Iwanow: Umarł król, niech żyje król!
Jeżeli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, że to nie Leo Messi jest w ostatnim czasie najlepszym piłkarzem świata, we wtorek dostał kolejne potwierdzenie. Ci, którzy głosowali na niego w plebiscycie Złotej Piłki, musieli go docenić za „całokształt”. Rok 2021 to był może powolny, ale jednak znaczący początek zmierzchu jego pięknej kariery. Teraz – i piszę to z żalem – proces trwa dalej. I nawet nabrał przyspieszenia.
Naiwnie – być może – łudziłem się, że skoro na Parc De Princes przyjeżdża odwieczny „barceloński” rywal Messiego, Real Madryt, Argentyńczyk wzniesie się na wyżyny swoich możliwości. Że wiedząc o tym, co czeka go w „post-walentynkowy” wieczór w stolicy Francji, przygotuje się nań w wyjątkowy sposób. Że wypruje z siebie „flaki”, żeby udowodnić wszystkim dookoła, że „jeszcze może”.
I właśnie w tym chyba tkwi największy problem. Messi może i chce, choć też wydaje mi się, że już nie tak bardzo jak kiedyś, ale po prostu nie daje już rady. Nie to zdrowie, nie to przyspieszenie, nie ten czas reakcji. Umiejętności zostały, ale skoro – używając terminologii kolarskiej „noga nie podaje” wiele rzeczy nie wychodzi już tak genialnie jak kiedyś. Głowa też nie pracuje tak sprawne.
ZOBACZ TAKŻE: Liga Mistrzów: PSG - Real Madryt. Skrót meczu
Niewykorzystany karny, przegrany pojedynek z Thibaut Cortouis we wtorek nie był pierwszym tego typu przypadkiem. To samo wydarzyło się niemal dokładnie rok temu na tym samym stadionie, jeszcze w barwach Barcelony. Wcześniej PSG zmiażdżyło „Dumę Katalonii” na Camp Nou 4:1, ale w rewanżu Barca gniotła paryżan niemiłosiernie. Karny w końcówce pierwszej połowy mógł jeszcze dać nadzieję. Karny wykorzystany oczywiście. Ale Messi przegrał wtedy wojnę nerwów z dziś klubowym kolegą Keylorem Navasem. Tak jak wczoraj z reprezentantem Belgii. „Skórę” uratował mu jednak tym razem Kylian Mbappe. Ten sam, który „zmasakrował” go przed rokiem strzelając Barcie trzy gole. I to w „świątyni Leo” jak przez lata określało się gigantyczny obiekt w stolicy Katalonii.
Już wtedy media zdetronizowały Messiego oddając berło i koronę młodemu Francuzowi. Jasne, że „największy skarb francuskiej piłki” lekko zepsuł sprawy na EURO 2020, nie strzelając karnego w konkursie jedenastek 1/8 finału ze Szwajcarią. Zrobił więc to samo, czego „dokonał” dwukrotnie w tej fazie rozgrywek Ligi Mistrzów Leo. Argentyńczykowi przyznano „Złotą Piłkę” bo w końcu udało mu się wygrać Copa America. Mbappe i Robert Lewandowski Mistrzostwa Europy zakończyli przedwcześnie.
Jednak patrząc na to, co wczoraj na Parc De Princes robił napastnik „Trójkolorowych” i porównując to z występem Messiego łatwo można zauważyć jak wiele ich w tym momencie dzieli. Francuz niby cały czas robi to samo, ale dzięki swej technice i szybkości pozostaje nieuchwytny dla obrony rywali. We wtorek dał koncert i zaliczył piorunujący finisz. Bisy też będą. Owacje na stojąco zapewni sobie przez wiele następnych sezonów, być może już w białej koszulce klubu, który zamierza za trzy tygodnie ostatecznie pognębić.
A Leo? Cóż, czarować będzie coraz rzadziej. Czas na rehabilitację nastąpi już 9 marca na Santiago Bernabeu, w rewanżu z Realem. Ale czy Paryż będzie mógł wtedy na niego liczyć? Skoro tak mocno zawiódł się na nim w pierwszym meczu?
Przejdź na Polsatsport.pl