Iwanow: Z gracją słonia w składzie porcelany. Papszun poczeka na Legię do czerwca
Udzielony klubowym mediom wywiad właściciela i prezesa Legii Dariusza Mioduskiego na temat chęci zatrudnienia w roli trenera – jeszcze – mistrzów Polski Marka Papszuna ma już 11 dni i jeszcze długo będzie analizowany na wszystkie sposoby we wszystkich formatach dotyczących krajowej piłki.
Za jednym ruchem zasiane zostało „ziarnko” niepokoju w obecnym klubie rozchwytywanego szkoleniowca, który jeszcze kilkanaście miesięcy temu rozpatrywany był nawet jako następca Jerzego Brzęczka w reprezentacji Polski, jak i „dało nadzieję fanom Legii, że jej władze wreszcie chcą dokonać kroku, który ma dać stołecznej ekipie stabilizację i sukcesy na najbliższe lata”. Oba te elementy nie weszły jednak w życie. Wywiad ten ani nie poprawił pozycji „bossa” z Łazienkowskiej w oczach stołecznego kibica, jak i – co gorsza – ludzi, którzy w tej chwili pracują najbliżej zespołu – nie spowodował sympatii w dotychczasowym miejscu pracy przyszłego trenera z Łazienkowskiej 3. Wszystko zostało przeprowadzone z gracją przysłowiowego słonia w składzie porcelany.
Zobacz także: Bogusław Leśnodorski o Marku Papszunie w Legii: To się nigdy nie wydarzy
Każde potknięcie częstochowian – a takie nastąpiło w sobotni wieczór w Gdańsku – może być łączone z wyżej wymienionymi zjawiskami. Raków jest dziś na czwartym miejscu w tabeli, a do lidera z Poznania traci 6 punktów. Do końca roku ma jednak już tylko mecze u siebie – z Piastem, Górnikiem i Jagiellonią więc jego pozycja powinna ulec poprawie. Papszunowi i jego drużynie najmniej potrzebny jest cały ten zgiełk, który wprowadziła niefortunna wypowiedź ujawniona tuż przed spotkaniem Ligi Europy w Leicester.
Legia przed wielu laty próbowała już wykonać podobny manewr chcąc wyciągnąć z Kielc Dariusza Wdowczyka. Ówczesny szef Korony Krzysztof Klicki nie zgodził się jednak na przedwczesne odejście swojego trenera ale wiedząc, że ten jest już myślami przy Łazienkowskiej, zwolnił go z obowiązków wykonywania usług dla swojej drużyny, ale jednocześnie nie pozwolił na pracę w Warszawie. Wdowczyk na swą wymarzoną posadę musiał grzecznie przez pół roku poczekać. Teraz sytuacja jest inna, bo Papszunowi wcale aż tak bardzo nie spieszy się na opuszczenie Rakowa. Jego relacje z właścicielem klubu Michał Świerczewskim wykraczają daleko poza te zawodowe, więc żadnego nacisku na niego nie było i nie będzie. Jedyne czego obaj najważniejsi ludzie wraz z prezesem Wojciechem Cyganem mogli oczekiwać, to właściwe potraktowanie tego delikatnego tematu przez Legię.
Gdyby Dariusz Mioduski pofatygował się na spotkanie z szefostwem Rakowa i bezpośrednio z nim wyraził chęć pozyskania trenera być może miałby Papszuna już od stycznia. A to byłoby prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie dla warszawskiego klubu, a może nawet dla obu stron. Legia miałaby „wymarzonego trenera” już od zimowych tak istotnych także w kontekście nowego sezonu przygotowań, Raków mógłby przygotować się do znaczącej zmiany i zintensyfikować tropienie właściwego następcy. A przy okazji być może zarobić dobre pieniądze. Szkoleniowiec jest jak piłkarz: chcesz go wyciągnąć przed końcem kontraktu – zapłać. Może być drogo – patrz przykład Bayernu Monachium i Juliana Nagelsmana.
Świerczewski to biznesmen, jeden z najbogatszych Polaków ale też człowiek o wysokiej kulturze osobistej i klasie. Jestem przekonany, że gdyby cały ten temat został skonsumowany we właściwy sposób za określoną kwotę pieniędzy Papszun – gdyby oczywiście sam tego chciał – mógł zostać do stolicy puszczony już po zakończeniu tzw. piłkarskiej jesieni. Na każdy temat w biznesie da się porozmawiać. Wszystko da się sprzedać. I kupić. Najpierw należy się jednak się skomunikować. Tu zostało to zrobione na „okrętkę”. Jak to zwykle u nas.
Przejdź na Polsatsport.pl