Historia polskiego żużlowca to materiał na film. Niestety z tragicznym zakończeniem...
Był postacią wybitną dla polskiego żużla. Zapisał się złotymi zgłoskami w historii między innymi Stali Gorzów. Niestety nie udźwignął ciężaru zakończenia kariery i ucieczki zaczął szukać w alkoholu. Historia Edwarda Jancarza to gotowy scenariusz na film... Niestety w realiach kinematografii byłby to dramat.
Mówiono, że to talent, jakiego świat nie widział. Gdy tylko Jancarz pojawił się na żużlowych arenach, zaczął robić wokół siebie sporo szumu i zainteresowania. Momentalnie było widać, że będzie z niego "kawał zawodnika". Zaledwie trzy lata po dołączeniu do szkółki żużlowej zakwalifikował się do finału mistrzostw świata, zdobywając w debiucie brązowy medal! To był szok. Łącznie w finałach pojechał aż dziesięciokrotnie. Co prawda więcej medali nie zdobył, ale tak czy inaczej wyczyn godny podziwu. Jancarz miał potencjał na mistrza świata, i to niejeden raz. W finałach zawsze jednak czegoś brakowało.
ZOBACZ TAKŻE: Mistrz Polski musiał się zmierzyć ze śmiercią 24-letniego syna
W Gorzowie Jancarz był niczym bóg. Porywał tłumy, skandowano jego nazwisko. Był liderem Stali, a do tego świetnie radził sobie w zawodach indywidualnych. Dwa razy wygrywał IMP, co w tamtych czasach dla niektórych żużlowców było niemal na równi z mistrzostwem świata. Stawał na podiach w Złotym oraz Srebrnym Kasku.
To skończyło karierę Jancarza
W 1984 roku zdarzył się koszmarny wypadek, który odcisnął piętno nie tylko na sportowej karierze Jancarza, ale na całym jego życiu. Podczas towarzyskiego meczu z Włochami, w Jancarza wpadł Valentino Furlanetto. Strącił go z motocykla i spowodował, że Polak z impetem uderzył w tor, wcześniej wylatując w powietrze. Dodatkowo otrzymał jeszcze cios w postaci "strzału" maszyn obu zawodników. Doznał wstrząśnienia mózgu i pęknięcia podstawy czaszki.
Jak to zwykle się mówi, lepiej w żużlu pięć razy się połamać niż raz uderzyć głową. I tak też było w przypadku Edwarda Jancarza. Po tej kraksie totalnie się pogubił. Na torze przestał przypominać samego siebie, miewał zaburzenia neurologiczne. Był czasami nie do poznania. Potrzebował sporo czasu, by wrócić na tor. Zrobił to, ale choć początkowo prezentował się dobrze, cały czas się męczył i nie czerpał radości z jazdy. To już nie był ten Jancarz.
Przeczytaj cały artykuł na Interii, pod tym LINKIEM.
Przejdź na Polsatsport.pl