Iwanow: Los reprezentacji także w rękawicach "Szczeny"
W chwili, gdy Adam Nawałka był kandydatem numer jeden do powrotu na ławkę selekcjonera reprezentacji Polski, część kibiców wyraziła nadzieję, że do kadry wróci też Łukasz Fabiański. Niektórzy obawiali się, że Wojciech Szczęsny w istotnym meczu (czytaj: z Rosją na moskiewskich Łużnikach) może nie stanąć wysokości zadania.
Chyba niepotrzebnie, bo choć "Szczenie" zdarzały się potknięcia, także na początku sezonu w Juventusie, dziś jest na fali wznoszącej. Najdobitniej pokazała to jego heroiczna postawa na Stadio Olimpico w Rzymie, kiedy to właśnie Szczęsny utrzymał „Starą Damę” w grze, co doprowadziło do zwycięstwa. W okolicznościach, których nazwanie ich tylko dramatycznymi byłoby eufemizmem.
Przez lata, kiedy mówiono o polskiej reprezentacji, w zasadzie nie trzeba było nadmiernie martwić się o pozycję między słupkami. Chyba, że zastanawiać się, komu należy się bluza „jedynki”. Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny to była dwójka, która gwarantowała jakość i takiej pary zazdrościć mogli nam nawet … wicemistrzowie Europy Anglicy.
ZOBACZ TAKŻE: Najlepszy strzelec ekstraklasy przenosi się do Bundesligi
Kiedy jednak „Fabian” pożegnał się z kadrą, co „zawdzięczać” możemy decyzjom Paulo Sousy, który zanim jeszcze spotkał się osobiście z polskimi bramkarzami, już podjął decyzję, na kogo będzie stawiał w pierwszej kolejności, należy dokładniej pochylić się nad tym, co dzieje się za plecami Wojtka. Czy jest na tyle „kolorowo”, by przed marcowymi meczami oddychać ze spokojem? Przecież wszystko w futbolu jest możliwe, a teraz dochodzi do tego jeszcze niepewność covidowa. Piąta fala rozbiła już plan wielu szkoleniowców…
Tak zwanym numerem dwa jest Łukasz Skorupski. Pewnie ciągle jest on postrzegany jako bramkarz młody. Ale uwaga: skończył już 30 lat choć słowo „już” przy tej pozycji nie jest może właściwe, bo to rola, w której poważniejszy wiek może być atutem, a nie felerem. W reprezentacji zadebiutował dawno, bo 14 grudnia 2012 roku, w spotkaniu towarzyskim rozgrywanym w krajowym składzie z Macedonią.
Ponad dziewięć lat temu! Jeszcze za kadencji Waldemara Fornalika. Ile meczów rozegrał w tym czasie z orłem na piersi? Pięć! Zaledwie pięć. I tylko raz w meczu o punkty, kiedy zmieniając w Serravale Szczęsnego nie był w stanie naprawić błędów sprokurowanych na spółkę przez Michała Helika z Kamilem Piątkowskim, dzięki którym San Marino poczuło satysfakcję ze strzelenia nam gola.
Czy możemy nazwać go prawdziwym zmiennikiem, „pewną” dwójką czy kimś na kim możemy polegać jak na Zawiszy? Mimo, że jest w kadrze od lat, „przeżył” Fornalika, Nawałkę, który prowadził go także w Górniku Zabrze, Jerzego Brzęczka, u którego grał towarzysko między meczami Ligi Narodów oraz Sousę, który zabrał go na EURO? W Bolonii jest niekwestionowanym numerem jeden, w Serie A rozegrał już prawie 200 meczów, 44 razy zachowywał czyste konto. Niby wszystko się zgadza, ale przez okoliczności związane z obecnością Szczęsnego i Fabiańskiego meczów w reprezentacji ma zdecydowanie za mało. Może coś przegapiono nie myśląc bardziej perspektywicznie?
„Lepsze karty” od „Skorupa” - w teorii powinien - mieć Bartłomiej Drągowski. I to wcale nie dlatego, że jego agentem jest Mariusz Kulesza. Zbieżność nazwisk z prezesem PZPN nieprzypadkowa… Białostocczanin jest po prostu młodszy, ma 24 lata ale w kadrze przy „panowaniu” Szczęsnego i Fabiańskiego oraz wieloletniej obecności Skorupskiego zagrał tylko raz – w 2019 roku całe spotkanie z Finlandią, przed październikowymi meczami w Lidze Narodów z Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną.
Nie był to może sprawdzian, który dał wiele odpowiedzi, ale jednak Drągowski nie zaliczył spotkania bez skazy. Gorsze jest jednak to, że na początku roku stracił miejsce w składzie Fiorentiny. A po błędach, jakie popełnił w pucharowej rywalizacji z Napoli – gdzie zawalił gola, a później wyleciał z boiska po złej ocenie sytuacji i faulu na czerwoną kartkę - może mieć problem, by szybko do niego wrócić. Do tego nie było to drugie wykluczenie Drągowskiego w tym sezonie we Włoszech.
Swoją rzeszę fanów od lat ma Rafał Gikiewicz z Augsburga , ale on jest o trzy lata starszy od Szczęsnego! Owszem, jego forma upoważnia do bycia w tak zwanym kręgu zainteresowań. Przypomnijmy – powołanie dostał tylko raz – od Jerzego Brzęczka, w czerwcu 2019 roku, przed meczami eliminacji do EURO 2020 z Macedonią Północną i Izraelem, kiedy kontuzji doznał Szczęsny. „Giki” otrzymał wtedy co prawda w spadku po nim bluzę z nr. 1, ale oczywiście bronił Fabiański, a „dwójką” i tak trzeba było wtedy nazywać Skorupskiego.
Bramkarz z Olsztyna jest z natury osobą bardzo optymistycznie nastawioną do życia. Może więc liczyć na to, że nowy selekcjoner zwróci na niego uwagę. Oczywiście jego szanse wzrosną kiedy awansujemy na mundial. Jeżeli nie, raczej będziemy szukać młodszych.
A co z nimi? Sousa na swoje ostatnie, jak się okazało, zgrupowanie zabrał Kamila Grabarę, który ma spore doświadczenie z reprezentacji młodzieżowej za kadencji Czesława Michniewicza. Z turniejem finałowym EURO U21 w CV na czele i zbiera – jak się to ładnie określa – minuty w FC Kopenhaga. „Pomysłowy” Portugalczyk zauważył też Radosława Majeckiego – rezerwowego AS Monaco oraz Kamila Niemczyckiego z Cracovii. Obu nie wiadomo tak do końca... po co. Niemczycki, który nie miał w tym sezonie po drodze z Michałem Probierzem, odzyskał co prawda miejsce w bramce, kiedy stery przy Kałuży ponownie przejął Jacek Zieliński. To utalentowany chłopak ale czy w przyszłości miałby on zawojować naszą kadrę?
Jakie są problemy w kadrach niżej od pierwszej przekonał się już w eliminacjach do młodzieżowych ME Maciej Stolarczyk. Jesienią zagrało już u niego trzech bramkarzy Marcel Lotka, Filip Majchrowicz i Cezary Miszta. Docelowo numerem jeden będzie ten ostatni. Ale co czeka go w najbliższym czasie w Legii Warszawa? Jaki jest pomysł na niego przy Łazienkowskiej?
Niby nie ma jeszcze jakiegoś powodu do wielkiego niepokoju ale też sytuacja nie jest aż na tyle komfortowa, żeby nie przygotowywać się na warianty pesymistyczne. W marcu rozstrzygnie się najbliższa przyszłość polskiego reprezentacyjnego futbolu. Dmuchajmy i chuchajmy więc na Szczęsnego, aby na Łużnikach był zdrowy i w formie, jak w meczu w Rzymie. Fabiański „come backu” raczej nie planuje. A zatem wiosna i nasz los znajdować się będzie także w rękawicach „Szczeny”.
Przejdź na Polsatsport.pl