Fortuna 1 Liga. Wojciech Łobodziński: Żałuję, że przerwa zimowa jest aż tak długa
Już jako piłkarz przygotowywał się do pracy trenerskiej, m.in. robiąc notatki. Kiedy w czerwcu otrzymał propozycję objęcia Miedzi Legnica, nie wahał się ani chwili. "Zawsze podchodziłem w ten sposób do życia, że trzeba brać, co daje" - przyznał szkoleniowiec lidera pierwszej ligi.
Miedź od lat znajduje się w gronie zespołów, które mają walczyć o miejsce w ekstraklasie. Cel udało się zrealizować jednak tylko raz - w sezonie 2017/18, kiedy drużynę prowadził Dominik Nowak. Po roku jednak legniczanie spadli, ale z "urzędu" znaleźli się ponownie wśród kandydatów do awansu. Dwa razy zawiedli i ich notowania spadły. W tym sezonie legniczanie zaskoczyli jednak pozytywnie.
"Miedzianka" po rundzie jesiennej prowadzi z przewagą pięciu punktów nad drugim w tabeli Widzewem Łódź i aż dziewięciu nad trzecią Koroną Kielce. Ma najwięcej strzelonych goli - 36 i najmniej straconych - 15. Gra nie tylko efektywnie, ale również efektownie.
"Z dwie rzeczy bym znalazł, do których mógłbym się doczepić. Ale tak już na poważnie, rzeczywiście, wygląda to wszystko bardzo dobrze. Mieliśmy delikatne problemy w trakcie rundy, ale je przetrwaliśmy i jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Jedyne, co może mnie martwić, to kontuzje. Ale to dotyka każdy zespół" – powiedział trener Łobodziński.
To właśnie popularny "Łobo" jest uważany za ojca przemiany Miedzi. Kiedy przejmował zespół w czerwcu, wśród kibiców opinie były podzielone. Jedni uważali, że to dobry ruch włodarzy klubu, świeże spojrzenie na zespół, drudzy zwracali uwagę, że były reprezentant Polski dopiero skończył karierę piłkarską i nie ma żadnego doświadczenia trenerskiego.
"Byłem zaskoczony, kiedy dostałem propozycję objęcia zespołu. Byłem przy drugiej drużynie Miedzi, tam się przygotowywałem do samodzielnej pracy w przyszłości, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko. Ja jednak zawsze podchodziłem w ten sposób do życia, że trzeba brać, co dają. I skoro jest taka okazja, to należy z niej skorzystać. Właściwie nie zastanawiałem się ani sekundy. Powiedziałem tak i wziąłem się do pracy" – zdradził trener Miedzi, który w momencie obejmowanie zespoły miał 38 lat.
Zobacz także: "Przykład Casha zachęca innych. Ruszamy do USA"
Wraz z pojawieniem się Łobodzińskiego na ławce trenerskiej zmieniła się polityka kadrowa klubu. Nowy szkoleniowiec w większym stopniu postawił na młodych zawodników, którzy dopiero pukają do bram ekstraklasy i są głodni sukcesu.
"Jak dobieraliśmy wraz z dyrektorem sportowym latem piłkarzy do drużyny, to sobie pomyślałem, że to może być coś naprawdę bardzo fajnego. Dobrze się nam wszystko układało, później musiało tylko zaskoczyć na boisku. I tak się stało. Mogło być dobrze, a jest bardzo dobrze" – skomentował.
Postawienie śmielej na młodzież nie oznacza, że w Miedzi nie ma piłkarzy doświadczonych. Z niektórymi z nich jeszcze nie tak dawano Łobodziński wychodził do gry jako zawodnik.
"Na boisku i w szatni relacje muszą być zachowane. Zawodnik to zawodnik, a trener to trener. Musiałem więc to zmienić, ale jak rozmawiamy prywatnie, to po koleżeńsku. Nie będę przecież nagle udawał, że zapomniałem, jak razem graliśmy, walczyliśmy na boisku o ligowe punkty i byliśmy kolegami. To byłoby bez sensu" – przyznał 23-krotny reprezentant kraju.
Jak wskazał, już wtedy, kiedy zakładał koszulkę z białym orłem na piersi, przygotowywał się do pracy trenerskiej. Dlatego teraz, kiedy przejął stery Miedzi, najwięcej czerpie z tego, co podpatrzył szkoleniowców, u których grał.
"Mój asystent Radek Bella jest zafascynowany Marcelo Bielsą, ale ja czerpię z tych trenerów, z którymi miałem styczność. Leo Beenhakker, Robert Maaskant, czyli szkoła holenderska, ale też Ryszard Tarasiewicz i cały czas mam też kontakt z Czesławem Michniewiczem. Już wtedy, kiedy z nimi pracowałem, robiłem notatki i przygotowywałem się do pracy szkoleniowej. Od każdego brałem po kawałeczku, bo od dawna wiedziałem, że kiedy skończę grać, zostanę trenerem" – podkreślił.
Cztery mistrzostwa Polski, gra w reprezentacji i występy na Euro 2008 procentują, bo dały cenne doświadczenie, ale jak sam Łobodziński zauważył, emocje na ławce trenerskiej są jednak zupełnie inne niż na boisku.
"Niby jest podobnie, ale jednak inaczej. Czuć jak serce wali i pompuje krew przez cały mecz. Na boisku człowiek ma pracę do wykonania, skupia się na grze, a stojąc z boku niewiele może pomóc. Emocje na najwyższym poziomie" – zaznaczył trener Miedzi.
Wiosną pierwszoligowcy będą mieć do rozegrania tylko 14 kolejek. Do ekstraklasy dostaną się bezpośrednio dwie pierwsze drużyny. Miedź ma doskonałą pozycję wyjściową i brak awansu na pewno byłby ogromnym rozczarowaniem. Presja więc będzie rosła.
"Po karierze piłkarskiej na pewnym poziomie presja już nie przeraża. Ja się bardziej cieszę niż stresuję myślą o tym, co się będzie działo i co się może wydarzyć. A piłkarze już jesienią sami wywierali na siebie presję. Były momenty, że musiałem podjąć działania, aby trochę ich odciążyć. Cel jest jasny i nie ma co specjalnie nad tym rozmyślać. Mamy wiosną pracę do wykonania i aż żałuję, że przerwa zimowa jest taka długa. W styczniu wracamy do treningów, ładujemy baterię i walczymy o swoje" – podsumował Łobodziński.
Początek rundy wiosennej Fortuna 1. ligi zaplanowano na 26-27 lutego. Miedź zmierzy się wówczas na wyjeździe ze Skrą Częstochowa.
Przejdź na Polsatsport.pl