Iwanow: Czesław (za)śpiewa Mazurka na Łużnikach? Wolta, której nikt się nie spodziewał
Czy to już naprawdę ostatni zwrot akcji z zatrudnieniem nowego selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski? Wygląda na to, że tak. Choć można być mocno zdziwionym, że na tak zwanej ostatniej prostej, nagle z ukrytego przed wszystkimi „boksu” wyjechał trener, którego nikt przez ostatnie tygodnie w kontekście tego stanowiska nie rozpatrywał.
Nie ma sensu przytaczać tu wszystkich nazwisk, do których przyszywano już łatki kolejnego „Narodowego” i to nicią grubą jak okrętowa lina. Czesław Michniewicz, jeżeli się w tym gronie pojawiał, to raczej z hasłem „on nie ma za dużych szans”. „Polski Mourinho” posiada co prawda zarówno liczną grupę sympatyków, jak i wrogów – tych drugich z wiadomych powodów – ale Cezary Kulesza miał go w ogóle nie rozpatrywać w kategoriach człowieka, który ma nas poprowadzić na mundial. Pracowali przecież w Jagiellonii Białystok. Tylko przez 18 spotkań. Krócej Michniewicz trenował jedynie Polonię Warszawa, która jak pamiętamy, prowadzona była przez dość krewkiego właściciela. To powinno wystarczyć za cały komentarz.
ZOBACZ TAKŻE: Rosyjsko-ukraińska wojna pod flagą biało-czerwoną?
Gdy portugalski futbolowy żeglarz Paulo Sousa powiedział naszej piłce „obrigado” i zawinął się ze swą załogą do portu w Rio, pozwoliłem sobie do medialnego kotła pojawiających się zewsząd propozycji jego następcy, wrzucić dość abstrakcyjny pomysł, by póki co wybrać najlepszych fachowców w każdej dziedzinie piłkarskiej strategii, na razie na dwa marcowe spotkania. Konkretnie: dwójkę Adam Nawałka-Czesław Michniewicz, w stylu szwedzkiego duetu Soderberg-Lagerback, gdzie każdy z nich odpowiadałby za różne odcinki zadań. Wiadomo, jakie walory posiada szkoleniowiec, który doprowadził nas na dwie wielkie imprezy i osiągnął ćwierćfinał EURO, a w czym specjalizuje się trener, który w barażach (a właśnie te czekają nas za dwa miesiące) potrafił wyeliminować jedną z najmocniejszych na świecie reprezentacji młodzieżowych, czyli Portugalię. I wygrywać na MEU21 z Włochami czy Belgią oraz radzić sobie w eliminacjach Ligi Europy i na początku zmagań grupowych z ekipami Slavii Praga, Leicester czy Spartaka Moskwa. Jasne, że każdy wolałby pracować na własny rachunek i ze swoimi zaufanymi sztabowcami i najchętniej dostać umowę na dłużej bez względu na efekt marca, lecz sytuacja jest ekstraordynaryjna. To, co wydarzy się na Łużnikach, a potem na stadionie Śląskim w Chorzowie wyznaczy kierunek, w jakim przez najbliższe kilkanaście miesięcy uda się polska reprezentacyjna piłka. To „jej” interes jest najważniejszy, a nie czy czyjeś ambicje, plany, aspiracje, zapędy i pragnienia. Taka kombinacja w polskiej piłce nie miała jednak żadnych szans powodzenia. Na zatrudnienie wymarzonego przez Kuleszę Andrija Szewczenki zabrakło czasu, ale temat być może wcale nie jest jeszcze zamknięty i kto wie, czy nie wróci. Na razie trzeba jednak działać, bo zegar tyka i to nie tylko dla „rosyjskiego wojska”. My też powinniśmy już zbierać amunicję. Dlatego nie można było długo czekać. Luty za pasem. Opinia publiczna nie wytrzymałaby kolejnych upływających dni selekcjonerskiego „bezkrólewia”.
Jeżeli faktycznie Kuleszy nie przypadły do gustu wymagania Nawałki – głównie, co do długości umowy – a Michniewicz zgodził się na korzystniejsze dla prezesa polskiej federacji kryteria, być może mamy odpowiedź na pytanie, skąd ta zaskakująca nagła wolta. Choć przecież dywan rozciągano na PGE Narodowym pod eleganckie obuwie szkoleniowca z Krakowa… Bo chyba już nic nowego się nie wydarzy, skoro do ogłoszenia następcy Paulo Sousy pozostała zaledwie doba? Jeżeli dokumenty faktycznie zostały już parafowane, to raczej nie. Okładki gazet można już przygotowywać? Czy na wszelki wypadek makietować dwie wersje i zaplanować grafikowi dwie formy tego, co może zawierać poniedziałkowa pierwsza strona?
Przejdź na Polsatsport.pl