Kamil Grosicki: Włodarze Pogoni nie wiedzieli, czy są w stanie rozmawiać o kontrakcie
Kibice Pogoni Szczecin długo czekali na powrót swojego najsłynniejszego wychowanka. Marzenie stało się faktem w sierpniu, kiedy Kamil Grosicki wrócił do domu i ponownie ubrał granatowo-bordową koszulkę. - Kibice wyczekiwali mnie przez wiele lat i teraz czuję się zobowiązany do tego, aby przynosić im dumę - mówi "Grosik" w rozmowie z Interią. Jak dodaje, jeszcze nie zrezygnował z reprezentacji Polski.
Jakub Żelepień, Interia: Po ostatnim meczu rundy z Wartą Poznań wybraliście się całą drużyną do jednej ze szczecińskich restauracji. Impreza się udała?
Kamil Grosicki: To nawet nie tyle impreza, co wspólna kolacja. Jest czas na pracę i jest czas na odrobinę relaksu. Mieliśmy chwilę, żeby się spotkać, porozmawiać, pożartować, powspominać. Wszyscy wyszli z lokalu bardzo zadowoleni.
Siedział pan raczej ze starszyzną czy z młodymi?
Z każdym. Przenosiłem się z miejsca na miejsce, żeby ze wszystkimi zamienić kilka słów. Zależy mi na tym, aby budować jak najlepszą atmosferę w Pogoni. Właściwie już kiedy przychodziłem do klubu, wiedziałem, że jest ona bardzo dobra i że zawodnicy są ze sobą zżyci. Wydaje mi się, że swoją osobowością dodałem jeszcze więcej energii szatni.
Podczas debiutu w meczu z Lechem przeżył pan piłkarski szok kulturowy? Ktoś przeniesiony z Premier League do Ekstraklasy może się nieco zdziwić.
Wiadomo, że poziom w Anglii jest nieporównywalnie wyższy i to widać na boisku. Ekstraklasa to nie jest jednak liga, w której wygra się bez zaangażowania. Każdy mecz tutaj jest inny. Nam najlepiej gra się z zespołami pokroju Lecha Poznań czy Rakowa Częstochowa, a nie Warty Poznań. Lubimy otwartą i ofensywną grę.
Była szansa na to, aby do Pogoni trafił pan już w styczniu 2021 roku?
Tak, ale było to trudne do zrealizowania. Wiedziałem o tym i ja, i prezesi Pogoni. Najlepszym rozwiązaniem było dołączenie do klubu latem i tak też się stało. Pół roku wcześniej inaczej patrzyłem na pewne sprawy. Byłem w Premier League i chciałem walczyć o grę na tym poziomie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zostając w Anglii, mogę nie dostać szansy wyjazdu na Euro, ale nie żałuję tego, bo to zbudowało mój charakter. Teraz jestem w Polsce i kibice czy dziennikarze mogą mnie oglądać i oceniać na co dzień. Wiem, że jestem na świeczniku i robię wszystko, aby o Grosickim mówiono w superlatywach.
Obchodzą pana opinie dziennikarzy czy kibiców w mediach społecznościowych?
Jestem doświadczonym piłkarzem i człowiekiem, ale lubię czytać o sobie - najlepiej w samych superlatywach. Potrafię jednak ocenić, kiedy zagram słaby mecz i nie obrażam się na krytykę. Biorę to na klatę i staram się poprawić. Powrót do Polski nakręca mnie do tego, żeby wciąż potwierdzać swoją wartość. Zdaję sobie sprawę również z tego, jak ważny jestem dla kibiców Pogoni. Wyczekiwali mnie przez wiele lat i teraz czuję się zobowiązany do tego, aby przynosić im dumę.
Na każdym meczu kibice Pogoni skandują pańskie nazwisko.
Bardzo to szanuję. Jestem u siebie w domu, kibice mnie wspierają, a ja odczuwam to codziennie, nie tylko na stadionie. Moja córka jest dumna, kiedy słyszy, jak tysiące ludzi skandują nazwisko taty.
Przyszedł pan do Pogoni w samej końcówce okienka transferowego. Czy to z powodu ofert z innych lig?
Było kilka opcji, ale wszystko bardzo się dłużyło i wiedziałem, że nie zmierza to w dobrym kierunku. Pewnego dnia wstałem rano i powiedziałem sobie, że przyszedł czas na powrót do Pogoni. Zadzwoniłem do dyrektora sportowego Dariusza Adamczuka, zaprosiłem go na kawę i porozmawialiśmy. Wydaje mi się, że włodarze klubu nie do końca wiedzieli, czy są w stanie rozmawiać ze mną o kontrakcie. Tymczasem dogadaliśmy się bardzo szybko, transfer przeprowadziliśmy w dwa dni i wszyscy są z tego zadowoleni.
Przejdź na Polsatsport.pl