Wojciech Fortuna: Niewiele brakowało, a w ogóle nie pojechałbym na igrzyska
Wojciech Fortuna do końca życia będzie z rozrzewnieniem wspominał igrzyska olimpijskie w Sapporo. W Japonii został mistrzem olimpijskim i mistrzem świata. - Niewiele brakowało, a w ogóle nie pojechałbym. Wyjazd do Sapporo zawdzięczam trenerowi Januszowi Forteckiemu - przyznał zakopiańczyk.
O mały włos, a do największego sukcesu Fortuny mogłoby w ogóle nie dojść. Na wyjazd do Japonii nie chciała się zgodzić ówczesna władza.
- Niewiele brakowało, a w ogóle nie pojechałbym. Wyjazd do Sapporo zawdzięczam trenerowi Januszowi Forteckiemu. Jeden z towarzyszów pogratulował nam zakwalifikowania się na igrzyska, jednocześnie mówiąc, że do Japonii i tak nie polecimy - powiedział były skoczek narciarski.
- Usłyszał to trener i stwierdził, że w takim razie on też nigdzie się nie wybierze. Dzień później dziennikarze sportowi napisali w prasie, że nie chcę zostać w domu, bo wygrałem kwalifikacje. Byłem najlepszy z Polaków także w Turnieju Czterech Skoczni. W końcu otrzymałem zgodę na wyjazd. Wszystko skończyło się złotym medalem olimpijskim - dodał.
ZOBACZ TAKŻE: PŚ w Willingen: Stoch, Kubacki, Wąsek i Hula wystartują w zawodach. Występ Żyły pod znakiem zapytania
Skoczek z Zakopanego w Sapporo prezentował życiową formę i był objawieniem imprezy czterolecia.
- Pojechałem świetnie przygotowany. Na średniej skoczni z drugą najlepszą odległością - za Yukio Kasayą - zająłem szóste miejsce. Ocenili mnie jak chłopca, bo nie miałem wyrobionego nazwiska. Kandydatów do każdego medalu było dziesięciu. Podobniej jak zresztą obecnie - stwierdził.
- Trener Fortecki zapytał mnie czy skoczę 100 metrów. Odpowiedziałem mu wtedy, że taka odległość nie wystarczy na osiągnięcie dobrego wyniku. Skoczyłem 111 metrów. Japończycy mnie oklaskiwali. Z resztą Japonię kocham do dziś - wspomniał.
Fortuna dokładnie pamięta moment, kiedy zwyciężył w konkursie olimpijskim na dużej skoczni.
- Japończycy mieli silną kadrę. Na średniej skoczni zdobyli trzy medale. To byli "kozacy". Mój trener stał wówczas na górze, na buli. Zleciał do mnie po schodkach w ciągu dwóch minut. Wyściskał mnie i pogratulował. Był szczęśliwy, podobnie jak ja - podsumował.
Cała rozmowa z Wojciechem Fortuną w załączonym materiale wideo.