Julio Cesar: Fani zapomną Paulo Sousie zerwanie umowy tylko, gdy odniesie sukces z Flamengo
Były obrońca reprezentacji Brazylii Julio Cesar, który zna Paulo Sousę ze wspólnych występów w Borussii Dortmund, uważa, że tylko odniesienie sukcesu z Flamengo Rio de Janeiro może sprawić, że piłkarscy kibice na świecie zapomną Portugalczykowi zerwanie kontraktu z PZPN. - Ale to karkołomne zadanie - zaznaczył.
Marcin Zatyka: Kiedy w lutym rozmawialiśmy o obejmującym stery polskiej kadry Paulo Sousie radził pan władzom PZPN uzbroić się w cierpliwość i dać nowemu selekcjonerowi więcej czasu. Tak też związek zrobił. Tymczasem przed terminem i to w sposób zaskakujący odszedł trener. Co pana zdaniem mogło sprawić, że Sousa porzucił reprezentację Polski i skierował swoje kroki do Flamengo? W pierwszych swoich wypowiedziach mówił o "wielkości klubu" oraz o tym, że jest on nieporównywalny z innymi...
Julio Cesar: Tak, Flamengo to wielki klub, z dobrą infrastrukturą oraz stabilny finansowo. Ma też licznych i wiernych fanów, którzy są niezwykle wymagającymi kibicami.
Jak ocenia pan szanse Sousy na stanowisku szkoleniowca Flamengo? Poradzi sobie z nowym zespołem?
To będzie dla niego bardzo trudne zadanie. Po pierwsze, to nie jest już ten zespół, który w 2019 roku wygrał Copa Libertadores. Obecna ekipa sprawia wrażenie zmęczonej, wyeksploatowanej. Nie ma już świeżości i polotu co dwa lata temu. Posiada kilku bardzo doświadczonych graczy, ale bliskich końca kariery. Trudność dla Sousy polega jednak na tym, że ogłoszenie go szkoleniowcem zbiegło się w czasie z rozstaniem z Benfiką Lizbona trenera Jorge'a Jesusa. To właśnie po niego wysłannicy brazylijskiego klubu udali się w grudniu do Portugalii. Wrócili jednak z kim innym, czego wielu kibiców Flamengo nie może przeboleć.
ZOBACZ TAKŻE: Lukas Podolski ostro o Paulo Sousie
Jorge Jesus pracował w Rio de Janeiro zaledwie rok, Sousa zawarł kontrakt na dwa lata. Czy pański były kolega z Borussii Dortmund dotrwa do końca umowy?
To będzie zależeć tylko od wyników zespołu. Czas pokaże. Na pewno zostanie poddany silnej presji ze strony kibiców. Będą od niego oczekiwać rezultatów, jakie dał im pomiędzy czerwcem 2019 a lipcem 2020 Jesus. Te tymczasem były najlepsze w historii Flamengo.
Pod wodzą Jesusa klub osiągnął niemal wszystko, co było do wygrania: mistrzostwo i superpuchar Brazylii, mistrzostwo stanu Rio de Janeiro, trofeum Recopa Sudamericana oraz niezwykle prestiżowy Copa Libertadores. Na jakie trofea drużyna Flamengo może liczyć pod wodzą Sousy?
Trudno powiedzieć. Wiadomo, że kibice klubu mają bardzo wygórowane oczekiwania i ambicje. Są źli, że do klubu nie wrócił Jesus. Myślą sobie teraz: skoro wysłannicy klubu polecieli do Portugalii i zakontraktowali Sousę, a nie Jesusa, to ten pierwszy musi być rzeczywiście bardzo dobry. Wymagania wobec nowego trenera będą więc bardzo, naprawdę bardzo wysokie.
W sprawie braku porozumienia z Jesusem zawinili działacze Flamengo? Może zbyt pochopnie zawarli umowę z Sousą?
Głównym winowajcą całego zamieszania był Jesus. Przecież zanim Flamengo dogadało się z dotychczasowym selekcjonerem Polski, to Jesus mógł dać im znak, poprosić, aby poczekali. Nie zdobył się na to, a Flamengo jest zbyt dużym klubem, aby czekać na odpowiedź przeżywającego rozterki trenera.
Jak ocenia pan decyzję Paulo Sousy o zerwaniu kontraktu z polską reprezentacją?
Nie bardzo rozumiem, czym kierował się Paulo decydując się na porzucenie ławki trenerskiej Polski. Ja tego bym nie zrobił.
Ale sam pan mówił, że Flamengo to wielki klub...
Podobnie jak wielką sprawą jest kierowanie reprezentacją walczącą o awans do mundialu. Wygrane baraże dałyby Sousie prawdziwy poklask i renomę na całym świecie. To przecież największa piłkarska impreza.
Jak pana zdaniem teraz, po nagłym zerwaniu umowy z Polską, postrzegany będzie Sousa w świecie piłkarskim?
Wszystko zależy od pierwszych spotkań pod jego wodzą. Wciąż jest we Flamengo kilku sprawdzonych graczy, którzy zdobywali z Jesusem trofea, ale nie wiadomo, jaki będą prezentować poziom pod wodzą Sousy. Jeśli uda mu się osiągnąć sukcesy, kibice pogodzą się z tym, że ich trener nie nazywa się Jorge Jesus. Piłkarski świat zapomni zaś Sousie to, co zrobił zrywając umowę z polską federacją. To jest warunek.
Część portugalskich dziennikarzy uważa, że porzucenie reprezentacji Polski nie będzie miało większego znaczenia dla przyszłej kariery Paulo Sousy. To prawda?
Nie do końca zgadzam się z tą opinią. Wielu ludzi nie zapomni tak szybko. Robert Lewandowski i kilku innych polskich piłkarzy wyraziło niezadowolenie w mediach społecznościowych. Sprawa odbiła się szerokim echem, nie tylko w zainteresowanych krajach.
Jak w Brazylii postrzegane jest zrywanie umów w świecie futbolu?
Nie należy do rzadkości. Przecież sam Jorge Jesus w 2020 roku, krótko po podpisaniu umowy z Flamengo, porzucił ten klub i wrócił do Benfiki Lizbona.
Kibice zatem mu wybaczyli, skoro wciąż czekają na jego powrót?
Myślę, że zdecydowana większość fanów Flamengo wybaczyła już Jesusowi, co widać w mediach społecznościowych. Pamiętajmy tylko, że ten szkoleniowiec był wyjątkowy i w bardzo krótkim czasie zrobił z drużyną bardzo wiele dla tego klubu.
Jak postrzegają Paulo Sousę kibice w Brazylii?
Nie znają go. To dla nich ktoś całkowicie anonimowy. Nie oznacza to jednak, że jest bez szans. Równie mało znany był Abel Ferreira. Ten młody portugalski szkoleniowiec już w swoim pierwszym sezonie zdobył Puchar Brazylii oraz Copa Libertadores z Palmeiras. Po to ostatnie trofeum jego zespół niedawno sięgnął ponownie.
Sukces uzasadnia więc niedotrzymywanie umów w sporcie?
Rywalizacja i praktyki stosowane we współczesnym futbolu stają się coraz bardziej brutalne. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że umowy są po to, aby je wypełniać. Dziwię się Paulo Sousie, że z dnia na dzień porzucił reprezentację Polski.
Uważa pan, że zdoła on zadomowić się w brazylijskim futbolu?
Jest Portugalczykiem i nie wyobrażam sobie, aby kolejne dekady miał spędzić na ławkach trenerskich brazylijskich klubów. Pobędzie tu trochę, a później zapewne będzie chciał wrócić do Europy, bo to właśnie tam są najlepsze kluby na świecie.
Mówił pan, że udział w mundialu dla trenera to duży prestiż. Sam z powodzeniem wystąpił pan w barwach Brazylii w MŚ w 1986 roku. Po wyjściu z grupy trafiliście wówczas na Polskę, pokonując ją 4:0. Czy ówczesna ekipa Biało-Czerwonych była lepsza od obecnej?
Dziś macie w kadrze ogromny piłkarski potencjał. Jest Robert Lewandowski i kilku innych zawodników światowego formatu. Osobiście uważam, że macie duże szanse, aby awansować na mundial. Rosja, Czechy czy Szwecja nie są zespołami z najwyższej półki, a pokonanie ich nie jest poza możliwościami polskiego zespołu.