Jacek Magiera: Awans na mundial to nie sukces, to obowiązek

Piłka nożna
Jacek Magiera: Awans na mundial to nie sukces, to obowiązek
fot. Cyfrasport
Jacek Magiera, trener Śląska Wrocław.

- Powinniśmy traktować awans jako coś normalnego. To nie jest wyczyn, to jest obowiązek. W XXI wieku tylko jedna impreza nam się udała, za Adama Nawałki we Francji. Jaki był klucz do sukcesu wówczas? Każdy z polskich piłkarzy był w optymalnej formie. Dlatego o mistrzostwach należy myśleć już teraz, by się do nich jak najlepiej przygotować – mówi trener Jacek Magiera, który z perspektywy historyka opowiada także o wojnie na Ukrainie.

45-letni Magiera rozstał się kilka tygodni temu ze Śląskiem Wrocław. Obecnie przymierzany jest do stanowiska szefa Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa. W klubie tym pracował, jako piłkarz i jako trener, przez kilkanaście lat. Obecnie obserwuje futbol z wygodnej perspektywy kibica. I wierzy, że najlepsze czasy dla polskiej piłki dopiero nadejdą.

 

ZOBACZ TAKŻE: "Polacy powinni umieć strzelać i obronić się w razie potrzeby. Takie mamy czasy…"


Dawno się nie widzieliśmy, a okoliczności, jakie nas otaczają, były nie do przewidzenia. Ogłoszono koniec dwuletniej pandemii, na wschodnią granicą trwa regularna wojna, a reprezentacja Polski awansowała na mundial po jednym meczu ze Szwecją. Zacznijmy jednak od piłkarzy? Wierzysz w ich powodzenie w Katarze po tym, jak wylosowali Meksyk, Argentynę i Arabię Saudyjską?


To grupa dość egzotyczna, bo zazwyczaj jesteśmy zmuszeni grać przeciwko europejskim zespołom. Smakiem mundialu będzie możliwość gry Roberta Lewandowskiego przeciwko Leo Messiemu. Dwóch najlepszych piłkarzy świata. Nie mogliśmy już trafić na Portugalię, która była losowana jak Argentyna z trzeciego koszyka, a szkoda, bo wtedy z Cristiano Ronaldo byłoby trzech najlepszych w jednej grupie. Nasza grupa mundialowa wywoła wiele emocji, ale nie chcę odpowiadać, czy zajmiemy pierwsze, drugie, a może trzecie miejsce. Istotniejszą sprawą z punktu widzenia naszej piłki jest jak najlepsze przygotowanie do tej imprezy. Doświadczył nas nieudany mundial w Rosji. Kto tam był, a teraz pojedzie na kolejne mistrzostwa, z pewnością wyciągnie wnioski i już teraz zaczną myśleć, co zrobić, by na przełomie listopada i grudnia być w życiowej formie. Nie da się jednak ukryć, że turniej ten będzie specyficzny, po raz pierwszy rozgrywany po połowie sezonu, a nie po jego zakończeniu. Najlepsi piłkarze będą mieli w nogach po kilkadziesiąt rozegranych spotkań, zostaną wyrwani w połowie sezonu, przyniesie to zupełnie nowe doświadczenia. Sfera mentalna, przygotowanie psychomotoryczne, gdzie układ nerwowy będzie w zupełnie innym stanie niż po zakończeniu rozgrywek ligowych – elementy te będą miały kolosalne znacznie. To tym większe wyzwanie dla selekcjonera. Kibicujmy reprezentacji, by wróciła z jak najlepszym rezultatem.


Naszą narodową bolączką jest nakładanie oczekiwań na reprezentację jadącą na wielką imprezę. Niezależnie od tego, jaka jest ocena naszego futbolu. Ten ciężar mocno waży? Pytam Cię jako selekcjonera reprezentacji do lat 20, która w Polsce rozgrywała mistrzostwa świata.


Nie znam trenera, selekcjonera, piłkarza, który wyjeżdżając na mundial czy mistrzostwa Europy nie marzy o sprawieniu niespodzianki, medalu, by zagrał ponad oczekiwania, był czarnym koniem całej imprezy. My jako Polska ostatni medal mistrzostwa świata zdobyliśmy 40 lat temu w Hiszpanii. Być może ta okrągła rocznica jest powodem, by zacząć mówić o sukcesie w Katarze. Głowa jednak podpowiada, by zejść na ziemię, ale jeśli wnikliwie to rozważymy, mamy podstawy myśleć o dobrym wyniku. Najlepszy piłkarz globu gra u nas, grupa doświadczonych ludzi jest wokół niego, reprezentują oni wielkie kluby jak Juventus, Napoli, Olympique Marsylia, itd., jest też zdolna młodzież wybierana do jedenastek sezonu w swoich ligach, a mam na myśli Sebastiana Szymańskiego. Są podstawy, by mierzyć nie tylko w wyjście z grupy. Ta kadra może dużo więcej, choć oczywiście apeluję o spokój.


Jak odbierasz sam awans na mundial? Z jednej strony jest euforia, nieco tłumiona wydarzeniami na Wschodzie, ale z drugiej strony w XXI wieku Polska kwalifikowała się na większość imprez. Nie była jedynie na Euro 2004 i dwóch mundialach w 2010 i 2014 roku. Daje to osiem awansów na jedenaście turniejów.


Powinniśmy traktować awans jako coś normalnego. To nie jest wyczyn, to jest obowiązek. Był okres wielkiego wyczekiwania, kiedy po Meksyku w 1986 roku czekaliśmy na następną imprezę 16 lat. Pamiętam tamten turniej, choć Hiszpania cztery lata wcześniej, o której już wspominałem, bardziej wyryła mi się w pamięci. Bo to był turniej, na którym się wychowałem, każdego zawodnika miałem w małym palcu. Wracając do pytania, obecny awans jest konsekwencją tego, że mamy coraz lepszych piłkarzy, coraz lepiej szkolimy, młodej generacji łatwiej wejść do piłki seniorskiej, ma więcej wzorców, trenerzy są coraz bardziej wyedukowani, odważniejsi, itd. Realne sukcesy przyjdą w kolejnych latach, kiedy ugruntują swoje funkcjonowanie wszystkie powstałe niedawno akademie, mam na myśli Warszawę, Poznań, Lubin, Szczecin czy nawet Krosno. Mecz ze Szwecją na Stadionie Śląskim pokazał, jak wielkie jest zapotrzebowanie społeczne na sukces, ale nie możemy traktować samego awansu jako spełnienie marzeń. Najistotniejsze jest to, co zrobimy na samym mundialu.


Ale dlaczego tylko jedna z tych jedenastu imprez się udała? Dlaczego tyko we Francji za Adama Nawałki?


Gdyby tak porozmawiać z trenerem Nawałką, piłkarzami, którzy wtedy pojechali, okazałoby się, że każdy z nich ma poczucie niedosytu. Wynik był bardzo dobry, widzieliśmy dobrą grę, ale można było więcej. Byliśmy drużyną, która powinna pokonać Portugalczyków, kto wie, co stałoby się w półfinale z Walią, może wrócilibyśmy z medalem. Jaki był klucz do sukcesu wówczas? Każdy z polskich piłkarzy był w optymalnej formie. Dlatego powtórzę, że o mistrzostwa należy myśleć już teraz, by się do nich jak najlepiej przygotować. Pięć miesięcy to dużo czasu, można zadbać o najmniejsze detale z regeneracją włącznie, bo będę się upierał, że będzie ona miała decydujące znaczenie.


Świadomość wielu piłkarzy, że to ich ostatnia impreza, jest czynnikiem motywującym, czy wręcz przeciwnie? Zawodnicy w zaawansowanym piłkarsko wieku myślą przede wszystkim o tym, by kariera klubowa trwała jak najdłużej.


Wyjazd na taką imprezę jest niesamowitym splendorem, niezależnie od statusu w klubie i wieku. Zaszczyt. Każdy piłkarz po karierze będzie rozliczany z tego, co zrobił dla reprezentacji. Każdy medal, każdy sukces na poziomie kadry to wielka wartość. Jestem przekonany, że każdy piłkarz i trener oddałby wszystkie klubowe wyczyny za chwilę chwały dla biało-czerwonych. W reprezentacji nie gra się dla pieniędzy. Patrząc na to z perspektywy Polaka-patrioty, sukcesów w kadrze nie można z niczym porównywać. Przecież każdy z tych chłopaków, którzy pojadą do Kataru, był kiedyś dzieckiem, oglądał mundial w telewizji, wielkich graczy, marzył o wyjeździe, o odśpiewaniu hymnu. Tego nie da się wyrazić słowami.


Jesteś przekonany, że tak wielka impreza może powieść się w Katarze?


Nie wiem, trudno teraz powiedzieć. Możemy mieć mnóstwo informacji, ale rzeczywistość je zweryfikuje. Można być przekonanym, że gospodarz stanie na wysokości zadania, bądźmy dobrej myśli. Nie mamy jednak wpływu na to, jak piłkarze zaprezentują się pod koniec roku, nie wiemy, jak poszczególne zespoły mogą reagować na ten stan rzeczy, inną niż w Europie pogodę. Mam przekonanie, że PZPN stworzy trenerowi kadry warunki, które pozwolą każdą sytuację przewidzieć.


Jesteśmy po dwuletnim okresie pandemii, ale właśnie wybuchła wojna na Ukrainie.


Koszmar. Mówię to jako przedstawiciel narodu, który kilkadziesiąt lat temu został mocno doświadczony przez wojnę. Wiemy, jak wyglądał nasz świat przez te kilka lat, co zostało z Warszawy w 1944 roku, jest nam przez to łatwiej zrozumieć, co czują obecnie Ukraińcy. Nasza pomoc, indywidualna czy instytucjonalna, jest taką, jaką sami chcieliśmy dostać od reszty świata 80 lat temu. Nie mogę patrzeć na obrazy z Ukrainy, mam wielu znajomych, którzy są doskonale rozeznani, opowiadają o tym, ale wciąż trudno zrozumieć, że to wszystko – bombardowania, ludobójstwo - ma miejsce w XXI wieku. Każdego dnia modlę się o to, by tak wojna się skończyła.


Jak w takich okolicznościach czerpać radość ze sportu, jak rywalizować, skoro ma to tak banalny wymiar w obliczu milionów ludzi walczących o życie kilkaset kilometrów stąd?


Sport powinien być rozrywką, wnosić pozytywne emocje. Nie będę ukrywał; kiedy wybuchła wojna, pracowałem jeszcze w Śląsku Wrocław, miałem spore problemy, by zmobilizować chłopaków do uśmiechów, radości z treningu. Tym bardziej że we Wrocławiu pracuje Ukrainka Wala, odpowiedzialna za sprzęt. Bardzo to przeżywała, wcale się nie dziwię, jako drużyna staraliśmy się pomagać, jak tylko można zbierając pieniądze, sprzęt dla ukraińskiego wojska. Właśnie warto zwrócić uwagę, że to wszystko ma miejsce kilkaset kilometrów od naszej granicy. Zniszczenia, trauma, to pozostanie na lata. Ci ludzie na co dzień chodzili do pracy, szkoły, grali w piłkę i nagle w jednej chwili wszystko się zmieniło. Nie umiem sobie wyobrazić, że dziś rozmawiamy, a jutro jest to niemożliwe, bo u nas wybucha wojna, ktoś na nas zsyła bomby. A wszystko to za sprawą kilku szaleńców.


Jesteś historykiem z wykształcenia, patrzysz na tę wojnę jak na epokowe wydarzenie, które zmieni świat na zawsze? Jest wiele takich opinii.


- Trudno powiedzieć, ale wiem jedno, że zmienimy postrzeganie naszego życia, inaczej spojrzymy też na Rosjan, choć mam wśród nich wielu znajomych. Ubolewam nad tym, choć rozumiem ten mechanizm, że przechodzimy nad wojną do porządku dziennego. Mózg człowieka szybko się przyzwyczaja, nawet do niewyobrażalnych tragedii. Nawet dopuszczamy do siebie, że może to jeszcze potrwać przez kilka miesięcy, choć jeszcze w lutym czy na początku marca szukaliśmy w mediach każdej, nawet najmniejszej informacji na ten temat.


Niech to wszystko się już skończy…

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie