Rajd Dakar: Święto motorsportu w czasach pandemii
Koronawirus odcisnął mocne piętno na wydarzeniach sportowych na całym świecie, ale odbywający się w Arabii Saudyjskiej Rajd Dakar wychodzi z tej trudnej sytuacji obronną ręką. Liczba uczestników jest w tym roku nawet wyższa niż przed pandemią.
Pierwszy Rajd Dakar w Arabii Saudyjskiej w 2020 roku jeszcze ominęły covidowe obostrzenia. Wprawdzie kilka miesięcy wcześniej w Wuhan odkryto ognisko nowego wirusa, a kilku chińskich uczestników przyjechało właśnie stamtąd, ale nikt nie zdawał sobie wówczas sprawy z powagi sytuacji.
ZOBACZ TAKŻE: Przygoński i Gottschalk gotowi do boju w Dakarze 2022!
Trudniej było rok później. Wiele światowych imprez sportowych odwołano, ale Rajd Dakar się odbył, chociaż zrezygnowano z planów jego ekspansji na sąsiednie kraje. Liczba załóg była jednak mniejsza, a niektórzy zawodnicy narzekali na niejasne procedury wjazdowe, które zmusiły ich do wielogodzinnego oczekiwania na lotnisku.
W tegorocznym Rajdzie Dakar procedury covidowe są szczegółowo określone, a zapoznanie się z nimi zajmuje sporo czasu. Problem w tym, że teorię trudno zastosować w praktyce, gdy na etapowym biwaku na ograniczonej przestrzeni przebywa 3,5 tys. osób.
Sam przyjazd do Arabii Saudyjskiej nie stanowił problemu. Na lotnisku trzeba było jedynie okazać wynik negatywnego testu PCR wykonanego do 72 godzin przed przylotem. Wcześniej należało się zarejestrować na platformie internetowej i podać szczegóły dotyczące szczepienia. Kolejny test trzeba było wykonać bezpośrednio przed rajdem. Zajmowało to kilkanaście minut, a wynik został przesłany mailem. Na tym etapie kilka załóg pożegnało się z dakarowymi marzeniami.
Także niezaszczepieni uczestnicy Dakaru zostali dopuszczeni do startu, ale musieli przeprowadzić na miejscu dwa testy w ciągu trzech dni i w tym czasie pozostawać w samoizolacji. Typowej kwarantanny nie wymagano.
Dopiero po przedstawieniu negatywnego wyniku testu można było rozpocząć procedurę akredytacyjną. Od tego momentu uczestnicy teoretycznie znajdowali się w ”bańce”, musieli ograniczyć kontakty i przemieszczać się tylko w koniecznych potrzebach, np. z hotelu do biura rajdu, czy na badania techniczne pojazdów. Nikt tego nie kontrolował, organizatorzy wierzyli w odpowiedzialne zachowanie osób, które nie po to płacą sporo za start, by zostać z niego wykluczeni z powodu zakażenia. Rygorystyczne procedury covidove obowiązują na biwakach. Najbardziej oczywistym wymogiem jest konieczność noszenia maseczki.
Centralnym miejscem każdego biwaku jest stołówka. Tutaj spotykają się wszyscy uczestnicy dakarowej karawany – zawodnicy, członkowie ich zespołów, organizatorzy, sędziowie, służby medyczne. Zalecano, by poszczególne grupy chodziły na posiłki oddzielnie, by ograniczyć kontakty. To okazało się jednak niemożliwe do realizacji, podobnie jak wymóg pozostawiania wolnych miejsc przy stołach.
Nietrafionym pomysłem wydaje się być sposób wydawania posiłków. Wcześniej każdy wkładał na tacę to, czego potrzebował i szedł z nią do stołu. Teraz z tac zrezygnowano, a pracownicy stołówki pakują do papierowych toreb wskazane produkty. Problem w tym, że później wszyscy kładą te rzeczy bezpośrednio na stołach, bo żadnych talerzy nie ma. Teoretycznie chciano, by każdy brał jedzenie na wynos, ale dakarowa tradycja okazała się silniejsza.
Precyzyjne wytyczne mają dziennikarze. Powinni ograniczyć kontakty z zawodnikami do minimum. Oczywiście z zachowaniem odpowiedniego dystansu, z dyktafonami na wysięgnikach i zmienianymi nakładkami ochronnymi na mikrofonach. W praktyce jest to niemożliwe do realizacji.
Dakar rządzi się swoimi prawami. To wielkie wydarzenie dla wszystkich miłośników rajdów terenowych. Ludzie znający się od lat spotykają się tu co roku nie tylko po to, by walczyć o zwycięstwo, ale żeby wspólnie przeżyć coś wyjątkowego. Rygorystyczne antycovidove procedury w takiej atmosferze nie zawsze się sprawdzają.
Przejdź na Polsatsport.pl