Kowalski: Barca Xaviego zasługuje na cud w Monachium
Rzadko kiedy zwrot „piłka nożna jest stanem umysłu” ma tyle sensu, co w obecnej sytuacji Barcelony. Nowy trener traktowany niczym Mesjasz – Xavi Hernandez ma uratować drużynę, która straciła swoją tożsamość i najlepszego gracza świata.
Były znakomity zawodnik Barcelony poprowadził swój zespół w dwóch meczach. Wygrał z Espanyolem 1:0 po wątpliwym rzucie karnym i zremisował 0:0 z Benfiką Lizbona w Lidze Mistrzów, co stawia klub z Katalonii w dramatycznej sytuacji. Oto Barca musi wygrać w ostatniej kolejce z Bayernem w Monachium (ewentualnie liczyć, że Benfica potknie się u siebie z Dynamem Kijów), aby uniknąć po raz pierwszy od 20 lat braku awansu do 1/8 finału.
O ile jeszcze kilka tygodni temu pod wodzą Ronalda Koemana nikt by w to nie dawał wiary, dziś fani Barcy są przekonani, że w Monachium zdarzy się cud i zespół natchniony przez Xaviego pokona rywala, który w ostatnich latach i miesiącach dręczył Barcelonę okrutnie. Ma temu sprzyjać też fakt, że Lewandowski i spółka będą grać już tylko o pietruszkę, bo awans mają już zapewniony.
To co dzieje się wokół Barcelony w ostatnich tygodniach, znacznie przekracza zwykły wzrost zainteresowania, który zawsze następuje w związku ze zmianą trenera. „Na Camp Nou ludzie się znów uśmiechają” – napisało „El Mundo Deportivo”. Właściwie każdy ruch Xaviego, jego pomysł taktyczny czy personalny odczytywany jest jako genialny. Fakt, że na mecz z Espanyolem wprowadził dwóch kolejnych nastolatków z Barcelony Iliasa i Abde to dowód na sensowny kierunek, jaki nowy szkoleniowiec ma obrać. Wystawienie Yusufa Demira w pierwszym składzie na Benficę - zamiast przepłaconego Coutinho - na to, że Xavi widzi dużo więcej niż poprzednicy. Wpuszczenie Dembele na ostatni kwadrans w meczu Ligi Mistrzów daje nadzieję, że wreszcie znalazł się ktoś, kto tego niesfornego chłopaka będzie w stanie obudzić itd. Generalnie gra bardziej poukładana, młodzi piłkarze z większym wigorem i wiarą, że siódme miejsce w La Liga i faza grupowa Ligi Mistrzów to nie jest szczyt obecnych możliwości czołowej do niedawna drużyny europejskiej.
Taką Barcę po prostu da się i znów chce oglądać. I to jest właśnie ten wspomniany stan umysłu. Przecież od niedawnego nastroju całkowitej degrengolady i braku nadziei nie upłynęło wiele czasu, a skład do dyspozycji jest właściwie ten sam. Mało tego, skuteczność ekipy wciąż jest słaba. W obu meczach pod wodzą nowego trenera Barca nie strzeliła przecież gola z gry. Oba mogła równie dobrze przegrać. W pierwszym spotkaniu pudłował Raul de Tomas, w drugim Seferovic nie trafił do pustej bramki po minięciu Ter Stegena w ostatniej minucie. - Nie widziałem takiego pudła od 30 lat - powiedział trener Benfiki Jorge Jesus. A jednak… Liczy się ta wyjątkowa aura, która znów roztacza się nad Camp Nou (we wtorek zalanego strugami deszczu). Kibice rzeczywiście znów się uśmiechają, a nowa energia wprost roznosi piłkarzy i trenera.
Analogie do czasu, kiedy przed ponad dekadą drużynę obejmował też były zawodnik Barcy Pep Guardiola, nasuwają się same. Xavi uważa go za swojego mistrza, wzoruje się na nim. Podobnie jak Pep, też zamierza w oparciu o wychowanków czy graczy wykreowanych w La Masii stworzyć wielki zespół (innej możliwości nie ma, bo klub jest bankrutem). A ludzie mu zwyczajnie wierzą.
Za dwa tygodnie w Monachium przekonamy się jednak, jak wiele pozostanie z dzisiejszego uniesienia, ale widać wyraźnie, że Barcelona zasługuje na cud.
Przejdź na Polsatsport.pl