"Kulesza w ostatnich latach potrafił dworować i żartować sobie z Michniewicza"

Nigdy nie powierzyłbym drużyny narodowej trenerowi, który był przez wiele lat zaprzyjaźniony z szefem mafii futbolowej, ale jednocześnie nie mam też wątpliwości, że Czesław Michniewicz jest znacznie lepszym trenerem niż Adam Nawałka. Jednak to nie Cezary Kulesza wymyślił w PZPN "CM711", a Zbigniew Boniek.

Cezary Kulesza bardzo nie chciał, aby mianowany trener kadry był postrzegany jako człowiek Bońka, którego wymyślił poprzedni prezes PZPN. Dlatego Adam Nawałka nie bardzo mu pasował, zwłaszcza, że był mocno forowany przez niektóre media i piłkarzy reprezentacji. A Kulesza (choć sam jest przecież człowiekiem Zibiego, bo przez lata był wiceprezesem w PZPN kierowanym przez Bońka) chciał wybrać selekcjonera, który byłby jego autorskim pomysłem na sukces.

 

ZOBACZ TAKŻE: "Jeżeli nie przejdziemy baraży, cała Polska będzie życzyła Michniewiczowi i Kuleszy emigracji"


No to wybrał. Trenera, który jest w PZPN… człowiekiem wymyślonym przez Bońka. To Zibi kilka lat temu powierzył Michniewiczowi reprezentację Polski (młodzieżową) mimo 711 połączeń z „Fryzjerem” i wcale się z tym nie kryje. Przeciwnie.


"Tak tylko przypomnę, żeby zdjąć presję z innych i żeby Twitter mógł płonąć, powrót Czesława Michniewicza do trenerki to ja. Jak coś, to z pretensjami do mnie, już się przyzwyczaiłem... PS. Powodzenia Trenerze" - napisał Boniek w środę na Twitterze.


Żarty z Michniewicza


Masz babo placek. Z jednej strony "Zibi" wyciągnął do Kuleszy pomocną dłoń, biorąc na siebie odium sprowadzenia do PZPN "CM711", z drugiej strony mu tę dłoń zmiażdżył (niczym przed laty znany z żelaznego uścisku kontrowersyjny rzecznik PZPN Tomasz Jagodziński), bo zasugerował, że Michniewicz to człowiek i odkrycie Bońka jako trener reprezentacyjny i w przypadku sukcesu kadry z Czesławem jako sternikiem, trzeba się będzie chwałą za tę koncepcję podzielić.


Kulesza co prawda zatrudnił Michniewicza wcześniej niż Boniek, ale to było w piłce nie reprezentacyjnej, ale klubowej, co więcej, szybko go z Jagiellonii Białystok zwolnił, na dodatek obaj panowie rozstali się w nienajlepszych stosunkach. Jedna z ważnych osób w PZPN opowiadała mi kilka dni temu, że Kulesza w rozmowach przy stoliku potrafił w ostatnich latach sobie otwarcie dworować i żartować z Czesława.


Nikt zatem, kto o tym wiedział, nie spodziewał się, że Kulesza zdecyduje się zrobić Michniewicza najważniejszym trenerem w kraju. Zwłaszcza, że za byłym bramkarzem Amiki Wronki ciągnie się od lat smrodek w postaci 711 połączeń i przyjaźni z szefem futbolowej mafii. Jeśli już, to bardziej realne było, że Kulesza postawi na innego byłego trenera, którego zatrudnił w Białymstoku – Michała Probierza. Wspólnie odnieśli największe sukcesy w historii Jagiellonii.


Czesław z „Casablanki”


W kultowym filmie „Casablanca”, gdy cyniczny twardziel Rick (Humphrey Bogart) po latach spotyka swoją dawną niespełnioną miłość Ilsę (przecudnej urody Ingrid Bergman), wypowiada słynne zdanie: „Jest tyle knajp na całym świecie, a ona musiała przyjść właśnie do mojej”.


Przypomniała mi się ta scena, gdy gruchnęła sensacyjna wieść, która oszołomiła niektórych kibiców, że selekcjonerem zostaje nie Nawałka, ale Michniewicz. Jak w piłkarskiej „Casablance”: Jest tylu trenerów na całym świecie, tylu trenerów w Polsce, a on musiał wybrać właśnie Michniewicza z całym tym fryzjerskim ogonem się za nim ciągnącym...


W czymże ten Czesław jest lepszy od wszystkich dostępnych trenerów świata, będących w zasięgu finansowym PZPN i wszystkich polskich szkoleniowców? Dlaczego Kulesza uznał, że to najlepszy wybór? Dlaczego w końcu zmienił zdanie i jednak zdecydował się zatrudnić Michniewicza, chociaż przez wiele tygodni nie brał tego pod uwagę, a wcześniej sobie z niego pokpiwał. Mam wrażenie, że prezes PZPN zagonił się w kozi róg i nie bardzo miał już sensowne rozwiązania w zanadrzu, dlatego pod presją czasu zdecydował się na desperacki ruch.


Z ręką w nocniku


Początkowo był podobno zdecydowany, by zatrudnić Nawałkę, ale kiedy naczytał się, że to człowiek Bońka, że sam nie ma odpowiedniego kandydata, kiedy słyszał o poparciu mediów i piłkarzy dla byłego selekcjonera, to z każdym dniem bardziej chciał wszystkim zrobić na złość i pokazać, że nie pęka i ma swoje zdanie. Zwłaszcza, gdy nominacja dla Nawałki została ogłoszona przez dziennikarzy jeszcze przed oficjalnym komunikatem PZPN.

 

ZOBACZ TAKŻE: Legenda polskiej piłki o wyborze Michniewicza: Lepszy byłby człowiek bez skazy


Tego już Kulesza nie zdzierżył. Dlatego odtrącił Nawałkę, który już w zasadzie rozpoczął ponowną pracę z kadrą i planował podróże po Europie do reprezentantów. Niespodziewanie pojawiły się więc opcje z selekcjonerem z zagranicy. Były rozmowy z Fabio Cannavaro, Marcelem Kollerem, sondowanie Slavena Bilicia, ale te pomysły zakończyły się fiaskiem.


Dopiero zwolnienie faworyta prezesa Andrija Szewczenki z Genui sprawiło, że wreszcie wymarzony kandydat był na wyciagnięcie ręki. Okazało się, że to jednak musiałby być arcydrogi mariaż i aby znaleźć odpowiedni posag dla wybrańca, trzeba być może sięgnąć do skarbca państwowych spółek. Gdy stało się jasne, że Szewczenko kontraktu z Genuą szybko nie rozwiąże, a zegar niemiłosiernie tykał, odliczając minuty do drugiej już daty ogłoszenia nazwiska selekcjonera (31 stycznia, zamiast 19), prezes został – mówiąc brzydko – z ręką w nocniku.


Kulesza jak Bogart


To całe poszukiwanie selekcjonera, zmiany decyzji, niekończąca się telenowela, znów przypominają inny słynny dialog z Casablanki i odpowiedzi Bogarta, których równie dobrze mógłby udzielać Kulesza, pytany o zatrudnienie opiekuna drużyny narodowej.


- Gdzie byłeś w nocy?
- To już tak dawno, że nie pamiętam.
- Przyjdziesz do mnie dziś wieczorem?
- Nie mam aż tak dalekich planów.


Czasu do konferencji było bardzo mało, ambicja i podszepty współpracowników nie pozwalały zatrudnić Nawałki, Kulesza musiał więc szukać planu już nie B, ale co najmniej C. Czyli C jak Czesław. W odwodzie byli jeszcze Michał Probierz i Jan Urban, ale Michniewicz był najłatwiejszą opcją, która mogła przynieść największe korzyści w szybkim czasie.


Bez pracy, do wzięcia od zaraz. Zadaniowiec, dobry taktyk, nowoczesny szkoleniowiec z laptopem, człowiek od wygrywania specjalnych meczów, szczegółowego rozpracowania rywali. Trener, który z Legią pokonał Spartaka w Moskwie (i na dokładkę Leicester), świetnie znający język rosyjski i tamtejszy futbol, więc może dobrze rozpracować rywali przed barażem. Zna specyfikę pracy z reprezentacją i w strukturach PZPN, bo prowadził przecież młodzieżówkę i to z powodzeniem (awans do finałów mistrzostw Europy w 2019 roku po pokonaniu Portugalii, pierwszy dla Polski od 1994 roku).


Mistrz marketingu Mario Piekario


Przede wszystkim jednak trener, który bez szemrania zgodził się na zaproponowane przez Kuleszę warunki finansowe, a także dotyczące czasu zatrudnienia. Kontrakt pozwala bowiem rozwiązać umowę z nowym selekcjonerem już po niespełna trzech miesiącach, czyli po meczach barażowych o mundial w Katarze, a na to nie chciał zgodzić się (bez wypłacenia odszkodowania do końca 2022 roku) Nawałka.


Takie ryzykowne podejście do kontraktu miał podobno doradzać Michniewiczowi jego menedżer Mariusz Piekarski, który ma świetne kontakty na rynku rosyjskim, a do tego – podobnie jak Kulesza – jest byłym zawodnikiem Jagiellonii Białystok i panowie dobrze się znają. Piekarski zdaje sobie sprawę, że ewentualne ogranie przez kadrę Michniewicza Rosji w Moskwie (czy nawet samo prowadzenie reprezentacji Polski i wyrównany mecz ze Sborną, plus ogranie Spartaka), to nawet przy porażce z Czechami, czy Szwecją, znakomita przepustka dla Michniewicza do poprowadzenia w przyszłości za dobre pieniądze klubu w lidze rosyjskiej.


Już kilka tygodni temu rosyjskie media donosiły, że Michniewicz jest kandydatem numer 1 do objęcia reprezentacji Polski. To była dobra robota marketingowa Mario Piekario, czy jednak Rosjanie, znani z dobrego wywiadu, wiedzieli więcej z dużym wyprzedzeniem?


Kościoły Nawałki, „Fryzjera” i Czesława


Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ta telefoniczna fobia Czesława i to ciągłe konsultowanie najmodniejszych fryzur z najsłynniejszym z fryzjerów w Polsce. Kandydatura "CM711" jest dla mnie nie do zaakceptowania, bo co będzie, jeśli przed i w trakcie arcyważnego meczu barażowego z Rosją w Moskwie, dawne nawyki wezmą górę i Michniewicz – zamiast udzielać wskazówek taktycznych i mobilizować piłkarzy, zacznie dzwonić jak opętany, nie oprze się w przerwie pokusie wykonania telefonu i pogadania o najnowszych fryzurach z rosyjskich żurnali? Tak jak nie wytrzymywał przy okazji ustawionego meczu Świtu Nowy Dwór z Lechem Poznań i wielokrotnie rozmawiał z Ryszardem Forbrichem, nawet na jego numery prepaidowe, które ten wykorzystywał do korupcyjnych działań.

 

ZOBACZ TAKŻE: Jerzy Engel: Jeśli Michniewicz nie awansuje na mundial, będzie wielkim przegranym


I tak jak niektórzy sugerowali, że wśród dziennikarzy istnieje „kościół Nawałki”, to niestety przez lata w naszym środowisku znalazły się czarne owce, które należały do „kościoła Fryzjera”, a trochę przedłużeniem tej sztafety jest „sekta Michniewicza”, której przedstawiciele są zakumplowani z trenerem i przymykają oko na jego związki z „Fryzjerem”, argumentując, że przecież prawie wszyscy byli zamieszani w korupcję w polskiej piłce. Nawet jak podczas wywiadów zadają mu niby niewygodne pytania o 711 połączeń, to jednak w taki sposób, aby nie zrobić koledze krzywdy i aby łatwo z tego wybrnął, niby z twarzą.


Merytorycznie natomiast nie mam wątpliwości, że aktualnie Michniewicz jest znacznie lepszym trenerem niż Nawałka, który od 2019 roku jest bezrobotny, gdy został zwolniony z Lecha Poznań, a wcześniej fatalnie poprowadził reprezentację Polski na mundialu w Rosji. W przeciwieństwie do wielu osób nie uważam też, że ćwierćfinał Euro 2016 był sukcesem, ale raczej niewykorzystaniem przez Nawałkę potencjału bardzo mocnej wtedy personalnie naszej kadry.


Mioduski zarobił, Szczęsny przywiezie wdzianko?


Na całym tym zamieszaniu najlepiej wyszedł… właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski, zaprzyjaźniony z prezesem Kuleszą, którego popierał podczas kampanii przed wyborami w PZPN. Michniewicz miał bowiem ciągle ważny – mimo że jesienią został zwolniony - kontrakt z Legią i otrzymywał sowite wynagrodzenie z Łazienkowskiej, choć nie musiał pracować. W momencie gdy dogadał się z Kuleszą, szybko rozwiązał kontrakt z Legią i odciążył Mioduskiemu budżet.


Przed laty przed jednym z meczów ekstraklasy Maciej Szczęsny w ramach happeningu wręczył Michniewiczowi koszulkę z numerem telefonu i napisem "CM 711", wspominał też w wywiadach o fartuchu dla pomocnika fryzjera. Teraz historia zatoczyła koło, bo Michniewicz szybko ogłosił, że pierwszym bramkarzem w jego kadrze będzie Wojciech Szczęsny, syn Macieja. Czy na pierwsze zgrupowanie bramkarz Juventusu Turyn, wzorem ojca, przywiezie w prezencie selekcjonerowi jakieś modne włoskie wdzianko? Najlepiej fartowne (jak dres Antoniego Piechniczka podczas Espana 82), by pozwoliło wygrać z Rosją i wystąpić na mundialu w Katarze.

 

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie