Kowalski: Papszun fair wobec Rakowa. Czy Legia spadnie?
Legia przegrała jedenasty mecz w lidze (0:1 z Cracovią). Na piętnaście, w których wystąpiła. I znajduje się na miejscu spadkowym. Żarty sprzed kilku tygodni, że mistrz Polski i najbogatszy polski klub mógłby spaść z Ekstraklasy, są coraz mniej abstrakcyjne. To co dzieje się w Legii śmiało można już określić pożarem.
Nie zadziałała zmiana trenera. Marek Gołębiewski, który zastąpił Czesława Michniewicza, nie dał rady. Wygrał jedynie z trudem w Pucharze Polski z trzecioligowym Świtem Skolwin i drugoligowym Motorem Lublin oraz z beznadziejną Jagiellonią Białystok. Jasnej strategii nie widać, bajecznie opłacani obcokrajowcy wciąż zawodzą, zespół w końcówkach meczów usiłują ratować gracze z rezerw. Nie ma dyscypliny, nie poprawiła się organizacja gry w defensywie, nie ma sensownych pomysłów na stałe fragmenty gry, czyli elementy, które można było przećwiczyć w bardzo krótkim czasie.
Patrząc na to, jak bardzo ekipa z Warszawy cieszyła się po wyeliminowaniu Motoru Lublin (ósma drużyna drugiej ligi) widać było, że tu nie chodzi o brak chęci czy zaangażowania. Zawodnicy naprawdę bardzo chcą, ale nie wiedzą jak mają obecny stan zmienić. Nic im nie wychodzi. Legia przegrywa praktycznie ze wszystkimi, choć to nie jest aż tak słaby zespół jak wskazują na to wyniki.
O skali degrengolady mistrza świadczą słowa trenera Cracovii Jacka Zielińskiego, który zdradził co było potrzebne, aby odnieść zwycięstwo. Mówił, że rywalowi wystarczyło oddać piłkę (inicjatywę), nastawić się na kontry i stałe fragmenty gry. Najprostsza z możliwych strategia absolutnie wystarczyła. I wystarcza w większości przypadków na zespół, który tak niby skrzętnie był budowany według najlepszych wzorców europejskich. Przez fachowców i biznesmenów. Za miliony.
Właściciel klubu Dariusz Mioduski, który jest tak mocno ostrzeliwany, że nawet robi się go żal, broniąc się, sam wystrzelił z armaty i udzielił słynnego wywiadu, w którym zdradził, że jest już po słowie z trenerem Rakowa Częstochowa Markiem Papszunem. Najbardziej pożądany przez stołecznych kibiców szkoleniowiec miałby zostawić swój walczący o mistrzostwo Polski zespół i ratować Legię. Tylko dlatego, że jest warszawiakiem, dobrze by zarobił, a praca w tym miejscu to największy prestiż i każdy w tym zawodzie o niej marzy.
Mioduski, wzorem działań ze świata polityki, próbował odsunąć uwagę od głównego problemu. Skupić dyskusje na czym innym, obiecać ludziom coś o czym marzyli, zyskać trochę czasu.
Udało się połowicznie. Dyskusja rzeczywiście się toczy, ale Papszuna w Legii zimą raczej nie będzie. Właściciel Rakowa, jeden z najbogatszych Polaków Michał Świerczewski poczuł się jakby dostał w twarz. Wystosował zresztą w tej sprawie zgrabny komunikat, w którym traktował o dobrych obyczajach. Jest oczywiste, że w związku z tym, że Mioduski nie zwrócił się do niego bezpośrednio, za punkt honoru weźmie sobie, aby trenera nie oddać.
Po raz kolejny zawiedli właściciela Legii doradcy, którzy postanowili zastosować chwyty rodem z polityki czy biznesu. Bo trudno uwierzyć, że kolejne strzały w stopę są zasługą wyłącznie jednego człowieka. W świecie sportu takie numery jednak nie tylko nie działają, ale tak jak w tym przypadku mogą przynieść odwrotny skutek.
Papszun nie poprowadzi Legii w najbliższym czasie, ale zyska jeszcze większy szacunek. Poprowadzi Raków do końca kontraktu, czyli będzie fair wobec tych, z którymi na coś się umówił. No i pokaże, że jest chyba jedynym polskim trenerem, który na hasło Legia nie rzuca wszystkiego i nie wpisuje się w obowiązującą regułę, że "Legii się nie odmawia".
A do Legii i tak przyjdzie. Prawda jest taka, że warszawski klub robi już trzecie podejście pod byłego trenera Polfy Tarchomin, Białołęki, GKP Targówek, Łomianek, Legionovii czy Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Wcześniej jednak zachowywano to w tajemnicy. Teraz ogłosił to prezes, chociaż żadne wiążące decyzje nie zostały podjęte. Papszuna w Legii zobaczymy zapewne latem. Choć wiadomo jaki jest zwykle los trenerów zatrudnianych przez Dariusza Mioduskiego (pracują zwykle około 12 miesięcy), to w związku z powyższymi, akurat ten będzie miał przynajmniej w teorii nieco mocniejszą pozycję od poprzedników. Być może nie będzie musiał się aż tak bardzo naginać i zdoła ułożyć drużynę po swojemu.
A o odpowiedź na abstrakcyjne, jak się jeszcze niedawno wydawało pytanie: "czy Legia spadnie?", należy się zwrócić do właściciela. Jeśli jak najprędzej zatrudni kogoś, kto wprowadzi dyscyplinę i nawet tylko pokaże zawodnikom, jak grać, aby nie wszystko przegrywać, mistrz zakończy sezon gdzieś w środku tabeli.
Przejdź na Polsatsport.pl