Kamil Bortniczuk: Polacy powinni umieć strzelać i obronić się w razie potrzeby. Takie mamy czasy…
Aż osiem tysięcy chętnych weźmie udział w pilotażowym programie promującego strzelectwo sportowe. Jego pomysłodawca, minister sportu Kamil Bortniczuk, przekaże na ten cel 5 mln zł. Chce, by Polacy nauczyli się w ten sposób podstawowych umiejętności obronnych, a przy okazji wzmocnili coraz bardziej popularne kluby strzeleckie.
Od ponad miesiąca mamy do czynienia z krytycznie bezprecedensową sytuacją. To wymaga stanowczych reakcji ministerstw w polskim rządzie. W jaki sposób resort, na czele którego Pan stoi, reaguje na wojnę w Europie?
- Reagujemy od pierwszego dnia, kiedy wojna nie miała jeszcze tak gorącego charakteru, była jeszcze wojną dyplomatyczną. Wnioskowałem Radzie Ministrów o zgodę, by sankcjami objąć także rosyjski sport. Wtedy też ukazała się wypowiedź Siergieja Ławrowa, ministra spraw zagranicznych Rosji, który mówił, że do sankcji gospodarczych jego obywatele są przyzwyczajeni, doświadczyli ich po ataku na Gruzję czy aneksji Krymu. Poza tym można je ukryć przed przeciętnymi Rosjanami, bo zanim oni to odczują, minie sporo czasu. Ale wykluczenia ze świata sportu nie da się ukryć, sport jest powszechny. Nawet jeśli ktoś nie jest kibicem, to ma kibica w rodzinie lub wśród znajomych. Paradoksalnie na naszą korzyść zagrał kalendarz. Zakładam, że Władimir Putin tak to sobie zaplanował: finał Ligi Mistrzów, mecz barażowy Rosji z Polską o mundial, siatkarskie mistrzostwa świata będą grały w jego orkiestrze propagandowej i będą mu pomagały legitymizować to, czego dopuszcza się na Ukrainie. Rosjanie pomyśleliby wtedy: nic złego się nie stało, społeczność międzynarodowa gra z nami w piłkę, organizuje największe imprezy w naszym kraju, niczego złego nie zrobiliśmy. No więc pokrzyżowaliśmy te plany, udało się przekonać niemalże wszystkich w środowisku międzynarodowym, że sankcje na sport będą bardzo skutecznym narzędziem do walki z Putinem, jego propagandą i szansą na otwarcie oczu przeciętnym Rosjanom.
Pomijając wymiar propagandowo-polityczny, a niewątpliwe sport jest do tego wykorzystywany, jest także wymiar edukacyjny i militarny, o którym przez ostatnie lata zapomnieliśmy.
- Zapomnieliśmy, bo demokracje mają co do zasady tendencje do tego, by o tym zapominać. Demokracje tylko w sytuacjach skrajnych chcą mieszać sport z obronnością i my to dzisiaj robimy. Nie tylko Polacy, ale cała Europa dostrzega wagę kompetencji strzeleckich, które były ograniczone do sportowców, ludzi ze strzelecką pasją. Teraz okazało się, że będąc w takiej sytuacji jak Ukraina, mogą one się przydać, a broń w domu daje poczucie możliwości walki o bezpieczeństwo i życie najbliższej rodziny. Dlatego chcemy wykorzystać strzelectwo sportowe, by wspierać inicjatywy proobronne w naszym społeczeństwie. Myślę, że akceptowalność używania broni w związku z obrazkami, które widzimy na Ukrainie, jest na niespotykanym wcześniej wysokim poziomie. Tak w Polsce, jak i całej Europie. Proszę zwrócić uwagę, że jesteśmy jednym z najbardziej rozbrojonych krajów na kontynencie. W przeliczeniu na tysiąc mieszkańców mamy tej broni bardzo mało, nawet funkcjonariusze służb mundurowych nie mają w Polsce możliwości posiadania broni we własnym domu. Ustawa, którą jako Partia Republikańska wprowadzamy pod obrady Sejmu, reguluje w sposób nieco bardziej liberalny i pożądany z perspektywy tego, z czym mamy do czynienia, prawo do posiadania i korzystania z broni.
Ogłasza Pan również program szkolenia strzeleckiego. Proszę powiedzieć, jakie są jego założenia?
- Program upowszechniania strzelectwa będzie skierowany do wszystkich dorosłych Polaków. Chodzi oczywiście o strzelectwo sportowe. Będzie on miał dwie odnogi - jedna będzie dla młodzieży między 18 a 26 rokiem życia, czyli uczniów klas maturalnych i studentów, druga będzie otwarta także dla starszych. To kilkanaście godzin szkolenia, najpierw teoretycznego, później paramedycznego, udzielania pierwszej pomocy medycznej i przede wszystkim obsługi broni. W ramach takiego programu każdy uczestnik odda kilkaset strzałów z różnych rodzajów broni. Będzie to pierwszy krok do tego, aby uzyskać patent strzelecki, a później umożliwić uzyskanie pozwolenia na broń w celach sportowych. Chodzi o to, by jak najszersza grupa tych, którzy chcą zaznajomić się z bronią, poczuła do tego pasję i mogła kontynuować ją w ramach klubów sportowych. Właśnie z klubami sportowymi, strzeleckimi zrealizujemy ten program. To one będą organizowały zajęcia, w pilotażowej wersji w naszej akcji weźmie udział osiem tysięcy Polaków.
A nie myślał Pan, żeby były to zajęcia obowiązkowe dla uczniów i studentów?
- To nie jest moja kompetencja, to już oddzielny program, który organizuje Ministerstwo Edukacji i Nauki w ramach przysposobienia obronnego. Mój program będzie tylko i wyłącznie dla chętnych. Kluby sportowe, które będą do nas wnioskowały o realizację programu, zorganizują nabór. Jeszcze raz powtórzę: prócz umiejętności, jakie nabędą Polacy, to kluby będą długookresowym beneficjentem. Zakładam, że znaczna część poczuje pociąg do tej formy aktywności, pozostanie w strukturach klubów i Polskiego Związku Strzeleckiego, będą korzystać ze strzelnicy, docelowo kupować broń, płacić składki do związku, itd. To wszystko przełoży się na interes sportu.
Dostrzega Pan w młodych ludziach chęć do wzięcia udziału w takim programie?
- Absolutnie tak. Sam jestem strzelcem sportowym, mam pozwolenie na broń i patent strzelecki już od kilku dobrych lat i przez to znam wiele osób, które korzystają ze strzelnic. To, z czym mamy do czynienia w kontekście agresji na Ukrainę, spowodowało wzrost zainteresowania bronią również wśród kobiet, które raczej z założenia starają się trzymać od broni daleko. To jest sytuacja bez precedensu. Staramy się wykorzystać tę wojnę do wzrostu akceptowalności i chęci zdobycia podstawowych kompetencji w zakresie obsługi broni. Chcemy upowszechniać ten piękny sport.
Ile godzin potrwa taki kurs w teorii i praktyce?
- Większość zajęć będzie miała charakter praktyczny, czysta teoria to zaledwie jedna godzina z dwunastu. Jedenaście godzin to pierwsza pomoc przedmedyczna, strzelanie z broni pneumatycznej, broni małego kalibru, potem większej, a ostatecznie z długiej broni, którą wykorzystuje się również bojowo. Najprawdopodobniej będą to Groty lub Beryle, czyli broń, której używa lub używało do niedawna Wojsko Polskie. Po takim kursie można wystąpić do Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego o egzamin na patent sportowy i stać się zawodnikiem konkretnego klubu, uzyskując pozwolenie na broń.
A może ten projekt powinien być znacznie szerszy, być międzyresortowym porozumieniem Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Sportu oraz mieć swoją teoretyczną część wśród młodszych uczniów? Nie myśleliście Państwo o przywróceniu przysposobienia obronnego w takiej formie, jaką znamy z poprzednich lat?
- Myślimy cały czas. Stawiam pierwszą „cegłę” w ramach programu dotyczącego strzelectwa sportowego, podobny zamysł zgłosił minister Przemysław Czarnek w zakresie powrotu strzelania na zajęciach przysposobienia obronnego, ja też będę starał się rozmawiać z ministrem i doradzać jak to zrobić technicznie.
A te programy nie zaczną się kanibalizować? Kiedy każdy zacznie proponować swój, zacznie problem.
- Będziemy starać się to koordynować, ale od przybytku głowa nie boli. Nawet gdyby miało się to rozjechać, nie będzie tragedii, a na pewno będzie lepiej niż obecnie. Postaramy się włączyć w to brać myśliwską, która jest chyba najliczniejszą, jeśli chodzi o posiadaczy broni w Polsce. Na drugim miejscu są sportowcy, ale chcemy też doprowadzić do zmian legislacyjnych, które spowodują, że każdy obywatel po przejściu podstawowego szkolenia i badań psychologicznych powinien mieć możliwość posiadania broni w domu.
Kiedyś broń do ćwiczeń była w szkołach. Czy obecnie placówki oświatowe są na to gotowe, mają opracowane procedury?
- Dziś większość szkół nie jest na to gotowa. Broń, która była w posiadaniu polskich szkół średnich, została przekazana policji. Nie wiem, co policja z nią zrobiła. Te kompetencje trzeba odbudować, mamy wiele zdobyczy technologicznych, których lata temu nie mieliśmy. Jest możliwość zorganizowania strzelnic wirtualnych, które w sposób bardzo podobny do używania prawdziwej broni symulują jej użycie w różnych sytuacjach. Taką strzelnicę można w sposób bezpieczny zorganizować w każdej sali i w każdej szkole. Będę chciał przekonać do tego ministra Czarnka, aby przez strzelnice wirtualne trafić również do młodzieży poniżej 18. roku życia. To jest bezpieczne, opakowane w sposób, który nie rodzi agresji, jest to forma zabawy i rywalizacji, która pozwala nabyć podstawowe kompetencji w zakresie obsługi broni i samego strzelania.
Jeśli chodzi o samą broń, która będzie do dyspozycji uczestników kursu, będzie odbywało się to we współpracy z MON-em lub NATO?
- W programie, który opisałem na początku, będziemy korzystać przede wszystkim z zasobów polskich klubów sportowych prowadzących strzelectwo sportowe i mających dostęp do strzelnic, broni, amunicji i wykwalifikowanych instruktorów. Będzie to broń, z którą później w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa stykaliby się nasi obywatele.
Czy szacował Pan skalę finansową tego projektu?
- W tym roku ogłaszamy pilotaż. W pierwszej edycji skieruję na ten projekt pięć milionów złotych. Dotychczas wydawaliśmy na projekty upowszechniające strzelectwo, czyli z tego całego koszyka pieniędzy na upowszechnianie sportu, od 250 do 300 tys. rocznie. To będzie dwudziestokrotność tej kwoty. Jeśli pomysł się sprawdzi i zainteresowanie będzie duże, możemy zwiększyć te środki. Na razie takim szkoleniem obejmiemy osiem tysięcy Polaków.
Ile kosztuje wyszkolenie jednego chętnego?
- W przeliczeniu na jednego uczestnika kurs będzie kosztował 600 zł. To jest skonsultowane z polskimi klubami sportowymi, właścicielami strzelnic i wiemy, że za te pieniądze da się to zrobić. Myślę, że przy zaangażowaniu kolejnych 600 złotych i uzupełnieniu kursu, czego wymaga Polski Związek Strzelectwa Sportowego, każdy będzie w stanie uzyskać patent, a później pozwolenie na broń.
Naprawdę myśli Pan, że z tej grupy chętnych wyłonią się przyszli sportowcy?
- Zdecydowanie tak. Sytuacja na Ukrainie spowodowała zainteresowanie na niespotykaną wcześniej skalę. Z doświadczenia wiem, że połowa uczestników takiego szkolenia zapała miłością do tego sportu i będzie chciała go później uprawiać za własne pieniądze.
Przypomina to nieco model fiński. Tam współczynnik broni na obywatela, jego kompetencje w zakresie samoobrony powodują, że kraj jest w stanie bronić się przed agresją, mimo że nie należy do NATO.
- Model fiński czy szwajcarski są przykładami dla wielu społeczeństw, ale my nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów. Jesteśmy dojrzałym społeczeństwem, ale mamy prawo, które nie przystaje do rozwoju społecznego. Jeszcze raz posłużę się przykładem: policjant, który ma broń na służbie, nie ma możliwości posiadania tej broni w domu. To zaufany funkcjonariusz państwa polskiego, który jest zdrowy, ma wszelkie zaświadczenia, przechodzi odpowiednie badania, więc dlaczego nie może mieć tej broni w domu? Tego typu irracjonalne zaszłości w polskim ustawodawstwie musimy jak najszybciej usunąć i przez takie programy jak mój budować akceptowalność i wiedzę społeczną na temat tego czym jest broń i jak możemy bezpiecznie się nią posługiwać. We współpracy z innymi ministerstwami zbudujemy jeden zwarty i kompletny system budowania kompetencji proobronnych u milionów Polaków.
Nie ma Pan obawy, że jako kraj skierowany ku Zachodowi mamy zacięcie pacyfistyczne? Odsetek badanych, którzy w przypadku wrogiej agresji chcieliby uciec zagranicę, jest wysoki.
- To jest niepokojące, ale to też element życia politycznego. Przez lata część naszych elit politycznych prowadziła politykę, która miała społeczeństwo oddzielać od państwa, że każdy ma dbać o siebie i swoją rodzinę. Państwo nie było postrzegane w ramach wartości wspólnej i taka sytuacja jak dzisiaj, w przypadku konfliktu, jest okazją do tego, aby to poczucie przynależności państwowej i jedności narodowej społeczeństwa odbudować. Przez takie programy możemy budować jak najwięcej propaństwowych postaw, które mam nadzieję za kilka lat przełożą się na inne wyniki badań, o których Pan wspomniał.
W którym roku Pan się urodził?
- 1983.
Miał Pan jeszcze lekcje przysposobienia obronnego?
- Miałem. Co prawda już nie strzelaliśmy, ale broń w szkole była. Widziałem ją, ale była ona niewykorzystywana, choć maski gazowe jeszcze zakładaliśmy. Trzeba te kompetencje odbudować, historia nie stanęła w miejscu, świat wojen niestety się nie skończył. Mamy takich, a nie innych sąsiadów i trzeba o tym pamiętać.
Wie Pan, jakie są różnice między sygnałem alarmowym ostrzegającym przez pożarem a przed bombardowaniem?
- Zupełnie nie pamiętam, ale wiem, że próby takich sygnałów przeprowadza się w polskich samorządach. Nie raz je słyszałem, ale nie potrafiłbym ich rozróżnić, co też pokazuje, że mamy dużo do naprawienia.
Jestem nieco starszy od Pana, ale dopiero kilka dni temu dowiedziałem się od strażaków z OSP, jak rozróżniać te sygnały.
- Taką wiedzę możemy wprowadzać już na etapie szkoły podstawowej, ponieważ każde dziecko może być potencjalnie zagrożone takim sygnałem i powinno umieć je rozpoznawać. Potem mamy szkoły średnie, zawodowe, potem są studia, więc po co szukać innych rozwiązań. Przywróćmy uczciwie prowadzone przysposobienie obronne.
Wyznaje Pan zasadę, że jeśli chce się żyć w pokoju, to trzeba szykować się do wojny?
- Myślę, że wszyscy rozsądni ludzie tak do tego podchodzą. Gdy ktoś jest słaby, to prosi się o problemy. Na pochyłe drzewo każda koza skacze.