Przemysław Iwańczyk: Gdy się farsa zmienia w dramat...

Piłka nożna

Wydawało się niemożliwe, a jednak. Wybór selekcjonera kadry narodowej zamiast świętem futbolu, jak jest regułą w cywilizowanych piłkarsko krajach, stał się farsą, w której prezes Cezary Kulesza do ostatnich chwil zwlekał z nominacją. Na końcu szef PZPN stawia na kandydata, który podzielił piłkarskie środowisko.

Wygląda na to, że tym razem piłka nie połączy Polaków, jak głosi od lat naczelne hasło futbolowej centrali. Od soboty, odkąd pozycję nr 1 na giełdzie kandydatów zajął Czesław Michniewicz, sprawa grzeje nie tylko tych, którzy interesują się piłką. O zaletach, ale i mankamentach tej kandydatury wypowiadają się przedstawiciele różnych branż, najgłośniej ci, którzy parają się dziennikarstwem śledczym. Najmniej w tych dyskusjach jest - nad czym należy ubolewać - spraw piłkarskich. Merytoryczne prognozy, jak może wyglądać drużyna narodowa pod wodzą nowego trenera, wybrzmiewają tylko gdzieniegdzie. Zgoda panuje tylko co do jednego i wcale nie dotyczy ona Michniewicza: prezes Kulesza wyglądał w tym procesie na mocno zagubionego, można śmiało stwierdzić, że nie podołał zadaniu w ogóle. Oczywiście o trafności wyboru przekonamy się za kilka tygodni, kiedy okaże się, czy Polska pojedzie na mundial, natomiast ostatnie tygodnie pokazały czarno na białym, że nowemu szefowi PZPN daleko jeszcze do standardów, jakie niesie ze sobą podejmowanie tak trudnych decyzji.

 

ZOBACZ TAKŻE: Adam Nawałka nie zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski


Niepisana statutem prerogatywa, pozwalająca szefowi PZPN wybrać selekcjonera bez konsultacji z zarządem, została wykorzystana. Ale - słowa te usłyszałem od kilku ludzi będących blisko Kuleszy - "prezes przegrzał sprawę". Mało tego, także kilku baronów związków wojewódzkich, którzy solidarnie szli ze swoim kandydatem do wyborów, cichcem nie szczędzą swojemu pryncypałowi złośliwych uwag. Niektórzy z nich wieszczą rychły kryzys, nawiązując do naznaczonej gafami kadencji Grzegorza Laty. Może dlatego, że wielu ludzi polskiej piłki urządzonej na nowo po wyborach miało nadzieję, że będzie miało więcej do powiedzenia? A może są zaskoczeni, że nie udało im się wysforować swojego kandydata? Na pewno część z nich uwiera sam Michniewicz, ale to akurat normalne, bo przecież nie wszystkim odpowiadałby także Adam Nawałka, a nawet Andrij Szewczenko, jeśli traktować go jako niezrealizowany cel nr 1.


Bezsprzecznym jest to, że proces wlókł się niesamowicie, data ogłoszenia trenera po rejteradzie Paulo Sousy była przesuwana i byłoby to nawet uzasadnione, gdyby wybór padł na zagranicznego szkoleniowca, którego należy dopiero rozpoznać, bądź rodzimego kandydata, który pracuje aktualnie w klubie i trzeba wynegocjować rozwiązanie umowy. Stawiając na Michniewicza lub Nawałkę, przy lawinie spekulacji dotyczących Szewczenki czy Marcela Kollera, mamy poczucie, że najważniejszą polską reprezentację poprowadzi trener zastępczy. Przecież gdyby Kulesza mocno wierzył w Michniewicza lub Nawałkę, ogłosiłby go już kilka tygodni temu, nieprawdaż? A może jest to opcja budżetowa, co stawia nowego selekcjonera w jeszcze trudniejszej sytuacji, biorąc pod uwagę skalę wyzwania, a także perspektywę pracy z najlepszym piłkarzem świata.

 

W wyborze nowego trenera nic się nie zgadza i świadczy on o tzw. amatorce. Mam na myśli choćby sposób, w jaki został potraktowany Nawałka. Może nie wprost, ale przemawia przez niego gorycz w udzielonych w niedzielę wywiadach. On sam przyznaje, że powierzona została mu misja skompletowania sztabu, a także analizy zasad gry, narzuconych przez poprzednika, nie wspominając już o zgodzie obu stron w sprawie warunków kontraktu. A już wysłanie Michniewiczowi do akceptacji umowy, na której pozostał adres Nawałki, jest faux pas, którego w dyplomacji się po prostu nie wybacza.


Chyba po raz pierwszy w historii kibicom futbolu znudził się ekscytujący zwykle wybór selekcjonera reprezentacji i mają go szczerze dość. Dziś o 13:30, kiedy na PGE Narodowym oficjalnie poznamy nowego selekcjonera, wszyscy odetchniemy z ulgą. Tyle wylano na ten temat atramentu, tyle nazwisk się przewinęło przez gazety, portale, telewizje i radia, że naprawdę można było poczuć się tym potwornie zmęczonym. W ogóle nie ma w tym winy nowego selekcjonera, czy zostanie nim Michniewicz, czy zostałby nim Nawałka. To wina tych, którzy nam tę mydlaną operę zafundowali. W większości cywilizowanych piłkarsko krajach wybór selekcjonera jest oprawionym biznesowo świętem. U jest nas końcem udręki i początkiem kolejnej linii społecznego podziału, która się w tym wszystkim wyrysowała. Zamiast wielkiej gry, w którą miał zagrać Kulesza, mamy koło fortuny. Poczucie, że selekcjonera mamy z przypadku, a nie z wyboru. Słowem: farsa. Oby – jak u Agnieszki Osieckiej – nie zmieniła się w dramat.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie