do innego miasta? Plan optymistyczny to powrót do Częstochowy, ale gdzie? Na stadion przy ul. Limanowskiego, gdzie gra Raków? A może do siebie, czyli na kameralny obiekt przy ul. Loretańskiej? Ten wymaga jednak konstruktywnych przemian - począwszy od murawy, a skończywszy na oświetleniu.
Obiekt Skry, podobnie jak sama drużyna, to też niezły ewenement. Na jednym, zniszczonym boisku ze sztuczną murawą trenuje kilkanaście drużyn młodzieżowych! To nie przeszkadza jednak w osiąganiu sukcesów. Warto bowiem zaznaczyć, że żeńska sekcja klubu Skra Ladies również gra na zapleczu Ekstraklasy.
Aż dziw bierze, że w tak piłkarskim mieście jak Częstochowa, panuje taka niechęć włodarzy do futbolu. Magistrat żyje chyba czasami, kiedy ten sport był w czeluściach i na peryferiach profesjonalizmu. Czasy się zmieniły, pod Jasną Górą jest Raków - wicemistrz Polski, zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski, jest pierwszoligowa Skra, ale nie ma stadionu z prawdziwego zdarzenia. Ile argumentów musi jeszcze usłyszeć magistrat, aby dać się przekonać, że warto stawiać na futbol? Co jeszcze oba kluby muszą osiągnąć, aby w Częstochowie było normalnie?
Kibice Rakowa i Skry już się śmieją, że gdyby doszło do derbów miasta na niwie ligowej, zostałyby one rozegrane w Sosnowcu albo w innej miejscowości...
Przejdź na Polsatsport.pl