Mistrz Polski musiał się zmierzyć ze śmiercią 24-letniego syna
Przez kilkanaście godzin leżał nieprzytomny po wypadku. Był zmuszony zakończyć 20-letnią karierę, gdy brakło mu pieniędzy na oponę. Po trzech dniach, od postronnych osób, ten były znakomity żużlowiec dowiedział się, że jego 24-letni syn został znaleziony martwy w studenckim mieszkaniu.
Dziś dla kibiców Jan Krzystyniak to jedynie 63-letni ekspert żużlowy, wygłaszający kontrowersyjne tezy i ostro krytykujący działaczy zarządzających klubami. Dla tych, którzy interesowali się żużlem w XX wieku był jednak jednym z najlepszych polskich żużlowców lat 80-tych, reprezentantem Polski, zawodnikiem, który w poszczególnych zawodach rangi seniorskich mistrzostw Polski zdobył łącznie aż 17 medali, w tym 9 złotych (5 w drużynie i 4 w parach). Reprezentował barwy klubów z: Zielonej Góry, Leszna, Rzeszowa, Piły i Ostrowa Wlkp.
ZOBACZ TAKŻE: Były żużlowiec niesłusznie oskarżony o morderstwo popadł w nałogi. Mroczna historia w polskim sporcie
- Prędzej żużel słyszałem, niż zobaczyłem. Mieszkałem w małej miejscowości pod Zieloną Górą, która obecnie jest już częścią tego miasta i wielokrotnie słyszałem odgłos treningów czy niedzielnych zawodów. Na stadion trafiłem zaś gdy miałem 10 lub 11 lat. Zabrał mnie starszy brat. Wcześniej opowiadał czego mogę się spodziewać, ale rzeczywistość przerosła wyobraźnię. Ta prędkość, ten ryk motocykli, które nie miały jeszcze wówczas żadnych tłumików, to było coś fascynującego. Wciągnąłem się od razu. Od tej pory, razem z drugim bratem, moim bliźniakiem Alfredem, nie opuszczaliśmy żadnych zawodów rozgrywanych w Zielonej Górze - opowiedział Jan Krzystyniak.
Parę lat później obaj zdecydowali, że zostaną żużlowcami. - Wtedy była prawdziwa selekcja. Z kilkudziesięciu chłopaków do licencji dobrnęli jeszcze tylko: Maciej Jaworek, Wiesław Pawlak, Andrzej Jarząbek i Janusz Smolarek, który jednak po paru miesiącach zrezygnował. Z nikim się nie cackano. Jeśli ktoś nie chwycił o co w tym chodzi w parę miesięcy, to z niego rezygnowano. Dziś ciągnie się tych chłopaków na siłę, trenuje po parę lat. W końcu zdają licencje, ale do ścigania i tak się nie nadają. Śmieję się, że dziś nawet 70-letni dziadek dostałby wystarczająco czasu, żeby w końcu zdał tę licencję - zażartował.
- Dziś panowie żużlowcy to "święte krowy". Żadnej krytyki nie przyjmują. Mnie znakomity trener Stanisław Sochacki zwracał uwagę na każdym kroku, bo widział we mnie potencjał. Z perspektywy czasu żałuję nawet, że tej krytyki było tak mało, bo może nie miałbym przygody z żużlem, a prawdziwą karierę - dodał Krzystyniak.
Tak naprawdę jednak o jego osiągnięciach wielu mogłoby tylko pomarzyć. W 1978 roku zdał licencję, a już rok później pomógł zdobyć Falubazowi Zielona Góra brązowy medal DMP. Wkrótce zaś zielonogórska ekipa stała się najlepsza w Polsce, wygrywając ligę w latach 1981-82. - Trener Sochacki wszystkich nas wychował i wyszkolił. Byliśmy najmłodszą drużyną w lidze. Najstarszy w naszym składzie Stefan Żeromski, miał 27 lat - wspomniał były żużlowiec, który w 1982 roku odniósł jeszcze jeden sukces, razem z Andrzejem Huszczą zdobył mistrzostwo Polski w parach na torze w Gorzowie.
Chociaż później dwa razy w swojej karierze otarł się o indywidualne mistrzostwo Polski (1988 i 1989), tracąc złoto z powodu defektów, właśnie ten medal wywalczony w parach ceni sobie najbardziej.
Przejdź na Polsatsport.pl