Iwanow: Tak blisko, a tak daleko. W listopadzie Katar czy… katar?
Jestem na Górnym Śląsku od poniedziałku. Spotykam wielu ludzi, kibiców bardziej lub mniej zagorzałych, znawców tematu jak i tych, którzy piłką interesują się właśnie w takich dniach, jak ten dzisiejszy. Kiedy gra polska reprezentacja. Wiary w nasze zwycięstwo – niestety – zbyt dużej nie ma.
Ale z drugiej strony jest nadzieja. Bo każdy z „pesymistów”, mimo wcześniejszej deklaracji, że „nasi nie mają szans” zadaje mi jednak pytanie, czy przypadkiem nie mam jakiejś dojścia do biletów. Jest w tym więc pewnego rodzaju niekonsekwencja.
W futbolu rola faworyta zaczyna już nie mieć tak wielkiego znaczenia. Włosi, mistrzowie Europy, przekonali się o tym boleśnie w czwartek, ulegając drużynie, z którą świetnie radziła sobie ekipa Jerzego Brzęczka. To też jest wymowna informacja. Od 2019 roku mamy już trzeciego selekcjonera. Jeżeli słyszę pytanie czy w przypadku niepowodzenia powinniśmy zakończyć współpracę z Czesławem Michniewiczem tylko się uśmiecham.
ZOBACZ TAKŻE: Prezes Barcelony poruszył temat transferu Lewandowskiego! "To oczywiste"
Ten absolutny brak stabilizacji na stanowisku trenera „Biało-Czerwonych” to jeden z powodów, dla którego nigdy nie możesz być pewien, jak zaprezentuje się narodowa drużyna. Jeżeli słyszę, że to my dziś jesteśmy faworytem to też otwieram oczy ze zdziwienia. Owszem, fakt, że gramy u siebie jest istotną kwestią, a może nawet języczkiem u wagi. Ale poza tym to Szwecja wyszła z grupy na EURO 2020, kosztem nas. To Szwecja grała w ćwierćfinale mistrzostw świata w Rosji, dostając się do nich przez… baraże, w których pokonała Włochów. Ma zatem zdecydowanie więcej dokonań niż my w ostatnich latach, tego samego trenera od 2016 roku, za którym już 72 spotkania. Przed Michniewiczem dopiero drugie. I to jaka jest jego ranga.
Znając kwalifikacje tego szkoleniowca, jego zmysł, spryt i umiejętność przygotowania zespołu do najważniejszych spotkań wiem, że zrobił wszystko, co do niego należało. Reszta naprawdę leży już w rękach Wojciecha Szczęsnego, nogach Roberta Lewandowskiego i… głowie Piotra Zielińskiego.
Żeby wygrać z tak poukładaną drużyną, jaką są Szwedzi potrzeba niezawodności każdego elementu tej układanki. Oni – co gorsza dla nas – raczej się nie mylą, a jeśli już to robią, to bardzo rzadko. Natomiast w skuteczny sposób potrafią wykorzystać każdy moment nieuwagi rywala. Czesi w czwartek boleśnie się o tym przekonali. Sami mając w 93. minucie niepowtarzalną szansę wykorzystania „drzemki” w defensywie przeciwnika.
Szkoda, że w takim dniu Polska nie może skorzystać ze wszystkich swoich najlepszych piłkarzy. Że nie ma Arkadiusza Milika, Karola Świderskiego, Pawła Dawidowicza, Bartosza Salamona, niepewny jest udział Krzysztofa Piątka, a dyspozycja Grzegorza Krychowiaka to też duży znak zapytania. To jednak piłka i takie rzeczy się zdarzają. Szwecja też nie może wystawić kompletu swoich najlepszych piłkarzy, a i Czesi w czwartek mieli większe problemy od nas, desygnując mega-eksperymentalny skład. A byli przecież o centymetry na stopie Milana Havela, od tego by dziś znaleźć się w Chorzowie w miejsce Skandynawów.
Nie będę pompował balonika, odwoływał się do magii Śląskiego i faktu, że mamy najlepszego piłkarza świata. Życzę sobie mądrego meczu w wykonaniu naszych piłkarzy. Żeby nikt nie miał po nim niczego sobie do zarzucenia. A kto w listopadzie wybierze się do Kataru, a kto może będzie miał wtedy jesienny katar oglądając ten turniej w domu? Tego nie wie nikt. Jak w piosence „Entliczek Pentliczek” pod hiszpański mundial w 1982 roku. Choć Antoni Piechniczek, bohater utworu wykonanego przez Bohdana Łazukę, jest dobrej myśli i wierzy w selekcjonera. Ale jako się rzekło wyżej: od 20.45 więcej zależeć będzie od piłkarzy, niż Michniewicza.
Transmisja meczu Polska - Szwecja w Polsacie Sport Premium 1 i na Polsat Box Go. Początek studia o 18:30. Początek transmisji meczu o 20:35.
Przejdź na Polsatsport.pl