Iwanow: Ułomność "Złotej Piłki" - popularność ważniejsza niż forma
Robert Lewandowski nie sprawiał wrażenia zmartwionego werdyktem jurorów „France Football” głosujących na najlepszego piłkarza roku. Przez całą galę szeroko się uśmiechał, nawet tuż przed ogłoszeniem laureata „Złotej Piłki”. Twarz Leo Messiego w tym samym czasie wyglądała na … zaniepokojoną. Można było odnieść wrażenie, że Polak myślał, że wygrał. Stało się jednak inaczej. Reakcja „Lewego” była właściwa.
Każdy obserwujący uważnie piłkarski świat ma świadomość, kto w kończącym się roku był lepszym piłkarzem od Argentyńczyka. Czysto sportowo Lewandowski. Czysto „wynikowo” Jorginho. Absolutnie bym się tym wyborem nie przejmował.
Gala „Ballon D’or” ma długą historię i olbrzymi prestiż. Wieczór wręczenia nagród to – jak zobaczyliśmy także wczoraj – atmosfera jak z filmowych „Oskarów”: przepych, efektowne fraki, kreacje i limuzyny, czerwony dywan, obecność największych gwiazd tych obecnych i sprzed lat. Ale jak wszystkie tego typu podsumowania i rankingi, poza niepodlagającą kwestii renomą i ten plebiscyt ma swoje ułomności.
ZOBACZ TAKŻE: Messi ma grypę żołądkową!
Czy 180 dziennikarzy, po jednym z każdego kraju, to jest właściwa grupa reprezentatywna, by dokonać takiego wyboru? Przecież aż 54 głosy ma kontynent afrykański, który – jak sądzę – średnio interesuje się meczami reprezentacji Polski, a Bundesliga też nie ma tam takiego statusu, jak angielska Premier League czy hiszpańska La Liga. Wiele osób z pewnością kieruje się własnymi sympatiami, przywiązaniem do danego nazwiska czy popularnością w danym regionie świata. Do tego dochodzi jeszcze jedna bardzo ważna kwestia, o której dwa lata temu boleśnie przekonał się Virgil Van Dijk.
W plebiscycie w 2019 roku obrońca Liverpoolu przegrał batalię o „Złotą Piłkę” o siedem punktów. Gdyby zaledwie kilku jurorów umieściło Holendra wyżej niż Messiego, Argentyńczyk plebiscyt by przegrał. Efekt końcowy był inny także z tego powodu, że w pierwszej dziesiątce znalazło się jeszcze trzech innych graczy rewelacyjnego w tamtym okresie Liverpoolu: Sadio Mane, Mohamed Salah oraz Alisson. I pewnie każdy jakieś „oczka” fantastycznemu obrońcy z Niderlandów odebrał.
Czy Van Dijk był gorszym piłkarzem od Leo? Na pewno nie. Nawet bezpośrednie mecze między nimi w półfinale Champions League to pokazały. Liverpool mimo porażki na Camp Nou 0:3 wygrał u siebie 4:0. Na Anfield Messi nie istniał. Został „nakryty” czapką przez „Pomarańczowego Giganta”. Van Dijk w tamtym czasie przez wiele spotkań nie przegrał żadnego pojedynku. Także z Messim, który zresztą w obu spotkaniach unikał go jak ognia. Pamiętam, że w pierwszym spotkaniu zdobył on dwie bramki, ale żadnej przy negatywnym udziale Holendra. Ta druga zdobyta została zresztą z rzutu wolnego. Na dystansie dwóch meczów patrząc na ich rywalizację zwycięzcą mógł czuć się jedynie podopieczny Juergena Kloppa.
Wszystkie plebiscyty – jeżeli wyboru nie dokonują wybitni fachowcy i specjaliści w danej dziedzinie trzeba przyjmować z przymrużeniem oka. Jak ten sprzed ponad dwudziestu lat, jeszcze w czasach mojej pracy dla TVP, kiedy konkurs Audio Tele wybierał „Najpopularniejszego Sportowca”. Wtedy to zdobywca bramki w przegranym meczu na Wembley z Anglią Marek Citko wyprzedził dwukrotną medalistkę olimpijską Renatę Mauer. Był lepszym sportowcem? Oczywiście, że nie. Był w Polsce najpopularniejszy.
Tak jak Messi w świecie futbolu i to od lat. Gdyby Lewandowski grał w Realu Madryt, Barcelonie czy w którymś z angielskich kolosów „Złota Piłka” zdobiła by jego salon być może nie tylko raz. W tej zabawie – bo tak z całym szacunkiem dla tego plebiscytu do niego podchodzę – liczy się nie tylko jak ale i gdzie grasz. Można by dodać do tego także jeszcze jedną kwestię: na jakiej pozycji. Obrońcy i bramkarze mają od początku „pod górkę”. A przecież gdyby nie Gianluigi Donnarumma w reprezentacji Włoch i Edouard Mendy z Chelsea jeden z kandydatów do „Złotej Piłki” Jorginho nie mógłby dwukrotnie trzymać w swoich dłoniach dwóch najcenniejszych pucharów kończącego się roku.
Futbol to gra zespołowa. Szacunek dla Roberta, że odbierając nagrodę dla najlepszego napastnika o tym pamiętał. Docenił wysiłek i wsparcie kolegów z Bayernu nie zapominając także o władzach klubu i sztabie szkoleniowym, które tak dobre „towarzystwo” od lat mu zapewnia.
Przejdź na Polsatsport.pl