Więcej o Piszczku niż o Nawałce. Sztab selekcjonera kością niezgody?
Prawdopodobnie mniej więcej 24 godziny dzielą nas od poznania nazwiska nowego (starego?) selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Tymczasem w przestrzeni medialnej częściej od Adama Nawałki zaczyna się pojawiać osoba... Łukasza Piszczka. Kreowanego tu i ówdzie na jednego z członków sztabu nowego (starego?) rozdania. Bo choć używa się też terminu "asystent", to chyba nie byłoby to dla jednego z najlepszych prawych obrońców w historii Biało-Czerwonych stosowne określenie.
"Piszczu" przez lata gry w kadrze postrzegany był trochę jak... Łukasz Fabiański. Tylko w przeciwieństwie do bramkarza West Ham United akurat jego pozycja w kadrze była niepodważalna. Forma sportowa? Wzorowa. Do tego przystojny, z wysoką kulturą osobistą, o nienagannych manierach, podobnie jak w przypadku „Fabiana” mówiono, że to marzenie matek pięknych córek do roli... zięcia. Nigdy nie pchający się na afisz, niesłynący z "mocnych" wypowiedzi czy szeroko komentowanych zdjęć czy wpisów w mediach społecznościowych. Gdyby nie pewna historia związana z odległym w przeszłości meczem Cracovia - Zagłębie Lubin jego reputacja byłaby czysta jak łza.
Po zakończeniu najpierw gry w reprezentacji, na co z pewnością wpłynęła także jego dyspozycja na mundialu w Rosji (do którego przygotowywał go... Nawałka i jego ludzie), rok później pożegnał się także z Borussią Dortmund. By zająć się swoim projektem w Goczałkowicach. Zarówno akademią powiązaną z jego niemieckim klubem jak i walką o wejście do 2.ligi, czyli na szczebel centralny, w czym Piszczek uczestniczy jak najbardziej bezpośrednio, budząc olbrzymie zainteresowanie, jeżdżąc po trzecioligowych boiskach w roli zawodnika.
W LKS-ie ma prowadzącego go trenera - Damiana Barona, do tego obowiązki w projekcie "Viaplay". Gdzie w tej całej sytuacji miałby znaleźć czas i energię na pracę przy kadrze? I w jakiej roli? Jednego ze szkoleniowców? Na pewno nie? Motywatora? To nie ten temperament. Mentora dla prawych obrońców? Matt Cash czy Bartosz Bereszyński raczej go nie potrzebują. Łącznika między sztabem a piłkarzami? Z tego co pamiętam "Piszczu" był teamie Jakuba Błaszczykowskiego, a nie w alternatywnej grupce pod wodzą naszego kapitana.
Na EURO 2012 był już trener napastników w postaci Tomasza Frankowskiego, ale była to dość "sztuczna" rola, która w żaden sposób na skuteczność naszej drużyny nie wpłynęła. Potem przy reprezentacjach młodzieżowych pojawiły się rolę ambasadorów, w które wcielili się m.in. Radosław Gilewicz i Andrzej Juskowiak. Teraz jednak mamy do czynienia z dorosłymi piłkarzami, grającymi w poważnych klubach. Piszczek to świetny facet ale na dziś nie widzę żadnej płaszczyzny, dzięki której drużyna mogłaby z jego obecności czerpać korzyści.
Domyślam się, że przedłużająca się dyskusja na linii Kulesza-Nawałka dotyczy zestawu współpracowników selekcjonera. Co do zasady – trener powinien mieć dowolność i prawo otoczenia się ludźmi godnymi zaufania. Ale historia – także ta najnowsza – pokazuje, że nie zawsze jest to najlepszy układ. Już 27 grudnia 2021 roku, kilkanaście godzin po wolcie Paolo Sousy pisałem, że na marzec należy stworzyć grupę najwyższej klasy fachowców w każdym obszarze futbolowej wojny, która czeka nas w Moskwie i oby nie w trakcie jedynie towarzyskiej potyczki kilka dni później w Warszawie. Ale nie wyobrażam też sobie, by w grupie "roboczej" znalazły się postacie nieaprobowane przez "bossa". Piszczek pewnie by był. Jednak bez wielkiego wpływu na cały proces.
Przejdź na Polsatsport.pl