Plus trzy i minus jeden. Nieudany eksperyment PZPN
Dodatkowy punkt za zwycięstwo różnicą co najmniej trzech bramek, a minus jeden punkt za porażkę w takich rozmiarach – to rewolucyjna zmiana wprowadzona przez PZPN latem 1986 roku. Jakie były przyczyny tej reformy? Dlaczego pomysł okazał się niewypałem i zrezygnowano z niego po czterech sezonach?
Występ reprezentacji Polski w mistrzostwach świata 1986 w Meksyku przyniósł spore rozczarowanie. Co prawda z dzisiejszej perspektywy wyjście z grupy i awans do czołowej szesnastki globu wydaje się sporym sukcesem, ale wówczas kibice byli rozpieszczeni rezultatami trzech poprzednich mundiali. Narzekano nie tylko na wynik, ale również na styl – Polacy grali bezbarwnie i zachowawczo.
Zobacz także: Terminarz meczów reprezentacji Polski w Lidze Narodów
Ci, którzy bardziej wnikliwie śledzili rozgrywki ligowe, wiedzieli jednak, że nie była to przykra wpadka, ale raczej zapowiedź głębokiego kryzysu polskiej piłki. Poziom ligi leciał w dół. Wiele spotkań ekstraklasy bardziej kojarzyło się z odrabianiem pańszczyzny, niż z efektowną i zaciętą futbolową rywalizacją. Do tego dochodził handel punktami i słynne "niedziele cudów" o których było coraz głośniej.
Zmiana, jakiej jeszcze nie było
Na początku lata pogodzono się już z meksykańską porażką. Poza dymisją selekcjonera reprezentacji, nie spodziewano się większych zmian. Rozpoczął się sezon ogórkowy... Tymczasem 8 lipca, niespełna miesiąc przed startem rozgrywek ligowych, Polskę obiegła sensacyjna informacja. PZPN dokonał radykalnych reform w najwyższych ligach piłkarskich. Na czym one polegały?
• Z szesnastozespołowej ekstraklasy (I liga) miały spaść aż cztery drużyny – dwie ostatnie bezpośrednio, a dwie po barażach pomiędzy czterema kolejnymi ekipami z końca tabeli. Zagrożone były więc zespoły z miejsc 11–16. Miało to na celu zmniejszenie "środka tabeli", czyli drużyn, które w końcówce sezonu nie były zainteresowane ani grą o czołowe lokaty, ani walką o utrzymanie. Celem było oczywiście ograniczenie procederu handlowania meczami.
• Nastąpiła też zmiana zasady punktowania meczów. Za zwycięstwo różnicą trzech i więcej bramek drużyna miała otrzymać nie dwa jak dotychczas, lecz trzy punkty. Za porażkę różnicą trzech lub więcej bramek zespół miał zostać ukarany odjęciem punktu. Ta zasada miała obowiązywać w trzech najwyższych klasach rozgrywkowych (I–III liga).
Nowa punktacja przedstawiała się więc następująco:
zwycięstwo różnicą co najmniej trzech bramek → 3 punkty
zwycięstwo jedną lub dwiema bramkami → 2 punkty
remis → 1 punkt
porażka jedną lub dwiema bramkami → 0 punktów
porażka różnicą trzech lub więcej bramek → minus 1 punkt.
Ta druga zmiana po latach wydaje się ciekawa i intrygująca. W regulaminach rozgrywek majstrowano wielokrotnie, ale zmiana punktacji to co innego. Władze PZPN zdecydowały się na rewolucyjny pomysł, nie mający odpowiednika w innych ligach świata.
Przypomnijmy, że gdzieś od zarania futbolowych dziejów, od czasu wymyślenia rozgrywek ligowych w XIX wieku, za zwycięstwo przyznawano dwa, za remis jeden, a porażka oznaczała zero punktów. Od tej tradycji odeszli Anglicy, którzy w swej lidze od sezonu 1981/82 wprowadzili trzy punkty za zwycięstwo, pozostawiając jeden za remis. Taka punktacja kilkanaście lat później zacznie obowiązywać w większości lig świata, w rozgrywkach reprezentacyjnych (od MŚ 1994) i klubowych pucharach (w Lidze Mistrzów od sezonu 1995/96).
Między tymi wydarzeniami miała miejsce wspomniana polska reforma. Modyfikacja spotkała się na początku z raczej przychylnymi reakcjami ze strony kibiców i dziennikarzy. Liczono na to, że zdoła uatrakcyjnić nudną ligę. Dodatkowy punkt za wysokie zwycięstwo miał mobilizować drużyny do bardziej ofensywnej gry i zahamować kunktatorstwo, zachowawczą postawę – grę na utrzymanie wyniku przy minimalnej przewadze.
– Mamy nadzieję, że wprowadzone zmiany okażą się skuteczne. Nie uważamy, że są one rozwiązaniem idealnym, myślę jednak, że są na dziś optymalne, a czas pokaże, czy za nimi muszą pójść następne. Traktujemy najbliższy sezon eksperymentalnie – mówił ówczesny prezes PZPN Edward Brzostowski.
Historyczny mecz GKS – Legia
W pierwszej kolejce ekstraklasy sezonu 1986/87 żadna z drużyn nie podniosła z boiska dodatkowego punktu. Najbliżej był Górnik Zabrze w starciu z Ruchem (3:1), ale chorzowianie obronili się skuteczną szarżą w końcówce meczu. Sześć pozostałych rozegranych wówczas spotkań przyniosło łącznie... sześć bramek. Jak zauważyli dziennikarze, choć regulamin był nowy, piłkarze grali po staremu...
Historyczny mecz został rozegrany w drugiej serii gier, w niedzielę 10 sierpnia 1986 roku. GKS Katowice zmierzył się na własnym boisku z Legią Warszawa.
Legia w pierwszej kolejce nie zagrała. Jej mecz z ŁKS Łódź został przełożony z powodu wyprawy do Chin. Piłkarze stołecznego klubu wzięli udział w towarzyskim turnieju o Puchar Wielkiego Muru i wygrali tę imprezę. Jak się jednak okazało, daleka eskapada nie wpłynęła dobrze na ligowy start podopiecznych trenera Jerzego Engela.
Katowicki GKS przeżywał wówczas swoje złote lata. Kilka miesięcy wcześniej rozbił Górnika Zabrze w finale Pucharu Polski (4:1) i szykował się do gry w europejskich pucharach. Na stadionie przy Bukowej trwała wielka przebudowa, ale nie przeszkodziła ona piłkarzom w stworzeniu ciekawego widowiska.
Od początku meczu piłkarze Legii grali chaotycznie w obronie i mieli spore problemy. Gospodarze otworzyli wynik już w drugiej minucie po strzale Krzysztofa Hetmańskiego. Pół godziny później Marek Biegun podwyższył prowadzenie i do przerwy GKS miał dwubramkową zaliczkę. W 50. minucie było już jednak 4:0, gdy w odstępie kilkudziesięciu sekund gospodarze dołożyli dwa kolejne trafienia. Najpierw z obrońcami Legii poradził sobie Mirosław Kubisztal, a następnie Piotr Piekarczyk popisał się celnym strzałem głową po dośrodkowaniu Jana Furtoka.
Dopiero wówczas goście przypomnieli sobie o grożącym im minusowym punkcie, bo zerwali się do walki. Gola strzelił Tomasz Arceusz, ale GKS odpowiedział piątym trafieniem, gdy dośrodkowanie Furtoka zaskoczyło obrońców i bramkarza Jacka Kazimierskiego. W końcówce szarpał jeszcze Dariusz Dziekanowski, który znalazł drogę do bramki gospodarzy.
Wynik 5:2 oznaczał jednak, że pierwszy raz w historii polskiej ekstraklasy zwycięzca otrzymał trzy punkty za mecz, a pokonany został ukarany za porażkę odjęciem punktu. Po tym spotkaniu Legia zamykała tabelę, mając na koncie –1 pkt. Warto jednak dodać, że drużyna ze stolicy szybko odrobiła tę stratę. W następnym meczu rozgromiła na własnym boisku Polonię Bytom 4:0.
Górnik zyskał, Motor stracił
Sezony ligowe ze zmienioną punktacją są do dziś zmorą fanów futbolowej statystyki. Kilka ciekawostek z związanych z tym tematem warto jednak przypomnieć.
Po mistrzostwo Polski sięgały w tamtym okresie Górnik Zabrze (1987, 1988), Ruch Chorzów (1989) oraz Lech Poznań (1990). W trzech pierwszych przypadkach bonusowe punkty nie miały znaczenia, bo Górnik i Ruch miały wyraźną przewagę w tabeli. W czwartym, gdyby zasada nie obowiązywała, Lech i Zagłębie Lubin skończyłyby sezon mając po tyle samo punktów; dzięki bonusom Lech zyskał dwa oczka przewagi.
Rekordy zysków i strat przyniósł już pierwszy sezon. Mistrz Górnik Zabrze zanotował siedem zwycięstw za trzy punkty. Dla odmiany Motor Lublin poniósł aż osiem "minusowych" porażek i zajął ostatnie miejsce w tabeli. Porażek "za –1" było nawet dziewięć, ale wyjazdowe starcie z Górnikiem Wałbrzych (0:4) zostało powtórzone. Gdyby nie odjęte punkty, lublinianie graliby w barażach. Obie drużyny są też rekordzistami "czterolecia". Górnik wygrał łącznie 20 meczów z bonusem, a Motor przegrał 12 razy za minus jeden.
W okresie czterech sezonów zaledwie trzykrotnie zdarzyło się, że drużyny kończyły rozgrywki bez meczów z dodanymi lub odjętymi punktami, były to: Zagłębie Lubin (1987), Jagiellonia Białystok i Lechia Gdańsk (1988).
Tylko raz zdarzyło się, że drużyna, która zdobyła później mistrzostwo, zaliczyła w tym sezonie punktową wpadkę. W 4. kolejce rozgrywek 1989/90 Lech przegrał na własnym boisku z Zawiszą Bydgoszcz 1:5.
Opłakane skutki reformy
Jak to często bywa z reformami, ich skutki nie zawsze są zgodne z intencjami pomysłodawców. Tak było i w tym przypadku. Baraże i zmniejszenie "bezpiecznej strefy" w lidze nie zatrzymały procederu handlu meczami. Wiosną 1987 roku anulowano wyniki trzech spotkań z końcówki sezonu, których przebieg wydał się podejrzany. Wspomniany mecz Górnik Wałbrzych – Motor Lublin został natomiast powtórzony.
Same baraże również przyniosły sporo kontrowersji, a jedną z nich była pamiętna samobójcza bramka Janusza Jojki. Wkrótce okazało się też, że awans aż czterech drużyn z zaplecza nie wpływa pozytywnie na ekstraklasę.
Również zmiana punktowania meczów stała się niewypałem. Jak się okazało, wcale nie zachęcał on drużyn do ultraofensywnej gry. Wręcz przeciwnie, w wielu przypadkach drużyny bały się strat z wyżej notowanymi rywalami i murowały bramkę. Potwierdzała to średnia bramek z poszczególnych sezonów. W sezonie 1985/86 (czyli przed reformą) – 2,49; w sezonie 1986/87 (pierwszym ze zmianą punktacji) – 2,26; 1987/88 – 2,14, 1988/89 – 2,36, wreszcie 1989/90 – zaledwie 2,02 (jedna z najniższych w historii!). Nowa punktacja poszerzała też możliwości handlowania meczami...
Oryginalny pomysł punktowania meczów stał się jedynie krótkim epizodem w historii polskiej ligi. Wycofano się z niego po czterech latach – po sezonie 1989/90. Wrócono do starej punktacji (dwa oczka za zwycięstwo, jedno za remis). Przed sezonem 1995/96 doszło do kolejnej zmiany, tym razem zgodnej ze światowymi trendami – trzy punkty za zwycięstwo, jeden za remis; ta zasada obowiązuje do dziś.
Przejdź na Polsatsport.pl