Białoński: Drużynówka, czyli znów liczymy na cud

Zimowe
Białoński: Drużynówka, czyli znów liczymy na cud
Fot. PAP
Na medal Dawida Kubackiego nie liczyliśmy. Czy w poniedziałkowej drużynówce znów doczekamy się cudu ze strony polskich skoczków?

Dziś w samo południe naszej strefy czasowej polscy skoczkowie staną w szranki rywalizacji drużynowej. Znów liczymy na cud, który to już przebłysk geniuszu Kamila Stocha czy pozostałych mistrzów świata Piotra Żyły i Dawida Kubackiego, który na razie jako jedyny Polak wywalczył medal w Pekinie. Wolałbym liczyć na medal, który jest efektem sprawnie działającego systemu, ten jednak ostatnio szwankuje i to mocno – pisze dziennikarz Interii Michał Białoński.

Kamil Stoch będzie liderem 

 

Kamil Stoch w sobotę prawdopodobnie zakończył olimpijskie skoki w konkursie indywidualnym. Na dużej skoczni otarł się o medal i choć czwarte miejsce dla zdecydowanej większości Polaków, którzy udali się do Pekinu jest marzeniem, dla mistrza z Zębu brak miejsca na podium to spory niedosyt, po którym pojawiły się łzy. Przecież nasz Kamil skakał z zębem, a jednocześnie był siłą spokoju. Zabrakło jednak dwóch metrów w drugim medalu. Stoch swoje już zrobił dla polskich skoków. Dzięki trzem mistrzostwom olimpijskim z poprzednich IO został legendą.

 

Dziś będzie liderem drużyny w składzie z Kubackim, Żyłą i Pawłem Wąskiem, która spróbuje powtórzyć wyczyn sprzed czterech lat, gdy w Pjongczangu zdobyli brązowy medal. „Biało-Czerwoni” będą to chcieli uczynić również dla Żyły, który na poprzednich igrzyskach wypadł z drużyny, wskoczył za niego Stefan Hula. Dlatego popularny „Wewiór” nie ma zagwarantowanej emerytury olimpijskiej, a schyłek kariery tuż-tuż.

 

Poważny błąd w systemie przygotowań

 

Problem w tym, że w systemie przygotowań skoczków, który przez ostatnie lata dawał im tyle laurów, wkradł się dość poważny błąd. Skoki naszej czwórki w konkursie indywidualnym na dużym obiekcie były dalekie, ale nie jeśli chodzi o odległość, tylko dalekie od wymarzonych. Wąsek odleciał dopiero w drugiej próbie, Stoch z kolei miał ją za krótką. Żyła z Kubackim skakali również przeciętnie. Dawid był dopiero 26.

Gdyby zsumować punkty Polaków, okazałoby się, że zdobyliśmy dopiero szóste miejsce na dużym obiekcie, a według tej prognozy powinniśmy walczyć z Japonią, tyle że o piąte miejsce. Słowenia, Niemcy, Austria i Norwegia mogą być poza naszym zasięgiem, chyba że coś się zmieniło przez minione dwa dni.

 

Sezon 2021/2022 to jedno wielkie gaszenie pożaru

 

Znów musimy liczyć na cud, po tym jak przygotowania do sezonu olimpijskiego, ujmując delikatnie, nie zostały trafione i to było widać już od początku. Gdy ekipa zawiodła całkowicie na początku grudnia, podczas Pucharu Świata w Wiśle, od prezesa Apoloniusza Tajnera usłyszeliśmy, że fizycznie drużyna przygotowana jest super, co potwierdzają wyniki badań. Poprawa miała nadejść w kolejnych konkursach, ale zamiast niej, było odsyłanie Kubackiego i kilku innych do oślej ławki, na poprawkowe skakanie w Austrii. Próbował trzymać się w czołówce Pucharu Świata Kamil Stoch, ale i on – tak wielki mistrz – pogubił się technicznie, przez co został wycofany z Turnieju Czterech Skoczni.

 

Zapewnienie o świetnej motoryce drużyny zostały brutalnie zweryfikowane przez życie. PZN ścignął na ratunek z Austrii doktora Haralda Pernitscha, który od kilku lat współpracuje z naszym związkiem w zakresie przygotowań skoczków.

 

Również sprzętowo Polacy mieli być na światowym topie, dzięki zmodyfikowanym butom. Poprawka nie została jednak zgłoszona w terminie do FIS-u, więc skończyło się dyskwalifikacjami naszych skoczków po proteście Stefana Horngachera. A przecież nasi zawodnicy byli wykluczani również za zbyt obszerne kombinezony.

 

Nic dziwnego, że po tych wpadkach mentalnie wszyscy byli zagubieni, a trener Michal Doleżal był kłębkiem nerwów. Trudno ogień krytyki kierować tylko do Czecha, który od lat służy wiernie polskim skokom jak tylko może. Najpierw był w ekipie Horngachera, a teraz sam nią kieruje. Spójrzmy jednak na chaos informacyjny, jaki płynie z samej góry PZN-u.

 

Prezes Apoloniusz Tajner najpierw nam komunikuje, że będzie się kontaktował ze sztabem Doleżala tylko za pośrednictwem dyrektora Adama Małysza. Słyszymy też, że prezes nie wybiera się do Pekinu, a później okazuje się, że Tajner jednak jedzie, a Małysz zostaje w kraju. W Wiśle usłyszeliśmy od prezesa, że ewentualną decyzję o wycofaniu słabiej skaczących z Pucharu Świata i wysłaniu ich do Ramsau podejmą Doleżal z Małyszem, po czym okazało się, w trakcie przedświątecznych mistrzostw Polski w Zakopanem, że była to jednak inicjatywa samego Tajnera.  

 

Tego chaosu panującego w związku nawet geniusz Kamila Stocha nie był w stanie zamieść pod dywan. Zwróćmy uwagę na fakt, że na razie w Pekinie nie zawiodło dwóch skoczków, ale obaj uczynili to wbrew systemowi, a nie dzięki niemu. Kamil Stoch 19 stycznia doznał kontuzji kostki. Jej leczenie pozwoliło mu na odpoczynek. Podobnie, jak Dawid Kubacki, który odpoczął, przede wszystkim mentalnie, podczas zakażenia koronawirusem. Energia, która złapał w domowych pieleszach wydźwignęła go na podium skoczni normalnej.

 

Mimo czytelnych błędów systemu przygotowań dziś liczymy na cud z prostej przyczyny: mamy w składzie trzech mistrzów świata i największy talent od lat – Pawła Wąska.

 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie