Zieliński: O co tak naprawdę chodzi w sprawie Adama Nawałki?
Domniemana chęć zatrudnienia Andrija Szewczenki, Marcela Kollera czy Michała Probierza to są tylko bajki dla naiwnych. Rozmowy z tymi kandydatami to wyłącznie bat na Adama Nawałkę, aby zmiękczyć go w stawianiu warunków podczas negocjacji kontraktu. Trener nie może dojść do porozumienia z PZPN w sprawie długości i wysokości kontraktu, mocno denerwując prezesa Cezarego Kuleszę.
Problemem jest nietypowy moment zatrudnienia selekcjonera i terminarz. Selekcjoner nie zaczyna bowiem nowych eliminacji, ale wskakuje do gry na dwa miesiące przed meczami barażowymi o mundial. Sprawa jest prosta. Nawałka i jego menedżerowie chcieli uzyskać kontrakt minimum do zakończenia mistrzostw świata w Katarze, czyli w praktyce do końca 2022 roku. W przypadku przegrania barażów i spadku notowań trenera, sugerowali, by został on dyrektorem sportowym PZPN. Na to nie zgodzili się podobno Kulesza i jego współpracownicy.
W tej sytuacji obóz Nawałki chciał podpisać kontrakt, na mocy którego, po ewentualnej porażce w barażach, pan Adam przestałby pełnić funkcję selekcjonera, ale dostawałby wynagrodzenie do końca 2022 roku. I tu znowu pojawiło się veto ze strony PZPN. Związek chciałby płacić Nawałce tylko za niewiele ponad dwa miesiące pracy (jeden lub dwa mecze barażowe), umowa byłaby podpisana na kwartał, z możliwością wymówienia w przypadku przegranych barażów lub automatycznego przedłużenia, gdyby Polska wyszła z nich zwycięsko.
Na to oczywiście nie chciał się zgodzić menedżer Nawałki. Podobno jednak sam trener jest dość elastyczny w rozmowach i jest w stanie zgodzić się na kontrakt tylko trzymiesięczny (z opcją przedłużenia po awansie), ale za dużo wyższą stawkę niż w przypadku kontraktu długoterminowego.
Nawałka na starcie negocjacji zaproponował PZPN wynagrodzenie dla siebie na poziomie 300 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Nie było na to zgody ze strony związku. Ustalono kwotę 200 tysięcy złotych brutto, ale przy kontrakcie długoterminowym, minimum do końca 2022 roku z opcją przedłużenia na eliminacje i finały Euro 2024 roku.
Gdyby kontrakt miał być tylko na trzy miesiące, Nawałka jest skłonny się na to zgodzić, ale wraz z menedżerami zaproponował stawkę na poziomie zarobków Paulo Sousy, za którego ma teraz dokończyć robotę w eliminacjach. Portugalczyk zarabiał 75 tysięcy euro miesięcznie, czyli około 340 tysięcy złotych. Nawałka zarobiłby więc przez trzy miesiące około miliona złotych, nawet w przypadku przegranej z Rosją, czy w barażowym finale. Na to też nie ma zgody w PZPN.
Strony dały więc sobie chwilę do namysłu. 19 stycznia, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, podczas zebrania zarządu PZPN, nie powołano nowego selekcjonera. Nawet oficjalnie ten wątek nie był w porządku obrad, jedynie prezes Kulesza przedstawił efekt dotychczasowych rozmów z kandydatami.
Jako element strategii PZPN wypuścił informację, że rozmawia z Marcelem Kollerem, a później z Andrijem Szewczenką plus, że w grę wchodzi też ciągle zatrudnienie Michała Probierza. I że Koller jest faworytem, a następnego dnia, że Szewczenko. To takie trochę gierki discopolowe. To wszystko taka sama prawda jak to, że Legia negocjuje wykupienie Juergena Kloppa od czerwca z Liverpoolu.
Koller nie wchodzi w grę, bo został zaproponowany przez Cezarego Kucharskiego, a ten jest mocno skonfliktowany z Robertem Lewandowskim. Piłkarz roku FIFA w życiu nie zgodzi się na pracę z selekcjonerem zarekomendowanym przez „Kucharza”, a wrzucanie w tym momencie zgniłego jajeczka do kadry nikomu by nie posłużyło.
Szewczenko został zwolniony z Genui, gdzie miał problem z wygraniem choćby jednego meczu. Ciągle jednak obowiązuje go tam kontrakt, na mocy którego zarabia około 3 miliony euro rocznie. PZPN musiałby dogadać się z Genoą i Szewczenką w kwestii rozwiązania tej umowy. A to jest nierealne. Z obozu Szewczenki płyną wieści, że u nowego pracodawcy chce zarabiać nie mniej niż w Genui i nie ma szans, by pracował za milion euro rocznie, a to górna granica dla PZPN. Do tego nie jest pewne w obecnej sytuacji politycznej, czy Szewczenko, jako Ukrainiec, mógłby spokojnie prowadzić Polskę w Moskwie.
Probierz, który wspólnie z Kuleszą odnosił sukcesy w Jagiellonii Białystok, pojawił się chyba w tym momencie jako dodatkowy straszak na Nawałkę, najbardziej realny, bo bez pracy, będący w zasięgu finansowym PZPN. Kwestia jak na Probierza zareagowaliby kadrowicze z Lewandowskim na czele. Skoro chcą Nawałkę, to chyba niechętnie.
W przypadku podpisania umowy z innym selekcjonerem niż Nawałka, np. Szewczenką, czy Probierzem, Kulesza bardziej nastawia się na kontrakt długoterminowy, do 2024 roku. W przypadku Nawałki jest inaczej, bo miał fatalne wyniki z Polską na mundialu w Rosji i później z Lechem Poznań. Gdy przegra jeszcze baraże, jego pozycja będzie słaba, podobnie jak oceny w mediach i u kibiców. W przypadku zupełnie nowego selekcjonera, przegranie jednego meczu z Rosją nie jest takim problemem. Taki człowiek może spokojnie pracować dalej z kadrą.
Konkluzja. Nawałka i Kulesza są skazani na to żeby się dogadać. Kwestia na ile brak decyzji zarządu PZPN 19 stycznia i rozmowy z Kollerem, czy Szewczenką, zmiękczyły Nawałkę. Jeśli nie zmiękczyły, to teoretycznie Kulesza może się już naprawdę wkurzyć i wbrew wszystkim i wszystkiemu walnąć pięścią w stół i odprawić Nawałkę. Biorąc jednak pod uwagę oparcie Lewandowskiego i kolegów dla Nawałki, krótki czas do meczu z Rosją, wygląda na to, że lada dzień obaj panowie podpiszą umowę, która będzie kompromisem z obu stron.
Przejdź na Polsatsport.pl