Iwanow: Villareal, czyli hiszpańska prowincja zakochana w pucharach
Przemysłowa okolica z zakładami produkującymi ceramikę, pełna dymiących jasnym pyłem kominów. Dziesiątki hurtowni i salonów z glazurą i terakotą. Dość prowincjonalnie wyglądające miasteczko, z powiewającym na balkonach praniem, setkami rond, małymi barami, w których trudno jest zjeść coś innego na ciepło niż kanapki z bułek z białego pieczywa z serem i szynką. I wyrastający nagle mieniący się żółtymi barwami i obłożony niemal wszędzie płytkami stadion. „La Ceramica”. To Villareal.
Jedna z najciekawiej skonstruowanych piłkarskich ekip na Starym Kontynencie - Villareal, gra właśnie w takim miejscu, pod wodzą jednego z najlepszych futbolowych „glazurników” z jakimi ma do czynienia futbol w Europie.
Piłkarski klub w niewielkiej miejscowości? Znamy to przecież z naszego podwórka. Bruk Bet Termalica Nieciecza, a wcześniej Amica Wronki i Groclin Grodzisk Wielkopolski. Te dwa ostatnie występowały nawet w międzynarodowych rozgrywkach, też stał za nimi prywatny biznes, a dawna Dyskobolia eliminowała przecież Manchester City i dotrwała w Pucharze UEFA do wiosny, gdzie nie sprostała co prawda Girondins Bordeaux ale i tak fakt „przezimowania” w Europie był godny uwagi.
ZOBACZ TAKŻE: Jest stanowisko przedstawiciela Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej ws. meczu Rosja - Polska
Villareal to oczywiście dużo większa skala i „twór”, który nie będzie trwał tak krótko jak te wielkopolskie. Biznesy Fernando Roiga obejmują przecież nie tylko przemysł ceramiczny, ale i sieć supermarketów spożywczych. A „Żółta Łódź Podwodna” już w 2006 roku dopłynęła do półfinału Ligi Mistrzów, w którym minimalnie uległa Arsenalowi. Choć gdyby rzut karny wykorzystał wtedy Juan Roman Riquelme…
Dziś zespół też ma w swoim składzie Argentyńczyków: bramkarza Geronimo Rulliego, obrońcę Juana Foytha czy pomocnika Giovanniego Lo Celso, ale żaden z nich nie ma takiego statusu, jak ten który zawiódł w tak ważnym dla Villareal momencie. Największą gwiazdą jest tu jednak trener. „Seryjny zdobywca Pucharu Ligi Europy”, Unai Emery, który dokonywał tego z Sevillą, a w maju ubiegłego roku uczynił to samo ze swoją kolejną ekipą, wygrywając finał w Gdańsku z Manchesterem United.
To właśnie dzięki temu triumfowi siódmy zespół La Liga trafił do Champions League. Bo próbując awansować doń przez Primera Division i mając za rywali Real Madryt, Atletico, Barcelonę, czy Sevillę jest to dość skomplikowanym procesem. Za chwilę „obudzi” się mieszcząca się kilkadziesiąt kilometrów na południe Valencia, aspiracje mają też przecież w San Sebastian, Bilbao oraz Betisie.
Villareal realizuje jednak swą wizję, jest w stanie zebrać interesujących piłkarzy, zatrzymać takie hiszpańskie gwiazdy jak Pau Torres czy Gerard Moreno i sprawiać kłopoty nie tylko miejscowym wielkim firmom. Remis 1-1 z Juventusem wcale nie przekreśla ich szans na grę w ćwierćfinale.
Unai Emery to piłkarski filozof. Mag, który potrafi skonstruować taką taktykę, z którą trudno sobie poradzić. Drużyna potrafi grać zarówno dominującą piłkę, przeprowadzając sporo akcji przez środek pola i serwować penetrujące piłki, jak również wykorzystać boczne strefy. Ale kiedy trzeba ustawia się nieco niżej, zagęszcza centralne pozycje i próbuje gry szybkim atakiem.
I taki wariant był przewidziany też na wtorek. Nikt jednak nie wpadł na to, że Juve może strzelić gola właśnie po przechwycie, długim zagraniu do Dusana Vlahovića i to już przed upływem minuty! Cierpliwość drużyny gospodarzy w stanowczym szukaniu dziury w szczelnej i zestawionej z pięciu piłkarzy defensywy „Starej Damy” przyniosła w końcu skutek.
To był mecz, w którym były zaledwie dwa błędy. I po nich padły jedyne gole w tym meczu. Gra o awans jeszcze się nie skończyła. Albo inaczej: praktycznie się nie zaczęła. Przy zniesieniu regulaminu o wartości bramki strzelonej na wyjeździe w Turynie wszystko jest możliwe. Pierwsza partia szachów futbolowych arcymistrzów Emery’ego z Massimiliano Allegrim zakończyła się remisem. Bez wskazania na to, kto zachował więcej figur do dyspozycji na spotkanie rewanżowe.
Patrząc na to, jak to maleńkie miasto żyło tym wieczorem, gdy część kibiców, także grubo po 60-tce, ubrana w charakterystyczne żółte koszulki koczowała pod stadionem już kilka godzin przed meczem, ile dyskusji i sporów było prowadzonych po jego zakończeniu, człowiek nabiera jeszcze większej sympatii do tego miejsca.
Owszem, jest ono specyficzne, może jesteśmy na hiszpańskiej prowincji, ani miasto ani stadion nie ma takiej magii jak Valencia i jego efektowna Mestalla, ale to jednak Villareal, a nie jego wielki sąsiad święci teraz triumfy. Krajowe jeszcze nie, bo te faktycznie przy takiej konkurencji wydają się nieosiągalne. Jedyny tytuł klub zdobył przecież w Europie. Ligi Mistrzów w tym sezonie nie wygra, tego możemy być pewni. Ale że wyeliminuje po drodze Juventus, mimo remisu u siebie? To naprawdę jest prawdopodobne.
Przejdź na Polsatsport.pl