Przemysław Iwańczyk: Bój o Narodowy. Przed nami dwa półfinały Fortuna Pucharu Polski
Gdyby opierać się jedynie na prognozach i aktualnej sytuacji w tabeli, w finale Fortuna Pucharu Polski powinny zagrać Lech Poznań z broniącym tytułu Rakowem Częstochowa. Ale w futbolu, zwłaszcza polskim, nic nie jest oczywiste.
Już dziś o godz. 18 pierwszy półfinał, w którym trzecioligowa Olimpia Grudziądz mierzy się z Lechem. W środę o tej samej porze w Częstochowie zobaczymy starcie Rakowa z Legią. Na tę okazję przygotowaliśmy magazyn Fortuna Pucharu Polski, w którym m.in. spotkaliśmy się z trenerem Jackiem Magierą, a także sprawdziliśmy, ile pieniędzy jest w puli akcji Puchar1000goli.
ZOBACZ TAKŻE: PKO BP Ekstraklasa: Kamil Kiereś nie jest już trenerem Górnika Łęczna
Kilka dni temu Polski Związek Piłki Nożnej poinformował, że po dwóch latach przerwy powodowanej pandemią koronawirusa finał Fortuna Pucharu Polski odbędzie się na PGE Narodowym. Dwie poprzednie edycje rozstrzygano na arenie Lublin, gdzie przypomnijmy, zwycięzcami zostały drużyny Cracovii (po dogrywce z Lechią Gdańsk) i Rakowa Częstochowa, która wygrała z pierwszoligową Arką Gdynia 2:1. Gole dla zespołu trenera Marka Paszuna strzelili Ivi López i David Tijanić. Dla Arki Gdynia trafiał Mateusz Żebrowski.
Teraz puchar wraca do stolicy, a decydujące spotkanie rozpocznie się 2 maja o godz. 16 i oczywiście będzie transmitowane przez naszą stację. To powrót do tradycji, którą zapoczątkowano w 2014 roku i na szczęście - poza koronawirusową przerwą - będzie kontynuowana. W sześciu dotychczasowych rozegranych tam finałach trzykrotnie triumfowała Legia, która ma sumie aż 19 trofeów, Zawisza Bydgoszcz, Arka Gdynia i Lechia Gdańsk.
PZPN ogłosił też, w jaki sposób będą dystrybuowane wejściówki na mecz finałowy. Sprzedaż rozpocznie się 12 kwietnia, bilety I kategorii kosztują 80 zł, II kategorii – są 20 zł tańsze. Należy spodziewać się, że stadion wypełni się do ostatniego miejsca, zwłaszcza że dla wielu polskich rodzin finał rozgrywek pucharowych stał się nieodłącznym elementem święta flagi państwowej.
Tegorocznych finalistów wyłonią mecze, które zaplanowano we wtorek i środę. W pierwszym z nich w Grudziądzu trzecioligowa Olimpia zmierzy się z Lechem Poznań. To już trzecia konfrontacja obu drużyn w krajowym pucharze. Przed dekadą poznaniacy przegrali po dogrywce 1:2, w 2015 roku pokonali niżej notowanego przeciwnika 2:0, a mecz ten pamiętają m.in. Tomasz Kędziora i Dawid Kownacki. Co ciekawe szkoleniowcem poznaniaków był wówczas Maciej Skorża.
Tym razem Lech, który mierzy w zdobycie w tym sezonie dubletu, jest murowanym wręcz faworytem. W minionej kolejce ligowej Kolejorz pokonał na wyjeździe Śląsk Wrocław 1:0 po golu Michała Skórasia w 48. Minucie. Była to 16 ligowa wygrana Lecha w tym sezonie. Już w kolejną sobotę poznaniacy zmierzą się z Legią, ale trudno sobie wyobrazić, by trener Skorża zdecydował się na kombinowanie w składzie przed starciem w Grudziądzu. Co ciekawe w tym sezonie w Fortuna Pucharze Polski lechici nie rozegrają żadnego meczu przed własną publicznością. W dotychczasowych czterech rundach zdobyli 11 goli, nie tracąc żadnego. Ich rywalami byli kolejno: Skra Częstochowa, Unia Skierniewice, Garbarnia Kraków i Górnik Zabrze.
Olimpia to wicelider II grupy III ligi, który ustępuje jedynie Kotwicy Kołobrzeg. W miniony piątek drużyna z Grudziądza, której trenerem jest Marcin Płuska zremisowała bezbramkowo z Sokołem Kleczew. Najlepsi zawodnicy Olimpii to Jakub Bojas, zdobywca 14 goli i Tomasz Kaczmarek, który zaliczył aż 10 asyst.
Grudziądzanie poza pierwszą rundą na wyjeździe z Hutnikiem Kraków, pozostałe cztery mecze w Fortuna Pucharze Polski rozegrali u siebie. Co istotne w drugiej rundzie trafili na rezerwy Lecha, z którymi wygrali 3:0. Dwóch ostatnich przeciwników – Świt Nowy Dwór Mazowiecki oraz ekstraklasową Wisłę Kraków – wyeliminowali w konkursach rzutów karnych. Innym przeciwnikiem, którego Olimpia pozostawiła w pobitym polu, to Warta Poznań. Trzy drużyny z Poznania, dwie z Krakowa i jedna z Nowego Dworu Mazowieckiego to droga do wielkiego finału na PGE Narodowym.
Drugie spotkanie półfinałowe to rywalizacja Rakowa Częstochowa z Legią. Na stadionie przy ul. Łazienkowskiej spotkaliśmy się ze szkoleniowcem, który grał w obu klubach, a ostatnio pracował w Śląsku Wrocław.
- W Legii czuję się jak w domu. Ale tak samo jest, kiedy jadę do Częstochowy. Pół życia spędziłem w Rakowie, pół życia w Legii. Z dużym sentymentem podchodzę do starć między tymi drużynami. Kiedyś faworyt był jeden i zdecydowany, czyli Legia. Teraz już tak nie jest. Gdyby parę lat temu ktoś powiedział mi, że Raków będzie wyżej w tabeli od Legii po 25 kolejkach, uznałbym tego człowieka za szaleńca. Mądra polityka właściciela Michała Świerczewskiego spowodowała odwrócenie ról. Raków jest jednym z faworytów do mistrzostwa, a także do obrony trofeum w Pucharze. Miałem już sytuacje, kiedy byłem na stadionie, a oba te zespoły grały między sobą. Serce mam podzielone na pół. Raków mnie wychował, a Legia zrobiła piłkarza i trenera. Jeden klub to mama, a drugi to tata – opowiada Magiera.
Batalia w Częstochowie ma kilka innych podtekstów. Przypomnijmy, że ledwie kilka miesięcy temu władze klubu z Łazienkowskiej ogłosiły chęć zatrudnienia trenera Marka Papszuna. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a Legia znalazła się na krawędzi obawiając się o utrzymanie w ekstraklasie. Po powrocie na stanowisko trenera Aleksandara Vukovicia sytuacja zmieniła się na wiele lepsze. Siedem zwycięstw, dwa remisy i tylko dwie porażki pozwoliły mistrzom Polski wydźwignąć się ze strefy spadkowej aż na 10 miejsce. Do szóstego miejsca brakuje im tylko jednej wygranej, ale na awans do strefy pucharowej szanse są niemal stracone. Jedyną nadzieją, by Legia znów zagościła na europejskich boiskach jest Fortuna Puchar Polski. Przypomnijmy, klub z Warszawy jest najbardziej utytułowanym w tych rozgrywkach, wygrywał jest 19 razy, podczas gdy drugi w klasyfikacji wszech czasów Górnik Zabrze ma zaledwie sześć triumfów. Może dlatego w Częstochowie próżno szukać zdecydowanego faworyta, tym bardziej że drużyna Vukovicia gra naprawdę dobrze, a w minioną sobotę przeciwko Lechii Gdańsk rozegrał najlepszy mecz w 2022 roku.
Raków jednak broni tytułu, Raków – tak jak Lech – chce sięgnąć po dublet. W 2022 roku podopieczni Papszuna są niepokonani, punkty stracili tylko w zremisowanych spotkaniach z Górnikiem Zabrze i właśnie Legią, choć to drużyna ze stolicy prowadziła w tym meczu. Na jesieni częstochowanie wygrali przy Łazienkowskiej 3:2.
W drodze do półfinału Raków wyeliminował Stal Rzeszów, KKS Kalisz, Termalikę Nieciecza i Arkę Gdynia. Legia z kolei wygrała z Wigrami Suwałki, Świtem Skolwin, Motorem Lubin i Górnikiem Łęczna.
W magazynie mówimy także o akcji „Puchar1000goli”. To historia o tym, jak sensacje w meczach Fortuna Pucharu Polski, a także liczne gole, jakie padają w poszczególnych rundach budują polski futbol. Przypomnijmy, że akcja ta jest pomysłem sponsora tytularnego rozgrywek. Za każdego gola teoretycznie słabszego zespołu wpada do puli co najmniej tysiąc złotych. Teoretycznie słabsza drużyna wybierana jest w każdym spotkaniu aż do finału na PGE Narodowym na podstawie kursów bukmacherskich. W każdej rundzie wybierany jest też mecz rundy, w którym stawka za gol Czarnego Konia będzie zwielokrotniona. Co stanie się z pieniędzmi uzbieranymi w czasie całego sezonu. Zostaną one rozdysponowane między kluby niższych lig w kategoriach infrastrukturalnych, kibicowskich i społeczno-kulturalnych.
– Zebraliśmy ponad 80 zgłoszeń. Ponad 20 tys. ludzi głosowało, a teraz czekamy na rozstrzygnięcia w poszczególnych kategoriach. Chcemy tą akcją pokazać, że rozgrywki te nie są tylko zabawą dla najlepszych. Pozostajemy przy Pucharze Polski i jeśli akcja ta zostanie dobrze odebrana przez kibiców, będziemy ją kontynuować – mówi Konrad Komarczuk, prezes zarządu sponsora tytularnego rozgrywek, który typuje, że w finale zagra Raków z Lechem.
Rozstrzygnięcie akcji nastąpi podczas finału na PGE Narodowym, który jest dodatkowym magnesem dla kibiców z całej Polski. Już teraz możemy zagwarantować, że 2 maja w Warszawie Stadion będzie pełny. Może zdarzyć się również, że w finałowej batalii zobaczymy kilku potencjalnych uczestników mundialu w Katarze. Najważniejsi będą jednak kibice, bez nich nawet największe piłkarskie wydarzenia nie mają sensu.
Przejdź na Polsatsport.pl