Sylwester Flis: Hokej na sledżach to sport dla twardzieli
- Często ludzie zadają mi pytanie, czym jest parahokej. Idziesz na mecz koszykówki, to widzisz ten wózek i od razu wiesz, że jest to sport dla osób niepełnosprawnych. - mówi Sylwester Flis, reprezentant Polski w hokeju na sledżach oraz ekspert telewizji Polsat Sport podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie, które na żywo pokaże na swoich sportowych kanałach Telewizja Polsat. Flis będzie również jednym z gości niedzielnego magazynu „Polskie Skocznie” - początek o 20:00 w Polsacie Sport Extra.
Kto według Ciebie zdobędzie złoty medal Igrzysk Paraolimpijskich w hokeju na sledżach. W finale powinni zagrać bliscy Twojemu sercu Amerykanie, ale kto będzie ich rywalem. Pytam trochę z przymrużeniem oka, ale kto według Ciebie ma największe szanse na złoto w Pekinie?
Zgadzam się z Tobą, że Stany Zjednoczone powinny być w finale. Teraz zrobiła się ciekawa sytuacja, bo doszły Chiny. Wprawdzie odpadła Rosja i trochę się to uprościło, bo wcześniej trzeba było żonglować pomiędzy Kanadą, Rosją a Chinami. Chiny mają bardzo młodą i szybką drużynę, zatrudnili rosyjskiego trenera. Widziałem ich treningi i to, jak grają, zresztą rywalizowaliśmy z nimi na ostatnich Mistrzostwach Świata w szwedzkim Östersund. Zapowiada się bardzo ciekawy turniej. Ja pozostaję jednak za doświadczeniem, czyli w finale zagrają Stany Zjednoczone, a kto z nimi to będę zgadywał i wydaje mi się że będą to Chiny.
Zespół z Azji na mistrzostwach w Szwecji wygrał zdecydowanie rywalizację w grupie B i wraz z reprezentacją Niemiec awansował do Elity. Bilans Chin na tamtym turnieju był imponujący. Wygrali wszystkie mecze, strzelając w pięciu meczach aż 61 goli, tracąc przy tym zaledwie dwie bramki.
Chińczycy pokazali tam rewelacyjną formę. Widać, że poszli w hokej pełną parą. Zainwestowali ogromne pieniądze w zbudowanie drużyny i jej przygotowania do igrzysk. Jak już wspomniałem, zatrudnili trenera z Rosji, widocznie w sprawach szkoleniowych mieli braki. Należy się spodziewać, że to oni mogą przejść Kanadę. Tutaj właśnie może być niespodzianka. Nie należy zapominać o Korei Południowej, która posiada już pewne doświadczenie, są to przecież brązowi medaliści z Pjongczangu, więc ich także nie należy lekceważyć.
Decyzja o wykluczeniu Rosji z udziału w Igrzyskach Paraolimpijskich była słuszna? Wiemy doskonale, że była ona spowodowana wypowiedzeniem wojny Ukrainie.
Współczuję tym chłopakom, bo ja się z nimi znam i wielokrotnie byli u nas w Polsce. Na samym początku doświadczenia nabierali właśnie u nas i szkoda mi ich, bo ja sam nie wyobrażam sobie, aby treningi i lata ciężkiej pracy nagle zostały czymś zrujnowane. Ale mimo wszystko jest to słuszna decyzja, bo jednak sport to jest pasja i w jakimś stopniu zabawa, a po przeciwnej stronie przecież giną ludzie. Jedno z drugim nie pasuje i uważam, że ta decyzja jest słuszna. Byłoby w porządku, gdyby Rosja wypowiedziała się na ten temat, bo to też jest ważne. Powinni przyjąć tę „pigułę” goryczki, przeprosić, chcielibyśmy usłyszeć cokolwiek co oni w tej kwestii myślą, ale tego nie ma z ich strony.
Doskonale pamiętamy starożytną ideę igrzysk olimpijskich, która mówiła, że na czas trwania zawodów przerywano działania wojenne...
Zgadza się. Słuchałem uważnie czwartkowej konferencji IPC (Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski) i doszedłem trochę do wniosku, że IPC zrzuciła trochę ten ciężar na sportowców, a tego nie powinni robić. Uważam, że wiedząc o działaniach wojennych prowadzonych przez Rosję na terenie Ukrainy, powinni wcześniej powiadomić Rosyjski Komitet Paraolimpijski, żeby zostali w domu, bo zostali wykluczeni. Potem znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Rosjanie byli już na miejscu w Pekinie i trzeba było im powiedzieć, że nie będą mogli startować. Uzasadnili swoją pierwotną decyzję zasadami, jakie IPC się kieruje, ale pojawiły się głosy sprzeciwu i - z tego co słyszałem - inne ekipy groziły bojkotem, więc musieli zmienić swoja decyzję.
Przedstawiłeś zresztą oficjalnie swoje zdanie w tym temacie.
Może nie było to forum publicznie. W chwili, gdy Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą, napisałem do przedstawicieli Polskiego Związku Sportów Niepełnosprawnych „Start” i Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego z zapytaniem, czy nasze związki wystosują wniosek w kwestii wykluczenia Rosji przynajmniej w najbliższych Igrzyskach Paraolimpijskich. Wyraziłem swoją opinię, że nie widzę tego, żeby sportowiec kraju okupowanego staje do sportowej rywalizacji - w tym przypadku - z zawodnikiem z Rosji. Dodatkowo wiemy, że hokej potrafi być momentami brutalny i IPC nadmieniło, że bali się o bezpieczeństwo zawodników i domyślam się, że w jakimś stopniu mieli też na myśli właśnie hokej.
ZOBACZ TAKŻE: Rosja i Białoruś wykluczone! Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski zmienił decyzję
Niestety, to będą kolejne Igrzyska Paraolimpijskie, w których zabraknie hokejowej reprezentacji Polski. Występ na imprezie tej rangi w najbliższej przyszłości jest dla nas marzeniem, który można zrealizować?
Ostatnio niestety spadamy z tej górki i to dosłownie. Mamy problemy z kadrą, w sensie mamy pewne braki. Podam przykład Rosji, która pierwszego dnia, gdy ogłosiła, że rozpoczyna tworzenie kadry parahokejowej, to na pierwszym zgrupowaniu pojawiło się 80 osób. Na dzień dobry zostali zmuszeni, aby pierwszego dnia wykluczyć jakieś trzydzieści procent zawodników, bo po prostu nie mogliby ich pomieścić. Na naszym pierwszym zgrupowaniu mieliśmy około 25 - 30 osób i na początku można już było wykluczyć jakieś dziesięć z nich, a z czasem „wykruszyło” się jeszcze kilku kolejnych. Nasza dyscyplina sportowa nie jest dla wszystkich, jest to sport dla twardzieli. W zeszłym roku po raz pierwszy spadliśmy do grupy C. Postanowiliśmy zabrać się solidnie za promocję, gdzie do tej pory nie było to naszą mocną stroną. Ja wierzę w promocję i dlatego jestem wdzięczny Telewizji Polsat, że wyszła z inicjatywą, aby przejąć transmisje Igrzysk Paraolimpijskich. Liczymy na promocję i wierzymy, że będziemy mieli więcej zawodników i to pozwoli nam najpierw wrócić do grupy B, a później powalczyć o awans do Elity i być może to pozwoli nam pojechać na kolejne igrzyska.
Na ostatnich Mistrzostwach Świata grupy B, które rozgrywane były w Östersund, o spadku reprezentacji Polski zadecydował mecz z Finlandią, którzy przegraliśmy 1:2, zresztą w końcówce strzeliłeś tego jedynego gola. Była szansa wygrać to spotkanie i tym samym utrzymać się na zapleczu światowej elity?
Mieliśmy trochę pecha, ten drugi gol straciliśmy nieszczęśliwie, bo krążek po rykoszecie przeleciał między słupkiem a bramkarzem. Podcięło nam to trochę skrzydła. Otworzyliśmy się w końcówce i strzeliliśmy gola kontaktowego, dając sobie jeszcze nadzieje, że uda się wyrównać i doprowadzić do dogrywki, ale niestety zabrakło trochę szczęścia. Taki jest sport. Raz na wozie, raz pod wozem.
Skoro jesteśmy przy temacie dramatycznych końcówek meczów parahokejowych, to warto wspomnieć o ostatnich Igrzyskach Paraolimpijskich w Pjongczngu, gdzie Amerykanie niemal rzutem na taśmę zdobyli złoty medal. Declan Farmer najpierw na 38 sekund przed końcem trzeciej tercji meczu z Kanadą doprowadził do dogrywki, a w niej strzelił złotego gola, zapewniając Stanom Zjednoczonym wygraną. To pokazuje piękno tej dyscypliny sportu i potwierdza, że trzeba walczyć do samego końca...
Potwierdzam, zresztą sam w swojej karierze strzeliłem kilka goli w ostatnich minutach. Hokej na sledżach jest sportem bardzo widowiskowym. Ogląda się go tak samo, jak hokeja. I tak jak w hokeju możesz rozróżnić kiepski mecz, od bardzo dobrego spotkania, podobnie to wygląda w naszym sporcie. Też można dostrzec piękno tej dyscypliny, zresztą tak, jak w każdym sporcie, czy to będzie na przykład piłka nożna, siatkówka czy jeszcze coś innego. Te wszystkie elementy, jeżeli się zgrywają i synchronizują, to pięknie to wygląda i prawdziwy zawodnik, który ma nosa do sportu, będzie doskonale wiedział, kiedy dany mecz nie jest do końca dobry. Często ludzie zadają mi pytanie, czym jest parahokej. Idziesz na mecz koszykówki, to widzisz ten wózek i od razu wiesz, że jest to sport dla osób niepełnosprawnych. W hokeju tego wózka aż tak nie widać. Jest sledż, a nie widzi się tych kółek. Nagle ktoś zobaczy, że siedząc na lodzie, możesz zrobić obrót o 360 stopni. Do tego ruchy kijem, cała synchronizacja, połączenie tylu elementów w jedno, jest to coś niesamowitego.
Czy to prawda, że Amerykanie na Igrzyskach w Nagano nie zdobyli złotego medalu, bo w ich kadrze zabrakło najlepszego zawodnika? A tak już całkiem poważnie, skąd pomysł na Twoją grę w reprezentacji Stanów Zjednoczonych i dlaczego ostatecznie nie pojechałeś rywalizować w Nagano w 1998 roku.
Nie wiem, czy gdybym wtedy był w tej kadrze, to byśmy zdobyli medal, ale wydaje mi się, że zajęlibyśmy wyższe miejsce, niż szóste na którym ostatecznie się uplasowali Amerykanie. Tak, to prawda, że byłem blisko wyjazdu na tamten turniej, ale na czas nie otrzymałem amerykańskiego paszportu. Wyobraź sobie, że problemem okazał się skandal Clintona z Levinsky, który wówczas wybuchł. Moja sprawa zakończyła się pozytywnie w Senacie, ale jest reguła, że musi to być potwierdzone jeszcze w Domu Reprezentantów, czyli w takim odpowiedniku Sejmu. Niestety, tam już moje dokumenty nie zdążyły dotrzeć.
Cztery lata później już mogłeś wystąpić na kolejnych Igrzyskach Paraolimpijskich, gdzie wspólnie z reprezentacją Stanów Zjednoczonych osiągnąłeś ogromny sukces. Zanim zapytam się Ciebie o zawody w Salt Lake City, to chciałbym się dowiedzieć, skąd u Ciebie wziął się pomysł na grę w hokeja na sledżach i występy w kadrze USA?
Jedno i drugie to są dwie odmienne rzeczy. Wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, gdyż miałem taką możliwość. Moja babcia urodziła się w New Haven w Connecticut, więc w którymś momencie mój tato i jego bracia uznali, że mamy taką możliwość i może z niej skorzystajmy. Moja rodzina wyjechała jako ostatnia, więc było nam łatwiej, gdyż nie musieliśmy tam przecierać szlaków. Na początku zamieszkaliśmy krótko u wujka. Jak już się rozkręciłem, to zapisałem się do grupy tanecznej i tam poznałem Johna Dirkesa. Zaprzyjaźniłem się z nim i to on nauczył mnie języka angielskiego, pokazał Instytut Rehabilitacji w Chicago i także kółko sportowe, które tam było. Zresztą ten klub sportowy był sponsorowany przez Chicago Blackhawks. W tamtym czasie rodzina Wirtzów wspierała finansowo Instytut, ale te pieniądze szły na wszystkie dyscypliny sportowe, ale nie na hokej na lodzie. Wyjeżdżałem z Instytutem na różne wydarzenia sportowe, grałem w baseball, futbol amerykański, wyjeżdżałem na narty wodne i zjazdowe i właśnie na takim jednym wyjeździe poznałem ojca i syna, którzy grali w Chicago Park District, dokładnie pamiętam, że to było na ulicy California, a lodowisko nazywało się McFetridge Sports Center. Dużo mi nie trzeba było, bo od małego uwielbiałem sport. Wymyślisz dyscyplinę, ja się jej uczę i Ciebie ogrywam. Ja po prostu tak funkcjonuję. Owszem teraz już przyjmuję rolę bardziej trenera, więc mam już trochę inny tok myślenia. Kiedy pierwszy raz usiadłem na sledża, to wiedziałem, że to jest to, czego szukałem.
Ten sledż, czyli te sanki, na których rozgrywacie swoje mecze, różnił się wtedy od tych, których używacie obecnie? W środowisku hokejowym krążą opinie, że jesteś jedną z osób, które te sledże mocno unowocześniłeś.
Sledż z tamtego czasu, a dzisiaj to jest przepaść. Przede wszystkim na początku jeździłem na stalowej ramie, waga była zdecydowanie większa. Nie miałem wtedy żadnego siedziska, po prostu siedziałem na takim siedzisku ze zwykłego krzesła. Nie miałem żadnej osłony plastykowej na bokach. Zakładaliśmy tradycyjne hokejowe spodnie z tymi plastykowymi wkładkami w środku. Potrzebne to było na wypadek uderzenia sledża w udo, bo to najczęściej kończyłoby się złamaniem kości. Do tego mieliśmy zwykłe oparcie z tyłu. Wtedy był dziwny przepis dotyczący łyżew, ale to ludzie zdrowi go wymyślili. Krążek musiał się zmieścić między ostrzami. Mój taki instynkt sportowy, który już miałem wypracowany, podpowiadał mi, że ja się muszę przechylić na tę jedną łyżwę. Oglądałem przecież hokej i widziałem, że to lepiej funkcjonuje, jak jest pod kątem. Próbowałem różnych rozwiązań i doszedłem do wniosku, że coś tutaj nie gra. Wspólnie z bratem, który był operatorem frezarko-tokarki, wpadliśmy na pomysł, że wystruga mi coś węższego. Miałem czas na testowanie, ale początki były trudne. Trzeba było przeskoczyć z dziesięciu centymetrów na dwa i pół, przy takich nagłych zmianach „bujanka” jest szalona. Automatycznie tracisz kontrolę krążka, którą się wcześniej wyuczyłeś. Skupiasz się nad równowagą i balansem. Ale potem, jak połączyłem jedno z drugim, to efekt był piorunujący, bo normalnie wręcz „płyniesz”. Wyobraź sobie, że ja wtedy przeczułem, że te zmiany muszą kiedyś nastąpić. Tak się akurat złożyło, że w dwutysięcznym roku zmienili przepis, że krążek nie musiał się już zmieścić między ostrzami. Jeżeli zawodnik miał takie życzenie, to mógł już jeździć na jednej łyżwie. Ja się nigdy na taką zmianę nie zdecydowałem, bo jestem obrońcą i mogły być takie sytuacje przed bramką, że taka nawet minimalna stabilność była mi po prostu potrzebna. Nie zdecydowałem się na taką zmianę, ale za to na Igrzyska w Salt Lake City „zszedłem” z 2,5 na 2 centymetry. Jeszcze te pięć milimetrów zabrałem. Zresztą w czasie gdy wiedzieliśmy, że te zmiany następują, to ja już oficjalnie pojawiłem się na zgrupowaniu na węższej łyżwie. Brat wystrugał takie dla pozostałych chłopaków z drużyny. Owszem nie wszyscy chcieli tego zmieniać, ale spora grupa zawodników zdecydowała się kupić od nas ten „rewolucyjny” wówczas sprzęt. Inne kraje takie jak Kanada czy Norwegia zbyt późno zdecydowały się na te zmiany i zabrakło im czasu na wdrożenie ich już na Igrzyska w Sal Lake City. Nie da się ukryć, że przechodząc na węższy rozstaw, to pracuje się dużo ciężej. Wprawdzie nie ma tej stabilności, ale jakość gry się podnosi.
Wystąpiłeś na Igrzyskach w Sal Lake City i z reprezentacją Stanów Zjednoczonych sięgnąłeś po złoty medal, a Tobie dodatkowo przypadła w udziale nagroda MVP przyznawana dla najbardziej wartościowego zawodnika turnieju.
Byłem w Salt Lake City z hokejową reprezentacją Stanów Zjednoczonych, osiem lat później, już w barwach Polski, startowałem na Igrzyskach w Vancouver w narciarstwie biegowym. Pomijając sukcesy, jakie osiągnęliśmy jako drużyna, czy ja osobiście, to czuć było magię tych zawodów. Można było odnieść wrażenie, że człowiek trafił do jakiegoś raju. Wszystko tam było dopięte na ostatni guzik. Byliśmy przygotowani do tego sukcesu, jaki osiągnęliśmy w Salt Lake City. Naszym atutem było też to, że inni nas nie znali. Nie jeździliśmy na dużą liczbę zawodów, jedynie pokazaliśmy się w szwedzkim Malmoe. Mieliśmy już opracowany pewien system, który dobrze funkcjonował. To nie my musieliśmy się dostosować do rywala, tylko rywal do nas.
Wspomniałeś wcześniej, że wystarczy tylko znaleźć dowolną dyscyplinę sportu, a Ty się jej nauczysz i wygrasz. Skąd zatem pomysł na start na Igrzyskach w Vancouver, już nie jako hokeista, ale narciarz biegowy.
Bardzo szybko poznaję sport. Trochę Janek Kołodziej mnie w to „wciągnął”. Spotkaliśmy się po wielu latach, byliśmy w tym samym Ośrodku Szkolno - Wychowawczym w Busku-Zdroju. Janek jako ślusarz, a ja jako monter aparatury radiowo - telewizyjnej. Byłem od niego dwie klasy niżej i po latach, kiedy się zobaczyliśmy, to on mnie do tego namówił. Nie da się ukryć, że nabrałem szacunku do tej dyscypliny sportu. Byłem przekonany, że wykonując na lodzie miliony razy przez dwadzieścia lat ten ruch narciarza biegowego, bo jest on podobny do tego wykonywanego w hokeju, myślałem, że to będzie dla mnie pryszcz. Wskoczę na te „sitski” i po prostu polecę. Guzik! Im krótszy dystans, tym ja miałem przewagę, ale im dłuższy, czy to dziesięć lub piętnaście kilometrów, to od „piątki” wzwyż zaczynały się schody. Mam inaczej zbudowane mięśnie i nic na to nie poradzę.
Jesteś czynnym zawodnikiem i trenerem hokejowym oraz narciarzem biegowym. Zostałeś również komentatorem telewizji amerykańskiej w czasie ostatnich Mistrzostw Świata grupy A, które odbyły się w czeskiej Ostrawie.
Przypadkowo zostałem troszeczkę rzucony na głębokie wody, a tego się nie spodziewałem. Zostałem zaproszony jako ekspert, właśnie do takiej samej roli, jaką mi zaproponowała Telewizja Polsat podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie. Aczkolwiek wtedy na miejsce nie dojechał główny komentator i nawet nie wiem, jaki był tego powód. Skoro już byłem na miejscu, to już nie mogłem się z tego wycofać. W Ostrawie doskonale znam tych ludzi, bo grałem w lidze czeskiej i lodowisko w dzielnicy Studenka nie jest mi obce. Nie mogłem im już odmówić, najwyżej się będziemy z tego śmiali po zakończeniu mistrzostw. Z każdym meczem było lepiej i jakoś dałem sobie radę, choć musiałem je komentować w języku angielskim. Wprawdzie nie jest mi on obcy, aczkolwiek samo komentowanie jest już innym poziomem mówienia. Musisz sledzić to, co dzieje się na lodzie i jednocześnie myśleć co należy powiedzieć. W tej kwestii można powiedzieć, że już jestem gotowy na te igrzyska.
W jaki sposób trafiłeś w ogóle do ligi czeskiej?
My jako sportowcy niepełnosprawni często nie mamy takiej areny, jakie są w lidze NHL, gdzie zawodnicy zarabiają pieniądze, są sławni i grają w najlepszej lidze. My tego nie mamy. Były próby stworzenia takiej ligi kontynentalnej, ale nie wychodziło ze względu na brak odpowiednich pieniędzy. Czesi zdołali stworzyć swoją ligę, Niewielki kraj, koszty podróży są dużo mniejsze, do tego mają mocną federację hokeja, która ich przyjęła pod swój parasol. Mają od sześciu do ośmiu drużyn, w jednym roku było nawet dziesięć zespołów. Fajnie jest tam być, grać, mieć swoje statystyki, zarówno drużynowe, jak i indywidualne. To jest coś, czego pragniemy jako sportowcy. Wiadomo, że to jest bardzo daleko do poziomu ligi NHL, ale zawsze coś. Z czasem ta liga nabrała jakości, bo zaczęli zatrudniać coraz lepszych zawodników z innych krajów.
Grając w lidze czeskiej, podróże nie były tak dalekie, jak choćby ta Twoja na Alaskę. Naprawdę sam pojechałeś autem z Chicago na daleki północ kontynentu?
Zgadza się, mieszkałem przez rok na Alasce. Z jednej strony żałuję, bo miałem możliwość studiowania na Alasce i pewnie do dzisiaj bym tam mieszkał, bo to naprawdę piękna kraina. Zostałem zaproszony przez Challenge Alaska po Igrzyskach w Salt Lake City. Amerykanie lubią ściągać gwiazdy, tych najlepszych. Zarówno ten złoty medal plus nagroda MVP sprawiły, że miałem oferty choćby z Filadelfii, Seattle, ale zaproponowano mi pracę w Challenge Alaska i zdecydowałem się tam pojechać. Rodzice zasponsorowali mi auto, gdyż jak to dotarło do nich, że to nie jest żart i ja tam naprawdę jadę, to uznali, że tym moim dwudziestoletnim Pontiacem mogę nie dotrzeć do celu. Pojechałem autem przez całą Kanadę, trasą liczącą 5,5 tysiąca kilometrów. Potem okazało się, że moja drużyna z Chicago wybłagała, abym do nich wrócił. Ja jestem takim włóczęgą, zresztą nawet tak mnie rodzina nazywa. Jestem teraz w Polsce i tutaj jak widać, osiadłem na dłużej. Kupiłem sobie mieszkanie, mam pracę. Teraz przez tę sytuację z pandemią, czy teraz z wojną, nie wiem gdzie, jest mi dane być. Być może nadszedł czas, aby się ewakuować, ale na razie jestem tutaj w Polsce.
Przed Tobą kolejne wyzwanie, jakim bez wątpienia będzie praca w roli komentatora i eksperta meczów hokeja na sledżach w czasie Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie. Nie da się ukryć, że to będzie dla Ciebie połączenie przyjemnego z pożytecznym.
Ze swojej strony chciałbym zaprosić wszystkich przed telewizory. Oczywiście poznacie mnie jeszcze lepiej, będę miał wam wiele do powiedzenia, zapoznam was z tajnikami tej pięknej dyscypliny sportu, a przy okazji także z moimi znajomymi z tafli lodowej, z którymi mam przyjemność grać. Jest wielu naprawdę wspaniałych ludzi, nie tylko dobrych hokeistów. Będę miał wam wiele do powiedzenia, podzielenia się wrażeniami z przeszłości, więc zapraszam serdecznie do śledzenia transmisji na sportowych kanałach Polsatu.
Sylwester Flis: Hokej na sledżach to sport dla twardzieli
Transmisje z Igrzysk Paraolimpijskich od 4 do 13 marca w kanałach sportowych Telewizji Polsat.
Przejdź na Polsatsport.pl