Iga Świątek: Dużo jest możliwe, jeśli się w siebie wierzy
Iga Świątek po wygranej z grecką tenisistką Marią Sakkari 6:4, 6:1 w finale turnieju rangi WTA 1000 w kalifornijskim Indian Wells została wiceliderką światowego rankingu, tylko za Australijką Ashleigh Barty. - Teraz bycie pierwszą na świecie wydaje się bardziej realne - przyznała Polka.
Jedenasty mecz i jedenaste zwycięstwo - taką kapitalną passę ma obecnie 20-letnia tenisistka z Raszyna. Finał Indian Wells kobiet rozpoczął się o 13:00 czasu miejscowego. Pogoda była słoneczna, ale bardzo mocno wiało, co nie pomagało zarówno Świątek jak i Sakkari w uzyskaniu przewagi przy swoim serwisie. W pierwszym secie oglądaliśmy po pięć podwójnych błędów serwisowych i aż siedem przełamań.
ZOBACZ TAKŻE: Niespodzianka w finale! Taylor Fritz lepszy od Rafaela Nadala
- Wszyscy widzieli, że dziś wiało. Na początku żadna z nas nie radziła sobie dobrze w tych warunkach. Ale nie będę się usprawiedliwiać wiatrem, bo pogoda była taka sama dla mnie i dla Igi - podsumowała turniejowa "szóstka" Sakkari.
Szybciej do kapryśnej aury dostosowała się Świątek, która wygrała pierwszego seta 6:4. W drugim tenisistka z Polski zagrała równie mądrze i konsekwentnie. W rezultacie także rozstrzygnęła go na swoją korzyść 6:1. To wszystko sprawiło, że podopieczna Tomasza Wiktorowskiego wygrała swój piąty turniej WTA w karierze i zgarnęła pokaźną sumę 1,2 mln dolarów.
- Nie mogę opisać wszystkiego co czuję, bo wydarzyło się sporo. Przez ostatnie kilka dni byłam mocno zestresowana i cieszę się, że udało mi się wypracować to wszystko przy tym stresie. Cieszę się też ze wsparcia jakie mam, bo myślę, że bez mojego teamu nie poszłoby to tak płynnie - zdradziła Świątek.
Wygrana w Indian Wells sprawiła także, że raszynianka w poniedziałek wyrównała najlepsze osiągniecie w karierze Agnieszki Radwańskiej i jest drugą rakietą świata. Krakowianka na tę pozycję wdrapała się w lipcu 2012 roku w wieku 23 lat. Świątek jest trzy lata młodsza.
- Wyrównałam ten rekord, który ma Agnieszka, dzięki czemu bycie pierwszą na świecie wydaje się teraz realne. Wcześniej tego nie czułam - przyznała nowa wiceliderka.
Na chwilę obecną Polka ogląda plecy już tylko Ashleigh Barty z Australii, która nie startuje wiosną w USA, bo odpoczywa po wygraniu Australian Open.
- Jeśli chodzi o rywalizację o pierwsze miejsce to droga do niej jest długa i bez wątpienia dużo pracy przede mną. Ash Barty jest silna mentalnie. Oswoiła się z tym miejscem, dlatego startujemy obecnie z innych pozycji. Ale ostatnie tygodnie pokazują, że bardzo dużo jest możliwe, jeśli się w siebie wierzy, więc będę wierzyła w siebie - podkreśliła Świątek.
Teraz Świątek leci do Miami, gdzie w najbliższy weekend rozpocznie się kolejny turniej rangi Masters 1000. Po drodze chce trochę odpocząć i poświętować drugą kolejną wygraną w tourze WTA.
- Jestem z siebie ogromnie dumna i dziś przez cały dzień będę się cieszyć. I jutro prawdopodobnie też. Ale zaraz na horyzoncie jest Miami. Spróbuję odpocząć i dostosować się do warunków, które tam będą zupełnie inne - powiedziała.
Tradycyjnie Świątek nie chciała prorokować, co ją czeka na Florydzie. Rok temu jej przygoda z Miami Open zakończyła się na drugiej rundzie. Po pokonaniu w pierwszej Barbory Krejcikovej z Czech, za burtę wyrzuciła ją mocno uderzająca Chorwatka Ana Konjuh.
- Jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji, że jadę na turniej z taką serią zwycięstw. Pozostawię sobie więc trochę miejsca, na to, żeby nauczyć się właśnie, jak to jest być w takiej pozycji - zakończyła Polka.
Przejdź na Polsatsport.pl